Duży też chce się podpiąć pod piwną rewolucję, więc zmienia etykiety na kraftowy minimalizm i chmieli czym popadnie. Nie inaczej uczynił także pozostający od początku w rękach rodziny Robinsonów browar ze Stockport, wypuszczając niedawno serię nowych piw, z których kilka trafiło w moje posiadanie.
9 Hop IPA to, jak nazwa wskazuje piwo, do którego produkcji wykorzystano mieszankę 9 różnych chmieli, choć nie podano jakich. Przy takim nachmieleniu niestety nie podano wartości IBU. Trunek ma za to 6% alkoholu.
Barwa bursztynowa. W pełni przejrzysta.
Piana krótka. Jedyną pozostałością po niej zostaje po dwóch minutach cieniutka obrączka wokół szklanki.
W zapachu możemy doszukać się co prawda nut cytrusów, perfum, i może jakiejś żywicy, aczkolwiek zastanawiające są silne rozpuszczalnikowe, niepokojące nastroje, które szybko zdobywają dominację w bukiecie. Gdzieś daleko, daleko udaje się złapać jeszcze cień ziarnistej słodowości.
Smak jest specyficzny również. Po stronie chmieli są goryczkowe klimaty, ale szybko gasnące w ustach, lekko gryzące i pozbawione spodziewanej gamy estrów. Wychodzi za to spora słodowość o karmelowych smugach jak w przypadku bittera. I to w zasadzie tyle.
Nagazowanie jest niskie. Zdecydowanie zbyt niskie.
Butelka 330ml z zieloną papierową etykietą i kontrą stylizowanymi na lekki vintage. Wszędzie podkreślono, że hand crafted. Kapsel firmowy.
Coś tutaj ewidentnie poszło nie tak. No chyba, że te chmiele to tak naprędce zgarnięte z dna wora, dodatkowo potwornie zwietrzałe. Chwalenie się, że jest ich 9 przypomina w tym przypadku zachęcanie do kupna gorącego kubka z powodu jego głębokich, smakowych zalet kulinarnych. Dodatkowo mamy rozpuszczalnik w zapachu, co może sugerować błędy technologiczne. Ale rozumiem... duży wchodzi w rzemiosło to i na początku musi poudawać, że się uczy Ode mnie trzy z dwoma zatem. Czyli 5,5 w skali 1-10.
9 Hop IPA to, jak nazwa wskazuje piwo, do którego produkcji wykorzystano mieszankę 9 różnych chmieli, choć nie podano jakich. Przy takim nachmieleniu niestety nie podano wartości IBU. Trunek ma za to 6% alkoholu.
Barwa bursztynowa. W pełni przejrzysta.
Piana krótka. Jedyną pozostałością po niej zostaje po dwóch minutach cieniutka obrączka wokół szklanki.
W zapachu możemy doszukać się co prawda nut cytrusów, perfum, i może jakiejś żywicy, aczkolwiek zastanawiające są silne rozpuszczalnikowe, niepokojące nastroje, które szybko zdobywają dominację w bukiecie. Gdzieś daleko, daleko udaje się złapać jeszcze cień ziarnistej słodowości.
Smak jest specyficzny również. Po stronie chmieli są goryczkowe klimaty, ale szybko gasnące w ustach, lekko gryzące i pozbawione spodziewanej gamy estrów. Wychodzi za to spora słodowość o karmelowych smugach jak w przypadku bittera. I to w zasadzie tyle.
Nagazowanie jest niskie. Zdecydowanie zbyt niskie.
Butelka 330ml z zieloną papierową etykietą i kontrą stylizowanymi na lekki vintage. Wszędzie podkreślono, że hand crafted. Kapsel firmowy.
Coś tutaj ewidentnie poszło nie tak. No chyba, że te chmiele to tak naprędce zgarnięte z dna wora, dodatkowo potwornie zwietrzałe. Chwalenie się, że jest ich 9 przypomina w tym przypadku zachęcanie do kupna gorącego kubka z powodu jego głębokich, smakowych zalet kulinarnych. Dodatkowo mamy rozpuszczalnik w zapachu, co może sugerować błędy technologiczne. Ale rozumiem... duży wchodzi w rzemiosło to i na początku musi poudawać, że się uczy Ode mnie trzy z dwoma zatem. Czyli 5,5 w skali 1-10.
Comment