Zobaczyłem Grenzquella w sklepie (k. Hamburga) i poczułem jak cofam się w czasie. Poprzedni raz piłem to piwko przed ok. dwudziestu laty, po wypatrzeniu na łóżkowym, ulicznym stoisku pomiędzy popularnymi wówczas (na takich łóżkach) Lübzerami i Paderbornerami. Wtedy chyba musiało być bardziej popularne niż teraz (browar był chyba jeszcze niezależny) i sprawiało wrażenie piwa, według ówczesnych standardów, klasy premium - złoty staniol i złocona etykieta z amerykańskimi napisami. Luksus w Polsce a.d. 1990. Teraz wygląda znacznie skromniej.
Ekstrakt nieznany, alk. 4,9 % vol.
Zapach lekko skunowaty, ale z tych, które wydają się przyjemne. Potem słód i delikatny aromatyczny chmiel. Ciut mataliczne.
Piana przyzwoita – dość wysoka, dość trwała, biała.
Gaz średni w stronę niskiego.
Kolor bladozłoty.
Smak dziwny, jak na niemieckiego pilsa – gorzko-kwaśny. Goryczka niewyszukana, ale kwasek nie taki straszny. Posmak wodnisto-gorzkawy.
Dostatecznie. Luksus dzisiaj ma zupełnie inne oblicze
Ekstrakt nieznany, alk. 4,9 % vol.
Zapach lekko skunowaty, ale z tych, które wydają się przyjemne. Potem słód i delikatny aromatyczny chmiel. Ciut mataliczne.
Piana przyzwoita – dość wysoka, dość trwała, biała.
Gaz średni w stronę niskiego.
Kolor bladozłoty.
Smak dziwny, jak na niemieckiego pilsa – gorzko-kwaśny. Goryczka niewyszukana, ale kwasek nie taki straszny. Posmak wodnisto-gorzkawy.
Dostatecznie. Luksus dzisiaj ma zupełnie inne oblicze