Kolejne piwo w nowej stylistycznie odsłonie z GK. St Edmunds to golden ale, zaś święty Edmund to pierwszy patron Anglii. Według tradycji, będąc w IXw. królem wschodniej Anglii nie chciał ugiąć karku przed najeźdźcami, Duńczykami i zginął śmiercią męczeńską. Został pochowany w Beadoricesworth, czyli w obecnym Bury St Edmunds - w którym to mieście znajduje się browar Greene King.
Samo piwo ma 4,2% alkoholu i przy warzeniu wykorzystano chmiele Cascade i First Gold oraz oczywiście słody Pale.
Barwa złocista. Klarowna.
Piana bardzo umiarkowana od nalania. Redukuje się do trwałego kożuszka nie zostawiając na szkle śladów.
Aromat z delikatnymi kwiatowymi nutami i słodowym, ziarnistym tłem oraz wyczuwalnymi drożdżami.
Smak dość mało wyrazisty, nawet jak na styl. Szybko umykająca owocowo-kwiatowa nuta, goryczka znikoma, pozostają nieznaczne słodowe odcienie. Niska treściwość.
Nagazowanie średnie, choć wyższe zbliżałoby Edmunda do kategorii napojów orzeźwiających. I niestety zauważalnie spada w osi czasu.
Butelka 330ml, z bardzo elegancką etykietą, na której nasz bohater dzierży strzałę i róg. Kapsel firmowy. Na kontrze podpis głównego piwowara. Dobra marketingowa robota, miła oku.
Ale oprawa to trochę za mało by wychwalać to piwo. Jest zbyt mocno stonowane w smaku i w zasadzie dobrze pasuje na sesyjny napój piknikowy. Niezobowiązujący i nie walący procentami w głowę. W piwnych kategoriach nudzi jednak jak wujek Romek na rybach. 6,5 w skali 1-10 i tylko dlatego by się nie narazić na gniew Edwarda. Bo wysoko siedzi skubany...
Samo piwo ma 4,2% alkoholu i przy warzeniu wykorzystano chmiele Cascade i First Gold oraz oczywiście słody Pale.
Barwa złocista. Klarowna.
Piana bardzo umiarkowana od nalania. Redukuje się do trwałego kożuszka nie zostawiając na szkle śladów.
Aromat z delikatnymi kwiatowymi nutami i słodowym, ziarnistym tłem oraz wyczuwalnymi drożdżami.
Smak dość mało wyrazisty, nawet jak na styl. Szybko umykająca owocowo-kwiatowa nuta, goryczka znikoma, pozostają nieznaczne słodowe odcienie. Niska treściwość.
Nagazowanie średnie, choć wyższe zbliżałoby Edmunda do kategorii napojów orzeźwiających. I niestety zauważalnie spada w osi czasu.
Butelka 330ml, z bardzo elegancką etykietą, na której nasz bohater dzierży strzałę i róg. Kapsel firmowy. Na kontrze podpis głównego piwowara. Dobra marketingowa robota, miła oku.
Ale oprawa to trochę za mało by wychwalać to piwo. Jest zbyt mocno stonowane w smaku i w zasadzie dobrze pasuje na sesyjny napój piknikowy. Niezobowiązujący i nie walący procentami w głowę. W piwnych kategoriach nudzi jednak jak wujek Romek na rybach. 6,5 w skali 1-10 i tylko dlatego by się nie narazić na gniew Edwarda. Bo wysoko siedzi skubany...
Comment