Amerykanie w Barcelonie, czyli kolejny produkt z Edge Brewing, który trafia na mój degustacyjny stół. Tym razem to potężna (9,2% alkoholu i 103 IBU) podwójna IPA, która swoją premierę miała w 2015 roku. Tradycyjnie szczegółowego składu nie podano na etykiecie.
Barwa bursztynowo-słaboherbaciana, o sporym zmętnieniu.
Piana. Piana? Przez minutę była obrączka koloru żółtawego. Potem już nic. Naprawdę nic.
Aromat bogaty, ciężki gatunkowo. Cytrusy i owoce tropikalne, kwiaty. Mamy także chmiel i lekko jakby palony słód. Gdzieś mi też tak na granicy percepcji tańczą jakieś bliżej nieokreślone zioła.
Smak mocno chmielowy, ciężki, treściwy. Wydatna, narastająca goryczka, długa i trochę zalegająca, dominująca w profilu. Dużo zielska i chmielu. Pomimo stosunkowo niewielkiej obecności owocowych estrów piwo jest dość słodkie i oleiste w odbiorze. Słodowość na wysokim poziomie. Mocno odczuwalna grzejąca smuga alkoholowa.
Nagazowanie raczej niskie, według mnie za niskie.
Butelka 330ml z tradycyjnie ciekawą etykietą, na której dzieje się. Nie jestem w stanie zebrać sensu do kupy, bo i jakieś kambodżańskie zabytkowe budowle, i jakiś chiński wóz, na którym Pan Szyszka a w otoczeniu wyznawcy padający na ziemię i jakieś dzieciaki na kinderparty... Oczywiście zdjęcie tu ukazuje tylko około 25% całości. Kapsel firmowy.
Piwo dla koneserów. Chyba trochę za ciężkie, przeładowane, trudne. Do tego procenty dają znać o sobie. Na pewno do rozsądnej degustacji, bo inaczej słynne "uliczkę znam w Barcelonie" może nabrać zbyt dosłownego wydźwięku Obiektywnie/subiektywnie (nigdy nie wiem, które słowo jest poprawne) ode mnie 7 w skali 1-10.
Barwa bursztynowo-słaboherbaciana, o sporym zmętnieniu.
Piana. Piana? Przez minutę była obrączka koloru żółtawego. Potem już nic. Naprawdę nic.
Aromat bogaty, ciężki gatunkowo. Cytrusy i owoce tropikalne, kwiaty. Mamy także chmiel i lekko jakby palony słód. Gdzieś mi też tak na granicy percepcji tańczą jakieś bliżej nieokreślone zioła.
Smak mocno chmielowy, ciężki, treściwy. Wydatna, narastająca goryczka, długa i trochę zalegająca, dominująca w profilu. Dużo zielska i chmielu. Pomimo stosunkowo niewielkiej obecności owocowych estrów piwo jest dość słodkie i oleiste w odbiorze. Słodowość na wysokim poziomie. Mocno odczuwalna grzejąca smuga alkoholowa.
Nagazowanie raczej niskie, według mnie za niskie.
Butelka 330ml z tradycyjnie ciekawą etykietą, na której dzieje się. Nie jestem w stanie zebrać sensu do kupy, bo i jakieś kambodżańskie zabytkowe budowle, i jakiś chiński wóz, na którym Pan Szyszka a w otoczeniu wyznawcy padający na ziemię i jakieś dzieciaki na kinderparty... Oczywiście zdjęcie tu ukazuje tylko około 25% całości. Kapsel firmowy.
Piwo dla koneserów. Chyba trochę za ciężkie, przeładowane, trudne. Do tego procenty dają znać o sobie. Na pewno do rozsądnej degustacji, bo inaczej słynne "uliczkę znam w Barcelonie" może nabrać zbyt dosłownego wydźwięku Obiektywnie/subiektywnie (nigdy nie wiem, które słowo jest poprawne) ode mnie 7 w skali 1-10.