Drugie piwo i drugie ejl z tego nowootwartego w 2014 roku browaru. Tym razem odmiana „blada”.
PIANA: piwo w momencie otwierania najprawdopodobniej było zgazowane jakimś wstrząsem. Odkapslowaniu towarzyszył lekki huk i mimo że piwo nie „wykipiłało” z butelki to po nalaniu piana stanowiła około 90 procent objętości. Gdy już opadła do powiedzmy połowy zrobiłem zdjęcie. Biała z lekkim kremowym odcieniem, dosyć puszysta, drobna i oblepiająca szkło. Trzymająca się dobrze na powierzchni nawet po minimum 20 minutach od nalania.
NAGAZOWANIE: po przejściu „pierwszej fali uderzeniowej” spowodowanej najprawdopodobniej lekkim wstrząsem uspokoiło się i bąbelki spokojnie fruną ku powierzchni jak w pozostałych piwach. Jednym słowem w normie.
KOLOR: złoto takie wpadające nieco w herbaciany odcień. Jak na pale ale wg mnie troszkę za ciemny. Klarowny.
SMAK: pierwszy i kolejne łyki i czuję dziwny acz miły jakby wiśnowy posmak. Coś w klimatach hmmm... kompotu. Goryczka prawie nieodczuwalna. Ów „kompot” wyczuwalny również w zapachu ale proszę się tym nadmiernie nie sugerować. Szukając fachowego potwierdzenia swoich doznań organoleptycznych spoglądam na etę a tam wzmianka o nowozelandzkim chmielu i tropikalnych owocach a więc coś jest na rzeczy. Alkohol 4,4 %
OPAKOWANIE: etykieta praktycznie identyczna jak w poprzednim piwie z tego browaru. W zasadzie rózni się jedynie nazwą piwa i odcieniem pomarańczowego koloru. Wg mnie powinna być znacznie bardziej różniąca się kolorystycznie. Gdy oba piwa stoją obok siebie na półce sklepowej na pierwszy rzut oka ciężko się domysleć że to 2 różne produkty. Kapsel bez nadruku.
PIANA: piwo w momencie otwierania najprawdopodobniej było zgazowane jakimś wstrząsem. Odkapslowaniu towarzyszył lekki huk i mimo że piwo nie „wykipiłało” z butelki to po nalaniu piana stanowiła około 90 procent objętości. Gdy już opadła do powiedzmy połowy zrobiłem zdjęcie. Biała z lekkim kremowym odcieniem, dosyć puszysta, drobna i oblepiająca szkło. Trzymająca się dobrze na powierzchni nawet po minimum 20 minutach od nalania.
NAGAZOWANIE: po przejściu „pierwszej fali uderzeniowej” spowodowanej najprawdopodobniej lekkim wstrząsem uspokoiło się i bąbelki spokojnie fruną ku powierzchni jak w pozostałych piwach. Jednym słowem w normie.
KOLOR: złoto takie wpadające nieco w herbaciany odcień. Jak na pale ale wg mnie troszkę za ciemny. Klarowny.
SMAK: pierwszy i kolejne łyki i czuję dziwny acz miły jakby wiśnowy posmak. Coś w klimatach hmmm... kompotu. Goryczka prawie nieodczuwalna. Ów „kompot” wyczuwalny również w zapachu ale proszę się tym nadmiernie nie sugerować. Szukając fachowego potwierdzenia swoich doznań organoleptycznych spoglądam na etę a tam wzmianka o nowozelandzkim chmielu i tropikalnych owocach a więc coś jest na rzeczy. Alkohol 4,4 %
OPAKOWANIE: etykieta praktycznie identyczna jak w poprzednim piwie z tego browaru. W zasadzie rózni się jedynie nazwą piwa i odcieniem pomarańczowego koloru. Wg mnie powinna być znacznie bardziej różniąca się kolorystycznie. Gdy oba piwa stoją obok siebie na półce sklepowej na pierwszy rzut oka ciężko się domysleć że to 2 różne produkty. Kapsel bez nadruku.