Piwo uwarzone we współpracy 2 rzemieślników: angielskiego browaru Hardknott oraz irlandzkiego Metalmann Brewing. Dominującym browarem w którym najprawdopodbniej powstała „większość piwa” jest browar w angielskiej Cumbrii dlatego piwo to postanowiłem przyporządkować do Anglii. Opis na tyle etykiety jako producenta wymienia jedynie browar Hardknott, pozatym irlandzki Metalmann nie posiada linii butelkującej i w ogóle nie rozlewa swoich piw do butelek. Tak czy siak na temat samego piwa:
PIANA: brązowa, dosyć gęsta jednak niezbyt wysoka i średniotrwała, pozostająca głównie na brzegach powierzchni. Miejscami ze sporymi pęcherzykami.
NAGAZOWANIE: niewielkie, obserwacja pęcherzyków CO2 nadaremna z powodu koloru piwa.
KOLOR: no właśnie, kolor...porterowy tzn zdecydowana czerń z lekkimi czerwonymi refleksami patrząc pod dzienne światło.
SMAK: przedewszystkim napisać trzeba że owe piwo jest porterem. Nie takim jaki znamy z naszego podwórka a więc dosyć krzepkim pod względem alkoholu. Tutaj jest go jedynie 6,2% co jak na warunki wyspowe i tak jest sporą dawką. Owa tytułowa Yerba to oczywiście rodzaj herbaty. Ja nie jestem jakimś jej obeznanym smakoszem dlatego nie mam pojęcia jaka owa yerba tea smakuje jednak w samym piwie jest trzeba przyznać jakiś herbaciany, delikatny posmak, zapewnei owej „yerba tea”. Piwo dosyć ożywcze, świeże. „Paloność” charakterystyczna dla porterów tutaj bardzo delikatna, jak dla mnie prawie niezauważalna. Zapach nieco herbaciany co chyba w tym przypadku dziwić nie powinno ale też jakby jakiś przyprawowy, cholera wie. Moja sensoryka jest raczej za uboga by ubrać wrażenia w słowa.
OPAKOWANIE: eta o nieregularnym kształcie/wykrojniku, typowa dla innych z tego angielskiego browaru. Na etykiecie loga obu firm. Firmowy kapselek z nadrukiem angielskiego browaru Hardknott.
PIANA: brązowa, dosyć gęsta jednak niezbyt wysoka i średniotrwała, pozostająca głównie na brzegach powierzchni. Miejscami ze sporymi pęcherzykami.
NAGAZOWANIE: niewielkie, obserwacja pęcherzyków CO2 nadaremna z powodu koloru piwa.
KOLOR: no właśnie, kolor...porterowy tzn zdecydowana czerń z lekkimi czerwonymi refleksami patrząc pod dzienne światło.
SMAK: przedewszystkim napisać trzeba że owe piwo jest porterem. Nie takim jaki znamy z naszego podwórka a więc dosyć krzepkim pod względem alkoholu. Tutaj jest go jedynie 6,2% co jak na warunki wyspowe i tak jest sporą dawką. Owa tytułowa Yerba to oczywiście rodzaj herbaty. Ja nie jestem jakimś jej obeznanym smakoszem dlatego nie mam pojęcia jaka owa yerba tea smakuje jednak w samym piwie jest trzeba przyznać jakiś herbaciany, delikatny posmak, zapewnei owej „yerba tea”. Piwo dosyć ożywcze, świeże. „Paloność” charakterystyczna dla porterów tutaj bardzo delikatna, jak dla mnie prawie niezauważalna. Zapach nieco herbaciany co chyba w tym przypadku dziwić nie powinno ale też jakby jakiś przyprawowy, cholera wie. Moja sensoryka jest raczej za uboga by ubrać wrażenia w słowa.
OPAKOWANIE: eta o nieregularnym kształcie/wykrojniku, typowa dla innych z tego angielskiego browaru. Na etykiecie loga obu firm. Firmowy kapselek z nadrukiem angielskiego browaru Hardknott.