Sour ale, 8% alkoholu, leżakowane 18 miesięcy w beczkach po winie.
Etykieta wygląda, jakby ktoś zaprojektował ją w Wordzie, zrobił z niej obrazek w niskiej rozdzielczości, rozciągnął na chama i postanowił wydrukować. A na etykiecie umieścił ostrzeżenie, że piwo jest 'pospieszne', więc przed otwarciem należy je schłodzić. Postąpiłem więc zgodnie z instrukcją, ale piwo i tak pospiesznie wyszło z butelki, zanim zdążyłem je nachylić nad pokalem... Trudno, nie ma co płakać nad rozlanym piwem. Albo winem? Piwo wygląda właśnie jak wino, i to takie bardzo ciemno rubinowe (jestem winnym ignorantem, ale chyba są wina w takim kolorze, prawda?), do tego pachnie jak wino. Jak tanie wino; ale nie jak owocowy jabol, które za gówniarza piło się na eksa w kilkanaście sekund, tylko jak tanie, stołowe wino, które na pewno nie zadowoli smakosza tego trunku. Zapach ten miesza się z zapachem dębowego drewna, jagód i... Octu winnego. A wiem, jak pachnie i smakuje, gdyż na ostatnim weselu, na którym byłem, pomyliłem go z winem i porządnie się go napiłem...
Dobra, ustaliliśmy więc, że zapach złożony i dosyć nietypowy dla piwa. A smak? Można go w moim wypadku rozłożyć na cztery łyki. Pierwszy łyk: „czy aby nie jest zepsute”? Aż przypomniał mi się film o piwnych hipsterach rozprawiających o piwie, gdzie jeden z nich krzywi się pijąc kwaśne piwo, po czym stwierdza, że jest paskudne – chyba że to lambic, to wtedy jest świetne. I po pierwszym łyku pomyślałem, że dopiją to piwo kanałowe szczury, ale postanowiłem być twardy. Drugi łyk był już intrygujący. Piwo jest kwaśne, ale jednak niekoniecznie w ten octowy sposób, który na początku wydawał się dominujący. Czuć też karmelowe ciało z nutką czekolady, do tego czerwone owoce. Trzeci łyk? Cholera, to jest smaczne! Dochodzi do głosu goryczka, posmak drewna, trochę jakbyśmy podgryzali ołówek, tanina. Alkoholu nie czuć ani trochę. Czwarty łyk – ja cię kręcę, jakie to jest smaczne! Gryzą się tu i zwalczają posmaki winne, octowe, piwne, chmielowe, karmelowe, „beczkowe”, owocowe, na upartego nawet kawę można wyczuć! I co począć?
Przyznam szczerze, że nie wiem, czy dałbym radę wypić z miejsca drugą butelkę. Ale... Tak samo myślałem, kiedy po raz pierwszy spróbowałem piwa w tylu AIPA. Tak samo myślałem, kiedy po raz pierwszy spróbowałem hefe-weizena. Wiecie - „dobre, ale jedno i wystarczy”. Kurka, pewnie tak samo pomyślałem, jak pierwszy raz spróbowałem czegoś innego, niż głęboko-odfermentowane-jasne-pełne, a była to chyba Smocza Głowa? Albo amberowski Koźlak? A może właśnie jakiś hefe-weizen? Już nawet nie pamiętam. Wtedy też wydawało mi się to zbyt dziwne, by pić to cały wieczór, a teraz potrafię wziąć na grilla kilkupak składający się z samych ip-srip. Czy wziąłbym dajmy na to czteropak Surpompów? Chyba nie. Jeszcze nie. Ale z drugiej strony... Pisząc zdanie kończące ten opis dopijam ostatni łyk Surpompu. I w sumie mam ochotę na kolejne.
Etykieta wygląda, jakby ktoś zaprojektował ją w Wordzie, zrobił z niej obrazek w niskiej rozdzielczości, rozciągnął na chama i postanowił wydrukować. A na etykiecie umieścił ostrzeżenie, że piwo jest 'pospieszne', więc przed otwarciem należy je schłodzić. Postąpiłem więc zgodnie z instrukcją, ale piwo i tak pospiesznie wyszło z butelki, zanim zdążyłem je nachylić nad pokalem... Trudno, nie ma co płakać nad rozlanym piwem. Albo winem? Piwo wygląda właśnie jak wino, i to takie bardzo ciemno rubinowe (jestem winnym ignorantem, ale chyba są wina w takim kolorze, prawda?), do tego pachnie jak wino. Jak tanie wino; ale nie jak owocowy jabol, które za gówniarza piło się na eksa w kilkanaście sekund, tylko jak tanie, stołowe wino, które na pewno nie zadowoli smakosza tego trunku. Zapach ten miesza się z zapachem dębowego drewna, jagód i... Octu winnego. A wiem, jak pachnie i smakuje, gdyż na ostatnim weselu, na którym byłem, pomyliłem go z winem i porządnie się go napiłem...
Dobra, ustaliliśmy więc, że zapach złożony i dosyć nietypowy dla piwa. A smak? Można go w moim wypadku rozłożyć na cztery łyki. Pierwszy łyk: „czy aby nie jest zepsute”? Aż przypomniał mi się film o piwnych hipsterach rozprawiających o piwie, gdzie jeden z nich krzywi się pijąc kwaśne piwo, po czym stwierdza, że jest paskudne – chyba że to lambic, to wtedy jest świetne. I po pierwszym łyku pomyślałem, że dopiją to piwo kanałowe szczury, ale postanowiłem być twardy. Drugi łyk był już intrygujący. Piwo jest kwaśne, ale jednak niekoniecznie w ten octowy sposób, który na początku wydawał się dominujący. Czuć też karmelowe ciało z nutką czekolady, do tego czerwone owoce. Trzeci łyk? Cholera, to jest smaczne! Dochodzi do głosu goryczka, posmak drewna, trochę jakbyśmy podgryzali ołówek, tanina. Alkoholu nie czuć ani trochę. Czwarty łyk – ja cię kręcę, jakie to jest smaczne! Gryzą się tu i zwalczają posmaki winne, octowe, piwne, chmielowe, karmelowe, „beczkowe”, owocowe, na upartego nawet kawę można wyczuć! I co począć?
Przyznam szczerze, że nie wiem, czy dałbym radę wypić z miejsca drugą butelkę. Ale... Tak samo myślałem, kiedy po raz pierwszy spróbowałem piwa w tylu AIPA. Tak samo myślałem, kiedy po raz pierwszy spróbowałem hefe-weizena. Wiecie - „dobre, ale jedno i wystarczy”. Kurka, pewnie tak samo pomyślałem, jak pierwszy raz spróbowałem czegoś innego, niż głęboko-odfermentowane-jasne-pełne, a była to chyba Smocza Głowa? Albo amberowski Koźlak? A może właśnie jakiś hefe-weizen? Już nawet nie pamiętam. Wtedy też wydawało mi się to zbyt dziwne, by pić to cały wieczór, a teraz potrafię wziąć na grilla kilkupak składający się z samych ip-srip. Czy wziąłbym dajmy na to czteropak Surpompów? Chyba nie. Jeszcze nie. Ale z drugiej strony... Pisząc zdanie kończące ten opis dopijam ostatni łyk Surpompu. I w sumie mam ochotę na kolejne.
Comment