Kolejny browar jaki postanowił dorzucic swój kamyczek w modnym leżakowaniu piwa w starych beczkach po whiskey.
PIANA: bardzo pożądna. Gęsta, puszta kremóweczka jakiej nie powstydziła by się nawet wadowicka cukiernia. Z lekkim brązowym odcieniem jak na stouta przystało. Czas mija a piana dobrze kryje toń piwa.
NAGAZOWANIE: niemożliwe do obserwacji z racji koloru piwa bąble CO2. Paszczowo nie wydaje się duże choć trudno zweryfikować dopiero po pierwszym „gżdylku”.
KOLOR: nieprzenikniony zupełnie dla światła a sprawdzałem nawet pod mocne naturalne słońce. No może na samym dnie kilka rubinowych odblasków. Piwo wydaje się bardzo ale to bardzo ciemnym brązem a nie czernią.
SMAK: przedewszystkim bardzo intensywny zapach alkoholu. Już po odkapslowaniu butelki i towarzyszący niezmiennie najbliżemu otoczeniu butelki i pełnej szklanki. Z racji iż jakby nie było jest to mocne bo 7-procentowe piwo wyleżakowane przez aż 9 miesięcy w beczce po tymże destylacie zapach taki wydaje się uzasadniony. W smaku również wyraźnie czuć alkohol jednak nie kończy się na paleniu nim bebechów niczym w jabłonowskim Imperatorze i towarzyszy mu gorzki smak czekolady. Ja czuję również kwaskowaty posmak. Nie wiem zbytnio co to może być. Opis z ety nie wspomina zbytnio o żadnych fruktach ale profesjonalny ciumkacz pewnie przypisał by to jakimś chemicznym związkom. Po pewnym czasie daje zauważyć się lekka słodkość której brakowało mi na początku degustacji.
OPAKOWANIE: wzór etykiety jak w innych piwach z tego browaru. Teraz dla podkreślenia miejsca narodzin piwa ecie nadano drewniano-beczkową fakturę taką nieco zblakłą kolorystycznie. Dodatkowo z boku znaczek jakiejś serii piw dojrzewających w beczkach. Liczę więc na kolejne. Kapsel porażka po całości w stylu beznadrukowego PRL.
PIANA: bardzo pożądna. Gęsta, puszta kremóweczka jakiej nie powstydziła by się nawet wadowicka cukiernia. Z lekkim brązowym odcieniem jak na stouta przystało. Czas mija a piana dobrze kryje toń piwa.
NAGAZOWANIE: niemożliwe do obserwacji z racji koloru piwa bąble CO2. Paszczowo nie wydaje się duże choć trudno zweryfikować dopiero po pierwszym „gżdylku”.
KOLOR: nieprzenikniony zupełnie dla światła a sprawdzałem nawet pod mocne naturalne słońce. No może na samym dnie kilka rubinowych odblasków. Piwo wydaje się bardzo ale to bardzo ciemnym brązem a nie czernią.
SMAK: przedewszystkim bardzo intensywny zapach alkoholu. Już po odkapslowaniu butelki i towarzyszący niezmiennie najbliżemu otoczeniu butelki i pełnej szklanki. Z racji iż jakby nie było jest to mocne bo 7-procentowe piwo wyleżakowane przez aż 9 miesięcy w beczce po tymże destylacie zapach taki wydaje się uzasadniony. W smaku również wyraźnie czuć alkohol jednak nie kończy się na paleniu nim bebechów niczym w jabłonowskim Imperatorze i towarzyszy mu gorzki smak czekolady. Ja czuję również kwaskowaty posmak. Nie wiem zbytnio co to może być. Opis z ety nie wspomina zbytnio o żadnych fruktach ale profesjonalny ciumkacz pewnie przypisał by to jakimś chemicznym związkom. Po pewnym czasie daje zauważyć się lekka słodkość której brakowało mi na początku degustacji.
OPAKOWANIE: wzór etykiety jak w innych piwach z tego browaru. Teraz dla podkreślenia miejsca narodzin piwa ecie nadano drewniano-beczkową fakturę taką nieco zblakłą kolorystycznie. Dodatkowo z boku znaczek jakiejś serii piw dojrzewających w beczkach. Liczę więc na kolejne. Kapsel porażka po całości w stylu beznadrukowego PRL.