Wyśmienite piwo o bardzo świeżym ziołowo-chmielowym smaku i aromacie. To piwo odwróciło moje spojrzenie na ales o 180º! Będę się starał odtworzyć te cechy w domowym warzeniu.
Kolor: Jasnobursztynowy. Piana: Całkiem wysoka, grubobąblowa. Szybko się dziurawi i opada do dużej wysepki z grubym pierścieniem, zostawiając drobne ślady na ściankach. Zapach: Bardzo przyjemny, słodowy z mocnymi, chmielowo-cytrusowymi akcentami. Zapowiada ciekawy, chmielowo-słodowy smak. Smak: Bardzo delikatny, słodowy początek połączony z kwaskowością. Po zapachu można by się spodziewać, że będzie bardziej słodowy. Szybko i sprawnie przechodzi w bardzo przyjemną, lekko cytrusową gorycz, której posmak długo zostaje w finiszu. Smaczne. Wysycenie: Średnie. Opakowanie: Jak na zdjęciu Borysko. Butelka 500 ml z tłoczeniami jak na innych z tego browaru. Etykieta prosta i całkiem ładna, kapsel dedykowany w barwach z etykiety. Na kontrze podane, że użyto chmieli Target, Chalenger i Northdown.
Kolor herbaciany, piana gęsta, ale średniotrwała. Zapach średnio intensywny i średnio przyjemny - słodowy, nieco landrynkowy, chmielowy, lekko pokrzywowy, ziemnisty. W smaku wyraźne estry, dość wyraźny słód, lekki karmel, średnia ale szlachetna (nieco ziołowa) goryczka, średnia wytrawność.
Smaczne, ale zapach mi specjalnie nie podszedł.
Jak ten browar się w końcu nazywa - Griffin czy Fuller?
Jak dla mnie proporcje pomiędzy goryczką a resztą smaku są idealne. Życzyłbym sobie częściej spożywać to piwko, ale jak mawiają Francuzi "marne szanse".
7 lat temu proporcje były idealne, teraz brakuje mi goryczki. Ale za to za ok. 10 zł można kupić w Polsce, więc pod tym względem super.
Kolor: jasny bursztyn, jak herbata Liptona z torebki [5]
Piana: biała, drobnoziarnista, niska, opada powoli, do połowy zostaje dziurawa firanka [3]
Zapach: słodowo-chmielowy, lekko ziołowy, niestety zapach jest tak słabo wyczuwalny, że poza tym nie stwierdzam żadnych innych nut, po ogrzaniu troszeczkę czuć ciasto drożdżowe z bakaliami i biszkopt; beczkowe pachnie trochę intensywniej [3.5]
Smak: słodowy, tło owocowe, wyczuwalny słaby aromat chmielu, lekka chlebowość, goryczka średnia, w sumie bardziej czuję goryczkę z BrewDoga, krórego doiero co skończyłem; w sumie to średniak; no i mam wersję z kija, dużo treściwszy, mniej gazu, trochę mocniejsza goryczka chyba, wydaje się sporo lepsze, niestety nie mam flaszki teraz dla porównania [3.5]
Nasycenie: średnie, nawet pasuje [4.5]
Opakowanie: Fullersowa flaszka firmowa, 0.5l, etykieta czerwona z białymi napisami, kapsel podobny, ze strażą pożarną mi się to kojarzy [5]
Producent: Fuller, Smith &Turner P.L.C., Griffin Brewery, Chiswick Lane South,
London W4 2QB; www.fullers.co.uk Zakupione w: Sainsbury's na Willton Rd., City of Westminster, London Degustowane: 01.02.2012r. ok. godz. 23:00GMT/05.02.2012r.
ok. godz. 0.05GMT Data ważności: 03.12.2012 Numer partii: 307 15:54 Soundtrack: "Hammered" by Motorhead
Tylko idiota ma porządek, geniusz panuje nad chaosem
Piękny, ciemnopomarańczowy, wpadający w brąz kolor. Klarowność w normie. Piana delikatnie przybrudzona, złożona z drobnych pęcherzyków, niska ale za to bardzo trwała. Aromat, powiedziałbym że średnio intensywny o wyraźnie chmielowym charakterze. Chmiel bardzo żywiczny, świerkowy z lekko owocową nutą cytrusów i truskawek. Słód w tle, biszkoptowy, może nawet odrobinę zbożowy. W smaku również dominuje chmiel, z dokładnie takim samym charakterem jak w zapachu, może trochę bardziej cytrusowy. Słodowość bardziej wyczuwalna niż w aromacie, biszkoptowa z odrobiną karmelu. Goryczka jak przystało na bittera wysoka, choć może nie tak bardzo jak można by się było spodziewać. Jak dla mnie trochę za ostra w charakterze, ale nie zalegająca i lekko ściągająca. Pełnia na poziomie średnim, nasycenie zgodnie ze stylem niskie. Piwo bardzo dobre z naprawdę fajnym żywicznym aromatem chmielu. Bardzo pijalne, takie nie nachalne i ułożone.
Barwa bursztynowo-herbaciana. Klarowna.
Piana rozczarowała. Zbyt szybko opada do gruboteksturowej szumowinki. Resztki oklejają szklankę. Do końca konsumpcji niemalże nic z niej nie pozostaje.
Przyjemny zapach słodów z mocnym akcentem owocowym. Do tego nuty słodko-karmelowe.
