Haandbryggeriet to założony w 2005 roku w Drammen przez czterech maniaków norweski minibrowar, który wypuszcza tylko piwa górnej fermentacji i jak sam dodaje ani ich nie filtruje ani nie pasteryzuje. Humle Kanon, czyli chmielowa armata, to India Pale Ale, a jego cechą szczególną jest goryczka, która ma sięgać aż 160 IBU. Posiada też niemało alko, bo 7,5%. Oczywiście chmielone również na zimno. Szkoda, że nie podano na etykiecie (ani na stronie) dokładniejszego składu.
Barwa żółto-miodowo-pomarańczowa. Widać spore zmętnienie.
Piana jak bita śmietana! Pierwsze nalanie to praktycznie sama piana od dna. Po dwóch minutach i małej dolewce uwieczniłem efekt na zdjęciu. Opadając mocno i fantazyjnie wzorzy się na ściankach szklanki. Czapa do końca.
Aromat przechmielowo sowity we wszelkiego rodzaju nuty. Czego tu nie ma - od słodkości mango, papai poprzez cytrusy w kierunku kwiatów i perfum aż do trawiastych i żywicznych nastrojów. Na bogato
Smak jest również ekstremalny. Pojawia się arcymocna goryczka, wspierana wyraźnie przez gryzące alkoholowe odcienie. Owoce chowają się na drugi plan, ustępując miejsca żywicy, trawie, ziołom, piołunowi. Jest również trochę orzechowo i mydlasto. W posmakach ta goryczkowa część pozostaje bardzo długo.
Nagazowanie umiarkowane, przyzwoite.
Butelka z tytułową armatą i chmielową ejakulacją. Z tyłu etykiety informacja: Batch 712. Jak przypuszczam to numer kolejnej warki uwarzonej w browarze, zapewne liczony dla wszystkich piw z Haandbryggeriet. Kapsel z pięcioma czerwonymi paluchami, ale jakoś dziwnie ułożonymi.
Piwo nonkonformistyczne. Bezpardonowo nachmielone i nasączone perfidnie alkoholem. Nie ma przebacz, niczym na linii frontu. Piana i zapach idzie w generały. Jedynie 9 w skali 1-10. Bo alkohol idzie w marszałki...
Tak więc tym razem dla równowagi zdjęcie zrobione suszarką do grzybów. Bo grzybów do suszenia od suszy brak...
Barwa żółto-miodowo-pomarańczowa. Widać spore zmętnienie.
Piana jak bita śmietana! Pierwsze nalanie to praktycznie sama piana od dna. Po dwóch minutach i małej dolewce uwieczniłem efekt na zdjęciu. Opadając mocno i fantazyjnie wzorzy się na ściankach szklanki. Czapa do końca.
Aromat przechmielowo sowity we wszelkiego rodzaju nuty. Czego tu nie ma - od słodkości mango, papai poprzez cytrusy w kierunku kwiatów i perfum aż do trawiastych i żywicznych nastrojów. Na bogato
Smak jest również ekstremalny. Pojawia się arcymocna goryczka, wspierana wyraźnie przez gryzące alkoholowe odcienie. Owoce chowają się na drugi plan, ustępując miejsca żywicy, trawie, ziołom, piołunowi. Jest również trochę orzechowo i mydlasto. W posmakach ta goryczkowa część pozostaje bardzo długo.
Nagazowanie umiarkowane, przyzwoite.
Butelka z tytułową armatą i chmielową ejakulacją. Z tyłu etykiety informacja: Batch 712. Jak przypuszczam to numer kolejnej warki uwarzonej w browarze, zapewne liczony dla wszystkich piw z Haandbryggeriet. Kapsel z pięcioma czerwonymi paluchami, ale jakoś dziwnie ułożonymi.
Piwo nonkonformistyczne. Bezpardonowo nachmielone i nasączone perfidnie alkoholem. Nie ma przebacz, niczym na linii frontu. Piana i zapach idzie w generały. Jedynie 9 w skali 1-10. Bo alkohol idzie w marszałki...
Tak więc tym razem dla równowagi zdjęcie zrobione suszarką do grzybów. Bo grzybów do suszenia od suszy brak...