Po krótkiej przerwie wracamy do Barcelony i do panów z Edge Brewing. Ziggy to sesyjna IPA, która pojawiła się na rynku wiosną 2016 roku. Chmiele wykorzystane przy warzeniu to Cascade, Nugget, Simcoe, do produkcji użyto także 6 różnych słodów. Piwo ma 4,8% alkoholu przy goryczce określonej na 30 IBU.
Barwa bursztynowo-brązowo-pomarańczowa z miodowymi odcieniami. Mocno mętna.
Wysoka po nalaniu, żółtawa piana, o niejednorodnej teksturze. Redukując się tworzy czapiaste formy, oklejając przy okazji ścianki szkła. Zwarty kożuszek na powierzchni niemal do końca konsumpcji.
Aromaty z żywymi nutami słodkich owoców tropikalnych i cytrusów jako pierwszoplanowe. W dalszej perspektywie daje się wyczuć lekko żywiczne i kwiatowe oraz ziemiste odcienie. Po chwili przyzwyczajenia powonienia do tej feerii zapachów zaczynają pojawiać się słodowe, nieco orzechowe klimaty.
Smak bynajmniej nie jest zdominowany przez jakąś wybitną goryczkę. Oczywiście jest ona obecna i stosunkowo długo wygasa w ustach, jednak jej dobre zbalansowanie ciepłymi nutami, które były już anonsowane w aromacie powoduje, że piwo jest świetnie przyswajalne. Pojawiają się mocne ziołowe nastroje (wyczuwam na przykład rozmaryn). Dodatkowo daje się wyczuć w profilu znaczną chlebową słodowość, a także leciutką kwaskowatość.
Nagazowanie nie jest zbyt wysokie, a do tego ma tendencję do wyczuwalnego spadku w trakcie degustacji.
Butelka 330ml z firmowym kapslem i typową dla browaru etykietką, utrzymaną w rysunkowej konwencji. Tym razem hipis z gitarą brzdąka pełną parą.
Bardzo fajne piwo o przyjemnym bukiecie i sensownie zrównoważonym smaku. Zarówno smak jak i zapach jest bardzo kolorowy i prowokuje do zabawy w odgadywanie niuansów. Jednocześnie Ziggy puszcza do nas oko znad gitary dając do zrozumienia, że po to piwo można sięgnąć bezstresowo w wielu okolicznościach. Taka powinna być IPA w lekkiej, sesyjnej wersji. A przecież nie zawsze tak bywa. 8,5 w skali 1-10.
Barwa bursztynowo-brązowo-pomarańczowa z miodowymi odcieniami. Mocno mętna.
Wysoka po nalaniu, żółtawa piana, o niejednorodnej teksturze. Redukując się tworzy czapiaste formy, oklejając przy okazji ścianki szkła. Zwarty kożuszek na powierzchni niemal do końca konsumpcji.
Aromaty z żywymi nutami słodkich owoców tropikalnych i cytrusów jako pierwszoplanowe. W dalszej perspektywie daje się wyczuć lekko żywiczne i kwiatowe oraz ziemiste odcienie. Po chwili przyzwyczajenia powonienia do tej feerii zapachów zaczynają pojawiać się słodowe, nieco orzechowe klimaty.
Smak bynajmniej nie jest zdominowany przez jakąś wybitną goryczkę. Oczywiście jest ona obecna i stosunkowo długo wygasa w ustach, jednak jej dobre zbalansowanie ciepłymi nutami, które były już anonsowane w aromacie powoduje, że piwo jest świetnie przyswajalne. Pojawiają się mocne ziołowe nastroje (wyczuwam na przykład rozmaryn). Dodatkowo daje się wyczuć w profilu znaczną chlebową słodowość, a także leciutką kwaskowatość.
Nagazowanie nie jest zbyt wysokie, a do tego ma tendencję do wyczuwalnego spadku w trakcie degustacji.
Butelka 330ml z firmowym kapslem i typową dla browaru etykietką, utrzymaną w rysunkowej konwencji. Tym razem hipis z gitarą brzdąka pełną parą.
Bardzo fajne piwo o przyjemnym bukiecie i sensownie zrównoważonym smaku. Zarówno smak jak i zapach jest bardzo kolorowy i prowokuje do zabawy w odgadywanie niuansów. Jednocześnie Ziggy puszcza do nas oko znad gitary dając do zrozumienia, że po to piwo można sięgnąć bezstresowo w wielu okolicznościach. Taka powinna być IPA w lekkiej, sesyjnej wersji. A przecież nie zawsze tak bywa. 8,5 w skali 1-10.