Ostatnie z serii trzech ciemniaków świątecznych Back to Black browaru Eight Degrees. Tym razem ideologia browarników zawędrowała nie wiedzeć czemu do krainy Azteków którzy jak wszyscy piwosze wiedzą lubowali się już od tysiącleci w piwie stout.
PIANA: chyba najsłabsza z trzech piw tej serii. Niby kolor jak należy bo jasny brąz, niby puszysta i bardzo drąbnobąblasta niczym w Guinnesie, niby kremowa ale zanika tak szybko że ledwo udało uchwycić mi się ją na zdjęciu. Przy kolejnym polaniu znikała jeszcze szybciej pozostając jedynie na brzegach szklanki.
ZAPACH: wpierw powinno się chyba powąchać piwo a póżniej czytać opis na etykiecie. Ja zrobiłem niestety na odwrót i stąd mój wyniuchany lekko czekoladowy zapach jest pewnie jedynie zasugerowany opisem.
NAGAZOWANIE: niewielkie w dodatku ciężko je sprawdzić ciumkając kipersko małymi łyczkami. Pewnie gdybym się tak nie delektował i wziął pożądnego łyka albo od razu zassał mocniej z butelki udało by się wyczuć uderzenie CO2 albo wręcz jego brak.
KOLOR: w przypadku stoutów chyba opis koloru powinienem kopiować z wcześniejszych postów no bo niby jaki miałby być jak nie czarny. Rentgen w postaci spojrzenia pod światło monitora jak i światło dziene potwierdzają kompletną mroczność piwa.
SMAK: tym razem odczucia alkoholowe pasują do zawartości tegoż a wynoszącej tutaj 5,5 %. Kolejne tym razem skupione na opisaniu smaku siorpnięcie przywołuje jakiś lekko szczypiący smak. Być może chodzi o wspomniane na etykiecie chili. Posmak owej czekolady jest przynajmniej jak dla mnie prawie niezauważalny.
OPAKOWANIE: standardowa i już sztampowa etykieta tego browaru. Tym razem jej kolorostycznym akcentem jest kolor fioletowy. Kapsel bez nadruku.
PIANA: chyba najsłabsza z trzech piw tej serii. Niby kolor jak należy bo jasny brąz, niby puszysta i bardzo drąbnobąblasta niczym w Guinnesie, niby kremowa ale zanika tak szybko że ledwo udało uchwycić mi się ją na zdjęciu. Przy kolejnym polaniu znikała jeszcze szybciej pozostając jedynie na brzegach szklanki.
ZAPACH: wpierw powinno się chyba powąchać piwo a póżniej czytać opis na etykiecie. Ja zrobiłem niestety na odwrót i stąd mój wyniuchany lekko czekoladowy zapach jest pewnie jedynie zasugerowany opisem.
NAGAZOWANIE: niewielkie w dodatku ciężko je sprawdzić ciumkając kipersko małymi łyczkami. Pewnie gdybym się tak nie delektował i wziął pożądnego łyka albo od razu zassał mocniej z butelki udało by się wyczuć uderzenie CO2 albo wręcz jego brak.
KOLOR: w przypadku stoutów chyba opis koloru powinienem kopiować z wcześniejszych postów no bo niby jaki miałby być jak nie czarny. Rentgen w postaci spojrzenia pod światło monitora jak i światło dziene potwierdzają kompletną mroczność piwa.
SMAK: tym razem odczucia alkoholowe pasują do zawartości tegoż a wynoszącej tutaj 5,5 %. Kolejne tym razem skupione na opisaniu smaku siorpnięcie przywołuje jakiś lekko szczypiący smak. Być może chodzi o wspomniane na etykiecie chili. Posmak owej czekolady jest przynajmniej jak dla mnie prawie niezauważalny.
OPAKOWANIE: standardowa i już sztampowa etykieta tego browaru. Tym razem jej kolorostycznym akcentem jest kolor fioletowy. Kapsel bez nadruku.