Kolejne z angielskich piw, które przywiózł mi z Wyspy kolega z pracy.
Przy nalewaniu do szklanki tworzy się spora i gęściutka, drobnoziarnista piana. Dosyć szybko zredukowała się do grubego dywanika ale w tej formie wytrwała przez kilkanaście minut picia.
Kolor głęboki, ciemny jak na bittera.
Gazu mało, czyli w sam raz
Zapach po nalaniu całkiem intensywny, doskonały, wyraźnie chmielowy. Po pewnym czasie przebijaja się nutki karmelowe.
Po spróbowaniu pozytywnie zaskoczyła mnie treściwość - piwo jest dość gęste, aksamitnie przelewa się po języku. Zostawia przytym wyraźny smak, chmielu pyszną karmelowość, toffi z lekkim akcentem czekolady. Posmak długi. Całość doskonale zharmonizowana. Pycha!
Opakowanie widać na zdjęciu wyżej - dla mnie bomba.
Angielskie bittery obok belgijskich piw klasztornych to moja ulubiona kategoria. Nie zawiodłem się na Hobgoblinie. Zaskakująca jak na bittera treściwość, bogactwo smaków oraz piękna barwa to jego największe atuty. Dostępność w naszym kraju to największa wada
Przy nalewaniu do szklanki tworzy się spora i gęściutka, drobnoziarnista piana. Dosyć szybko zredukowała się do grubego dywanika ale w tej formie wytrwała przez kilkanaście minut picia.
Kolor głęboki, ciemny jak na bittera.
Gazu mało, czyli w sam raz
Zapach po nalaniu całkiem intensywny, doskonały, wyraźnie chmielowy. Po pewnym czasie przebijaja się nutki karmelowe.
Po spróbowaniu pozytywnie zaskoczyła mnie treściwość - piwo jest dość gęste, aksamitnie przelewa się po języku. Zostawia przytym wyraźny smak, chmielu pyszną karmelowość, toffi z lekkim akcentem czekolady. Posmak długi. Całość doskonale zharmonizowana. Pycha!
Opakowanie widać na zdjęciu wyżej - dla mnie bomba.
Angielskie bittery obok belgijskich piw klasztornych to moja ulubiona kategoria. Nie zawiodłem się na Hobgoblinie. Zaskakująca jak na bittera treściwość, bogactwo smaków oraz piękna barwa to jego największe atuty. Dostępność w naszym kraju to największa wada
Comment