Browar z Mitchelstown nie zwalnia tempa z nowościami. Właśnie tuż przed świętami pojawiła się seria 3 piw Back to Black będąca, wg browaru, trylogią 3 piw warzonych na ciemnym słodzie mających związek z mitologią grecką, starożytnymi cywilizacjami oraz właśnie carską Rosją. Trochę widzę tutaj jakiś niejasny bo ciemny bełkot marketingowy ale to już nie mój problem. Ja skupię się na opisie piw i odlepieniu etykiet
PIANA: nalewana gdy piwo było dobrze schłodzone wyszła spora i gęsta, budująca się niczym w Guinnessie. Gdy piwo ociepliło się już dobrze w pokojowej temperaturze piana z poprzednią miała chyba tylko związek przez jasnobrązowy kolor. Jeden z ciemniejszych odcieni piany jaki widziałem. Mimo że była nadal dosyć gęsta to już nie tak gruba jak na początku i dosyć szybko zanikająca szczególnie na środku powierzchni.
NAGAZOWANIE: w przypadku stoutów i porterów nie sprawdza się moje poszukiwanie bąbli CO2 patrząc pod światło z racji oczywistego koloru piwa. Próba paszczowa acz wykonana już spory czas po nalaniu wskazała na średnie nagazowanie.
KOLOR: ciężko napisać coś orginalnego jeśli piwo jest po prostu czarne. Zarówno patrząc pod światło naturalne jak i sztuczne. Kolor więc wzorowy niczym na najsłynniejszym ze stoutów.
SMAK: pierwsze łyki to odczucie sporej słodkości piwa co w sumie mi przpasowało. Z pewnością mniej wytrawny od Guinnessa. Lekko doprawiony chili, wanilią i śladową ilością cynamonu. Mądrości wyczytane z etykiety. Moje aparaty smakowe nie są jeszcze tak wyregulowane żeby to wychwycić . Przyjemny, delikatny smak. Na prawdę doznałem zdziwienia gdy spojarzałem na etykietę podającą aż 9 procent alkoholu gdyż ja nie dałbym wiecej niż 5. No ale jeśli to prawda to chyba świadczy to o dobrze zbalansowanym piwie gdzie alkohol nie dominuje w smaku. Warte polecenia. Niestety ze względu na sporą zawartość alkoholu, „limitowość” oraz fakt że stouty generalnie nie są tanimi piwami cena ponad 3 euro za małą flaszkę nie zachęca z pewnością do powtórki.
OPAKOWANIE: kolejna etykieta trzymająca grafikę poprzednich z chyba już ponad 10 różnych piw uwarzonych w tym browarze. Kapsel bez nadruku.
PIANA: nalewana gdy piwo było dobrze schłodzone wyszła spora i gęsta, budująca się niczym w Guinnessie. Gdy piwo ociepliło się już dobrze w pokojowej temperaturze piana z poprzednią miała chyba tylko związek przez jasnobrązowy kolor. Jeden z ciemniejszych odcieni piany jaki widziałem. Mimo że była nadal dosyć gęsta to już nie tak gruba jak na początku i dosyć szybko zanikająca szczególnie na środku powierzchni.
NAGAZOWANIE: w przypadku stoutów i porterów nie sprawdza się moje poszukiwanie bąbli CO2 patrząc pod światło z racji oczywistego koloru piwa. Próba paszczowa acz wykonana już spory czas po nalaniu wskazała na średnie nagazowanie.
KOLOR: ciężko napisać coś orginalnego jeśli piwo jest po prostu czarne. Zarówno patrząc pod światło naturalne jak i sztuczne. Kolor więc wzorowy niczym na najsłynniejszym ze stoutów.
SMAK: pierwsze łyki to odczucie sporej słodkości piwa co w sumie mi przpasowało. Z pewnością mniej wytrawny od Guinnessa. Lekko doprawiony chili, wanilią i śladową ilością cynamonu. Mądrości wyczytane z etykiety. Moje aparaty smakowe nie są jeszcze tak wyregulowane żeby to wychwycić . Przyjemny, delikatny smak. Na prawdę doznałem zdziwienia gdy spojarzałem na etykietę podającą aż 9 procent alkoholu gdyż ja nie dałbym wiecej niż 5. No ale jeśli to prawda to chyba świadczy to o dobrze zbalansowanym piwie gdzie alkohol nie dominuje w smaku. Warte polecenia. Niestety ze względu na sporą zawartość alkoholu, „limitowość” oraz fakt że stouty generalnie nie są tanimi piwami cena ponad 3 euro za małą flaszkę nie zachęca z pewnością do powtórki.
OPAKOWANIE: kolejna etykieta trzymająca grafikę poprzednich z chyba już ponad 10 różnych piw uwarzonych w tym browarze. Kapsel bez nadruku.