Devyniaragio to piwo w bardzo mało znanym u nas stylu braggot, z pograniczna piw i miodów pitnych. Do brzeczki poza słodem i chmielem dodaje się miodu, i co ciekawe, tego miodu może być nawet więcej niż słodu. Geolokalizacja takiego stylu absolutnie nie dziwi, wszak Litwa to kolebka miodosytnictwa.
W piwie pochodzącym z mikrobrowaru z Panevėžys dodatkowo mamy jeszcze sok z aronii i sok z jeżyn. Trunek jest niefiltrowany i niepasteryzowany. Ma 6,0% alkoholu.
Barwa ciemnego bursztynu, z mocnym wiśniowym akcentem. Zauważalne delikatne zmętnienie.
Piana wpadająca w różowe tony. O zróżnicowanych pęcherzykach. Słabo się lepi do szkła. Pozostaje szumowiną przez dość długo.
W aromacie piwo pachnie oczywiście mocno miodowymi nutami. Poza tym mamy dużo słodkich owoców (wpływ soków) i kwiatowe odcienie. Jest lekki kwasek i pewna doza ziarnistej słodowości.
Smak na szczęście nie jest ulepkowaty. Zaskakuje całkiem sensownym rześkim kwaskowym, owocowym obliczem. Aczkolwiek to oczywiście znów kwestia soków, podobnie jak w przypadku nieznacznej cierpkości. Miód na tolerowanym poziomie, nie męczy. Goryczka oczywiście śladowa, nawet bardziej pochodząca od owoców niż chmielu.
Nagazowanie średnie, odczuwalne na języku, ale nie szczypiące.
Butelka 500ml z dość mdłą kolorystycznie etykietą, o nieznanej mi bliżej symbolice. Jakieś pogańskie bóstwo Litwinów czy też Jaćwingów? Kapsel za to całkiem czarny.
Mam odczucia ambiwalentne odnośnie tego wypustu. Z jednej strony pije się to całkiem znośnie, z drugiej jednak od piwnych nastrojów ma jakieś 45 minut taksówką i to po pustej drodze. Miodem (osobiście nie lubię typa) nie atakuje zbytnio, za to te soki zdominowały profil ponad rozsądną miarę. W subiektywnym odczuciu tylko 6 w skali 1-10.
W piwie pochodzącym z mikrobrowaru z Panevėžys dodatkowo mamy jeszcze sok z aronii i sok z jeżyn. Trunek jest niefiltrowany i niepasteryzowany. Ma 6,0% alkoholu.
Barwa ciemnego bursztynu, z mocnym wiśniowym akcentem. Zauważalne delikatne zmętnienie.
Piana wpadająca w różowe tony. O zróżnicowanych pęcherzykach. Słabo się lepi do szkła. Pozostaje szumowiną przez dość długo.
W aromacie piwo pachnie oczywiście mocno miodowymi nutami. Poza tym mamy dużo słodkich owoców (wpływ soków) i kwiatowe odcienie. Jest lekki kwasek i pewna doza ziarnistej słodowości.
Smak na szczęście nie jest ulepkowaty. Zaskakuje całkiem sensownym rześkim kwaskowym, owocowym obliczem. Aczkolwiek to oczywiście znów kwestia soków, podobnie jak w przypadku nieznacznej cierpkości. Miód na tolerowanym poziomie, nie męczy. Goryczka oczywiście śladowa, nawet bardziej pochodząca od owoców niż chmielu.
Nagazowanie średnie, odczuwalne na języku, ale nie szczypiące.
Butelka 500ml z dość mdłą kolorystycznie etykietą, o nieznanej mi bliżej symbolice. Jakieś pogańskie bóstwo Litwinów czy też Jaćwingów? Kapsel za to całkiem czarny.
Mam odczucia ambiwalentne odnośnie tego wypustu. Z jednej strony pije się to całkiem znośnie, z drugiej jednak od piwnych nastrojów ma jakieś 45 minut taksówką i to po pustej drodze. Miodem (osobiście nie lubię typa) nie atakuje zbytnio, za to te soki zdominowały profil ponad rozsądną miarę. W subiektywnym odczuciu tylko 6 w skali 1-10.