Niczego sobie po tym piwie nie obiecuję. Zdziwię się, jeśli nie będzie cienki jak dupa węża – puszkowy, niedrogi (jak na szwedzkie warunki), niskoekstraktywny koncerniak. Ale może nie mam racji? Może ten tradycyjnie wódczany kraj (zaliczany do tzw. Vodka Belt) zaskoczy mnie pozytywnie lekkim, pijalnym lagerem? Niedoczekanie moje. Piana opadła niemalże do zera w kilkanaście sekund. Wysycenie jest tam mocne, że w moim żołądku już po kilku łykach toczy się epicka batalia. Zapachu jest tyle, ile solówek na St. Anger Metalliki (czyli wcale) i smaku niewiele więcej. Jakaś śladowa słodowość, kwaskowatość jak w wodzie gazowanej i to właściwie tyle! Nawet w taki upał jak dziś picie tego nie sprawiło mi przyjemności; równie dobrze mogem nalać sobie nałęczowianki. Już nasze koncerniaki mają więcej smaku; nawet pite przeze mnie niedawno Tyskie 3,5% zdawało się mieć więcej smaku.
Biedni Szwedzi.
Biedni Szwedzi.
Comment