styl: American pale ale
alk. 5,4%
Electric Bear to świeżutki craft założony w sierpniu 2015 r. w Bath niedaleko Bristolu. Założyciel browaru, 48-letni Chris Lewis idealnie wpisuje się w stereotyp craftowca - hobbystycznie warzył piwo w domu, miał też jakąś robotę, ale się w niej nie spełniał, postanowił więc ją rzucić i założyć własny browar. Inwestycja kosztowała 300 tys. funtów i pozwoliła na uruchomienie zakładu o wydajności 24 hl. W miasteczku, znanym z tradycji piwowarskich, istniał przed wojną browar Bear Brewery, więc Chris nawiązał do jego nazwy ("elektryczny" dotyczy sposobu zasilania kotła warzelnego). Doświadczenia zebrane podczas pobytu w Stanach zdeterminowały profil produkcji - w Electric Bear warzy się głównie piwa nowofalowe. Nie zajmuje się tym Chris (i dobrze - lepsze piwa warzą te crafty, w których piwowar ma doświadczenie w produkcji na większą skalę), ale dokooptowany do zespołu Guillermo Alvareza, pracujący wcześniej dla St. Austell i Rebel Brewing. Oferta piw na dzień dzisiejszy jest dość skromna i obejmuje, obok nowofalowego kanonu (IPA, APA, stout) także jakiegoś golden ale, czeskiego pilsa i podwójnego koźlaka.
"Livewire" to piwo dumnie opisane na etykiecie "American style IPA", choć jego charakter i zawartość alk. klasyfikuje go jako pale ale (a wrażenia z degustacji jeszcze bardziej odsuwają je od amerykańskich wzorców, ale nie uprzedzajmy...). Piwo uwarzone zostało na słodzie bursztynowym (pale ale amber) i żytnim, z użyciem chmieli Cascade, Waimea i Summer.
BARWA: złota
ZAPACH: rozczarowujący - ciężka karmelowa słodycz, w dodatku spływająca miodem, z dalekim echem aromatów owocowych; z pewnością nie jest to aromat piwnej rewolucji
SMAK: rozczarowań ciąg dalszy; jako pale ale (nie wspominając o IPA!) piwo pełne niedoróbek; chmielu tu jak na lekarstwo, jest co prawda wyraźna aromatyczna lekkość, ale bardziej kwiatowa niż owocowa, poza tym przetkana intensywnymi perfumowanymi nutami - najwyraźniej estry wyrwały się spod kontroli; wszystko przykryte jest bardzo długą słodowością, w dodatku nie najwyższych lotów - karmel, trochę biszkoptów i mnóstwo miodu (autentycznie, piwo mogłoby uchodzić za jakieś miodowe ale - nie wiem, czy to estry, czy utlenienie moźe); no i niestety, kompletny brak goryczki; oj, słaby debiut na rynku, piwowar się nie popisał, a piwo można sklasyfikować jedynie jako tradycyjne golden ale.
alk. 5,4%
Electric Bear to świeżutki craft założony w sierpniu 2015 r. w Bath niedaleko Bristolu. Założyciel browaru, 48-letni Chris Lewis idealnie wpisuje się w stereotyp craftowca - hobbystycznie warzył piwo w domu, miał też jakąś robotę, ale się w niej nie spełniał, postanowił więc ją rzucić i założyć własny browar. Inwestycja kosztowała 300 tys. funtów i pozwoliła na uruchomienie zakładu o wydajności 24 hl. W miasteczku, znanym z tradycji piwowarskich, istniał przed wojną browar Bear Brewery, więc Chris nawiązał do jego nazwy ("elektryczny" dotyczy sposobu zasilania kotła warzelnego). Doświadczenia zebrane podczas pobytu w Stanach zdeterminowały profil produkcji - w Electric Bear warzy się głównie piwa nowofalowe. Nie zajmuje się tym Chris (i dobrze - lepsze piwa warzą te crafty, w których piwowar ma doświadczenie w produkcji na większą skalę), ale dokooptowany do zespołu Guillermo Alvareza, pracujący wcześniej dla St. Austell i Rebel Brewing. Oferta piw na dzień dzisiejszy jest dość skromna i obejmuje, obok nowofalowego kanonu (IPA, APA, stout) także jakiegoś golden ale, czeskiego pilsa i podwójnego koźlaka.
"Livewire" to piwo dumnie opisane na etykiecie "American style IPA", choć jego charakter i zawartość alk. klasyfikuje go jako pale ale (a wrażenia z degustacji jeszcze bardziej odsuwają je od amerykańskich wzorców, ale nie uprzedzajmy...). Piwo uwarzone zostało na słodzie bursztynowym (pale ale amber) i żytnim, z użyciem chmieli Cascade, Waimea i Summer.
BARWA: złota
ZAPACH: rozczarowujący - ciężka karmelowa słodycz, w dodatku spływająca miodem, z dalekim echem aromatów owocowych; z pewnością nie jest to aromat piwnej rewolucji
SMAK: rozczarowań ciąg dalszy; jako pale ale (nie wspominając o IPA!) piwo pełne niedoróbek; chmielu tu jak na lekarstwo, jest co prawda wyraźna aromatyczna lekkość, ale bardziej kwiatowa niż owocowa, poza tym przetkana intensywnymi perfumowanymi nutami - najwyraźniej estry wyrwały się spod kontroli; wszystko przykryte jest bardzo długą słodowością, w dodatku nie najwyższych lotów - karmel, trochę biszkoptów i mnóstwo miodu (autentycznie, piwo mogłoby uchodzić za jakieś miodowe ale - nie wiem, czy to estry, czy utlenienie moźe); no i niestety, kompletny brak goryczki; oj, słaby debiut na rynku, piwowar się nie popisał, a piwo można sklasyfikować jedynie jako tradycyjne golden ale.