zaw. alk. 12,0%, but. 0,33 l
przywiezione z Niemiec
Po raz kolejny odwiedzając znany sklepik w Berlinie tym razem zostałem obsłużony przez starszego jegomościa, chyba właściciela, tego samego który trochę mówi po polsku i chętnie gości w swoich progach polskich piwoszy. Widząc, że wyszukuję różne ciekawostki przyniósł mi z zaplecza butelkę tego cacuszka - i tak mam okazję testować to wyjątkowe piwo, produkowane w małych partiach, z których każda butelka oznaczana jest oddzielnym numerem.
"Zwykłego" Aventinusa piłem kiedyś i z butelki i z beczki – wyśmienite piwo. Aventinus w wersji eisbock ma oczywiście – jak przystało na eisbocka – swoją „legendę” (do której podchodzę dość sceptycznie) mówiącą o tym, w jaki to przypadkowy sposób piwo trafiło na świat. Ponoć jeszcze w czasie wojny Aventinus był rozsyłany poza Bawarię w skrzynkach, w których zimą zdarzało mu się częściowo przymarznąć. Nie przeszkadzało to wielbicielom tego piwa, którzy skrzętnie usuwali lód, ba, z czasem polubili mocniejszą, treściwszą wersję swojego ulubionego piwa. 60 lat później browar wykorzystał tamten przypadek i dziś raczy nas pszennym lodowym koźlakiem, często przez swoją moc określanym mianem „pszennego wina”.
Kolor - kawowo-beżowy, miękki i ciepły, z miodowymi refleksami pod światło, wysokie zmętnienie;
Piana - wygazowuje szybciej niż w coli; po chwili zupełnie jej brak, ginie zabita alkoholem;
Nasycenie - wysokie, pszeniczne;
Zapach - rzeczywiście coś na kształt pszennego wina: wytrawny aromat winny ze słodką nutą pszenicy i drożdży;
Smak - bardzo bogaty, niemniej zdominowany przez ostry posmak alkoholowy; ciężkie, ulepkowate piwo (dosłownie klei się do podniebienia), w którym bogactwo smaków typowo pszenicznych (pszenica z drożdżami) dopełnione jest przez niesamowitą grę estrów bananowych, goździkowych, miodowych, cynamonowych i suszonych śliwek (czym upodabnia się trochę do mocnych trapistów). Daje to specyficzny aromatyczno-słodkawy bukiet, bardzo ciężki i treściwy. W miarę ogrzewania piwa wychodzą na wierzch kolejne smaczki, których nawet nie potrafię ponazywać. Pojawia się słodki karmelowo-czekoladowy wątek. W końcówce alkohol trochę mniej daje znać o sobie ustępując miejsca pysznym nutkom pszenicznym oraz nieznacznej słodowej goryczce. Niemniej opróżnienie kufla to nie lada wyczyn.
przywiezione z Niemiec
Po raz kolejny odwiedzając znany sklepik w Berlinie tym razem zostałem obsłużony przez starszego jegomościa, chyba właściciela, tego samego który trochę mówi po polsku i chętnie gości w swoich progach polskich piwoszy. Widząc, że wyszukuję różne ciekawostki przyniósł mi z zaplecza butelkę tego cacuszka - i tak mam okazję testować to wyjątkowe piwo, produkowane w małych partiach, z których każda butelka oznaczana jest oddzielnym numerem.
"Zwykłego" Aventinusa piłem kiedyś i z butelki i z beczki – wyśmienite piwo. Aventinus w wersji eisbock ma oczywiście – jak przystało na eisbocka – swoją „legendę” (do której podchodzę dość sceptycznie) mówiącą o tym, w jaki to przypadkowy sposób piwo trafiło na świat. Ponoć jeszcze w czasie wojny Aventinus był rozsyłany poza Bawarię w skrzynkach, w których zimą zdarzało mu się częściowo przymarznąć. Nie przeszkadzało to wielbicielom tego piwa, którzy skrzętnie usuwali lód, ba, z czasem polubili mocniejszą, treściwszą wersję swojego ulubionego piwa. 60 lat później browar wykorzystał tamten przypadek i dziś raczy nas pszennym lodowym koźlakiem, często przez swoją moc określanym mianem „pszennego wina”.
Kolor - kawowo-beżowy, miękki i ciepły, z miodowymi refleksami pod światło, wysokie zmętnienie;
Piana - wygazowuje szybciej niż w coli; po chwili zupełnie jej brak, ginie zabita alkoholem;
Nasycenie - wysokie, pszeniczne;
Zapach - rzeczywiście coś na kształt pszennego wina: wytrawny aromat winny ze słodką nutą pszenicy i drożdży;
Smak - bardzo bogaty, niemniej zdominowany przez ostry posmak alkoholowy; ciężkie, ulepkowate piwo (dosłownie klei się do podniebienia), w którym bogactwo smaków typowo pszenicznych (pszenica z drożdżami) dopełnione jest przez niesamowitą grę estrów bananowych, goździkowych, miodowych, cynamonowych i suszonych śliwek (czym upodabnia się trochę do mocnych trapistów). Daje to specyficzny aromatyczno-słodkawy bukiet, bardzo ciężki i treściwy. W miarę ogrzewania piwa wychodzą na wierzch kolejne smaczki, których nawet nie potrafię ponazywać. Pojawia się słodki karmelowo-czekoladowy wątek. W końcówce alkohol trochę mniej daje znać o sobie ustępując miejsca pysznym nutkom pszenicznym oraz nieznacznej słodowej goryczce. Niemniej opróżnienie kufla to nie lada wyczyn.
Comment