Jeszcze jedna IPA z bardzo aktywnego norweskiego mikrusa z Drammen. Piwo co prawda miało swoją premierę już dość dawno bo w 2010 roku, jednak dopiero teraz mam okazję je degustować. Do produkcji wykorzystano słody Maris Otter i trzy amerykańskie chmiele. Zastosowano silne chmielenie na zimno, co ma podkreślać wyjątkowość aromatów. Fyr & Flamme ma 6,5% alkoholu. Na butelce podano również kolejny numer warki - 887.
Barwa bursztynowa, z pomarańczowym odcieniem. Nieznacznie zmętniona.
Jasnożółta piana. Mięsista po nalaniu, o różnorodnej teksturze. Redukuje się do dziurawej szumowiny i wyraźnej obrączki wokół szkła.
Aromat, o wyczuwalnych nutach żywicznych, trawiastych ale przede wszystkim złożony z owocowych estrów w klimacie zarówno słodkich tropikalnych gatunków jak i cytrusów. Gdzieś w tle nieco słodowych smug. Generalnie jednak pomimo bogactwa bukietu sama intensywność aromatu nie jest zbyt wysoka.
Smak mnie bardzo miło zaskoczył. Spodziewałem się standardowego ataku mocnej goryczki i owocowych nut. A tutaj mamy coś na kształt bardzo aromatycznej gorzkiej, zimnej herbaty z suszonymi kwiatami i owocami. Goryczka subtelna i stonowana. Lekka zbożowa słodowość obok goryczki wygasa stopniowo w posmakach.
Nagazowanie niewysokie. Piwo jest stosunkowo miękkie w odbiorze.
Butelka z dość nudną rzemieślniczą etykietą, ale za to w ciepłym nastroju kolorystycznym. Paluchy zarówno na etykiecie jak i na kapslu.
Naprawdę eleganckie piwo. O bogatym profilu, ale podanym z umiarem, jakby świadomie mówiącym odbiorcy - nie jesteś byle kim, nie muszę Cię kupować feerią tanich, błyskotliwych, ale przewidywalnych chwytów, zasługujesz na coś więcej...
Dziękuję. 9,5 w skali 1-10.
PS. Obowiązkowa lekcja do odrobienia dla 3/4 krajowych rzemieślników/kontraktowców, używających więcej chmielu niż rozumu.
Barwa bursztynowa, z pomarańczowym odcieniem. Nieznacznie zmętniona.
Jasnożółta piana. Mięsista po nalaniu, o różnorodnej teksturze. Redukuje się do dziurawej szumowiny i wyraźnej obrączki wokół szkła.
Aromat, o wyczuwalnych nutach żywicznych, trawiastych ale przede wszystkim złożony z owocowych estrów w klimacie zarówno słodkich tropikalnych gatunków jak i cytrusów. Gdzieś w tle nieco słodowych smug. Generalnie jednak pomimo bogactwa bukietu sama intensywność aromatu nie jest zbyt wysoka.
Smak mnie bardzo miło zaskoczył. Spodziewałem się standardowego ataku mocnej goryczki i owocowych nut. A tutaj mamy coś na kształt bardzo aromatycznej gorzkiej, zimnej herbaty z suszonymi kwiatami i owocami. Goryczka subtelna i stonowana. Lekka zbożowa słodowość obok goryczki wygasa stopniowo w posmakach.
Nagazowanie niewysokie. Piwo jest stosunkowo miękkie w odbiorze.
Butelka z dość nudną rzemieślniczą etykietą, ale za to w ciepłym nastroju kolorystycznym. Paluchy zarówno na etykiecie jak i na kapslu.
Naprawdę eleganckie piwo. O bogatym profilu, ale podanym z umiarem, jakby świadomie mówiącym odbiorcy - nie jesteś byle kim, nie muszę Cię kupować feerią tanich, błyskotliwych, ale przewidywalnych chwytów, zasługujesz na coś więcej...
Dziękuję. 9,5 w skali 1-10.
PS. Obowiązkowa lekcja do odrobienia dla 3/4 krajowych rzemieślników/kontraktowców, używających więcej chmielu niż rozumu.