Jedno z czterech butelkowych piw jakie wydał ten restauracyjny (a może już rzemieślniczy) browar z Galway. Wszystkie piwa do tej pory przeszły beczkowy egzamin, zdały go na piątkę i teraz debiutują w butelkach.
PIANA: mizerniutka, duże bąble, nietrwała, odpuszczająca pole bez dluższej walki. Biała z mizernym brązowawym odcieniem. W zasadzie nawet nie zdążyłem go zantowac po nalaniu. Można sparafrazować powiedzenie – śpieszmy się opisywać pianę, tak szybko odchodzi.
NAGAZOWANIE: słabiusieńkie. Ponieważ ze względu na kolor piwa nie da się zaobserwować babelków w tymże, sprobowałem je zobaczyć bezpośrednio na powierzchni tuż po nalaniu. Coś leciutko zasyczało przez sekundę, dwie i zniknęło.
KOLOR: czerń coca-coli, no może kolaszka jest trochę jasniejsza. Nie mam na podorędziu by porównać. Jednym slowem kolor jaki w porterze być powinien. Patrząc pod sztuczne światło lekkie czerwono-rubinowe refleksy na załamanej powierzchni szklanki.
SMAK: dawno nie piłem portera więc troszkę zapomniałem jego smaku. W zasadzie to mialem zawsze problem z odróżnieniem go od stouta ale jeśli brak kawowego posmaku jest wyróżnikiem to tutaj tak właśnie jest. Niewielka jak na portery do których przyzwyczaiłem się z polskiego podwórka moc, bo jedynie 4,8 procenta powoduje że specjalnie nie odjeżdżam przy tym piwie. W opisie na ecie jeden z kolesi z browaru o imieniu Jason pisze iż piwo z lekką nutą kawy i czekolady. Może i tak jest ale chyba bardzo niewielką jak dla mnie. Znacznie lepiej wyglądało to w opisanym wcześniej stoucie z tego browaru.
OPAKOWANIE: samoprzylepna etykieta, liternictwem przypominająca mi etki z nieczynnego od lat browaru Dublin Brewing. Logo w postaci modnej „rewolucyjnej” czerwonej gwiazdy z postacią Neptuna w niej. Wszak browar z racji położenia odwołuje się do motywów marynistycznych. Kapsel beznadrukowy czyli beznadziejny.
PIANA: mizerniutka, duże bąble, nietrwała, odpuszczająca pole bez dluższej walki. Biała z mizernym brązowawym odcieniem. W zasadzie nawet nie zdążyłem go zantowac po nalaniu. Można sparafrazować powiedzenie – śpieszmy się opisywać pianę, tak szybko odchodzi.
NAGAZOWANIE: słabiusieńkie. Ponieważ ze względu na kolor piwa nie da się zaobserwować babelków w tymże, sprobowałem je zobaczyć bezpośrednio na powierzchni tuż po nalaniu. Coś leciutko zasyczało przez sekundę, dwie i zniknęło.
KOLOR: czerń coca-coli, no może kolaszka jest trochę jasniejsza. Nie mam na podorędziu by porównać. Jednym slowem kolor jaki w porterze być powinien. Patrząc pod sztuczne światło lekkie czerwono-rubinowe refleksy na załamanej powierzchni szklanki.
SMAK: dawno nie piłem portera więc troszkę zapomniałem jego smaku. W zasadzie to mialem zawsze problem z odróżnieniem go od stouta ale jeśli brak kawowego posmaku jest wyróżnikiem to tutaj tak właśnie jest. Niewielka jak na portery do których przyzwyczaiłem się z polskiego podwórka moc, bo jedynie 4,8 procenta powoduje że specjalnie nie odjeżdżam przy tym piwie. W opisie na ecie jeden z kolesi z browaru o imieniu Jason pisze iż piwo z lekką nutą kawy i czekolady. Może i tak jest ale chyba bardzo niewielką jak dla mnie. Znacznie lepiej wyglądało to w opisanym wcześniej stoucie z tego browaru.
OPAKOWANIE: samoprzylepna etykieta, liternictwem przypominająca mi etki z nieczynnego od lat browaru Dublin Brewing. Logo w postaci modnej „rewolucyjnej” czerwonej gwiazdy z postacią Neptuna w niej. Wszak browar z racji położenia odwołuje się do motywów marynistycznych. Kapsel beznadrukowy czyli beznadziejny.