Smak to wyrazista goryczka i mocna doza owocowych estrów. Również wyczuwalne kwiatowe a nawet i żywiczne smaki od chmieli. Finisz średnio wytrawny. W posmaku delikatna i miła podniebieniu goryczka.
Nagazowanie jest nieco zbyt słabe. Zapewne sprzyja to marnej pianie.
Opakowanie klasyczne i niemal niezmienne od lat. Zdjęcie Borysko w zasadzie oddaje wygląd obecny, drobne zmiany na tłoczeniach butelki oraz w wyglądzie krawatki/owijki. Wyraziste, w tonacji czerwonej, zdecydowanie przyciąga wzrok na półce. Kapsel dedykowany.
London Pride to ponoć klasyka angielskich ejlów. Nie zawiodłem się - wyraziste, ale jednocześnie aksamitne zarówno w smaku jak i zapachu. Nic nie gryzie, nic nie szczypie, brak nieprzyjemnych elementów. Doskonale się pije. Godne ze wszech miar polecenia. Gdyby jeszcze choć odrobinę podnieść nagazowanie...No ale nie można mieć wszystkiego. Ode mnie 9 w skali 1-10.
Rzeczywistość jest po to, by podstawiać jej pod nos krzywe zwierciadła. Serviatus status brevis est 3603 etykiety z zagranicznych piw wypitych osobiście, 1148 recenzji piw na browar.biz (z czego 733zagraniczne opisałem i sfotografowałem jako pierwszy) - stan na 31.01.2020
zdecydowanie najlepsze piwo, jakie piłem w czasie 3-tygodniowego pobytu w Londynie. (piłem tylko te dostępne w nocnych sklepach z alkoholem, więc głównie te najpopularniejsze w Anglii i ogólnodostępne). smak opisuję z pamięci - bardzo wyrazisty, słodowy, ale też z wyraźną goryczką, pełny, bardzo dużo ciekawych posmaków, głównie owocowych, ale też z nutką karmelową i winną. zwracał uwagę też piękny, bursztynowy kolor i ciekawa konsystencja. bardzo dobre, treściwe piwo, ale pamiętam, że na tyle intensywny smak, że przy drugiej, czy trzeciej sztuce pitej jedna po drugiej piwo zaczynało męczyć tą intensywnością i treściwością. nie mniej jednak sentyment do tego piwa będę mieć zawsze
PS. taki trochę off topic, ale siedząc w tym Lądku nie mogłem zrozumieć tego, że pułki w tych monopolowych nocnych sklepach (coś w rodzaju dużych kiosków ruchu tylko, że z piwem w lodówkach i w całkiem przystępnej jak na UK cenie, ok. 1,20 funta) uginały się od polskich Tyskich, Żywców, Żubrów i innych ścieków i ludzie - nie tylko mieszkający tam Polacy - kupowali ten nasz szajs zamiast guinessów, London Pridów i innych smacznych piw, które mieli w tej samej cenie. brali te obrzydliwe Żubry po 6 zeta (w przeliczeniu) masakra...
Akurat te piwa co wymianiłeś to dla mnie taka sama strata pieniędzy jak i nasze Tysko-Żubry.
nie mówię, że to jakieś rarytasy (choć akurat London Pride to dla mnie naprawdę dobre piwo), ale stawianie znaku równości między nawet guinessem a żubrem czy tatrą to dla mnie gruba przesada. choć o gustach się oczywiście nie dyskutuje
nie mówię, że to jakieś rarytasy (choć akurat London Pride to dla mnie naprawdę dobre piwo),
London Pride to się zgodzę, fajny bitter ale. Ale mimo wszystko bardzo łatwo w Polsce dostępny, a pamiętajmy, że w Wlk. Brytanii mamy obecnie 1009 browarów, więc spokojnie da się znaleźć kilkaset ciekawszych piw. A Guinness Extra Stout znaczy obecnie dla dry stouta tyle samo co Tyskie dla jasnego lagera - ot, mieści się w swojej kategorii i tyle o nim dobrego można rzec.
London Pride to się zgodzę, fajny bitter ale. Ale mimo wszystko bardzo łatwo w Polsce dostępny, a pamiętajmy, że w Wlk. Brytanii mamy obecnie 1009 browarów, więc spokojnie da się znaleźć kilkaset ciekawszych piw. A Guinness Extra Stout znaczy obecnie dla dry stouta tyle samo co Tyskie dla jasnego lagera - ot, mieści się w swojej kategorii i tyle o nim dobrego można rzec.
Co do Guinnessa Extra Stouta to się zgodzę. W Polsce jak sięgałem po Guinnessa to zawsze po Draught Stouta, którego bardzo lubię. Teraz w UK spróbowałem po raz pierwszy Extra Stouta i zaskoczył mnie nijakością i przeciętnością. Na szczęscie w Londynie Draught Stouty dostępne są w każdym sklepiku z alko i mogąc kupić go za 1,19-1,29 GBP i mając w tej samej cenie obok na pułce Żubra, dziwiłem się, widząc ludzi sięgających po Żubry...
Co do 1009 browarów w UK to bardzo żałowałem, że nie mogłem właśnie skorzystać z okazji i popróbować mniej mainstreamowych produkcji, ale wyjazd był służbowy z zapierdzielem od rana do wieczora. tak więc zdany byłem w zasadzie tylko na nocną ofertę Pakistańczyków i ich sklepów, które odwiedzałem w pośpiechu przed pójściem do hotelu. I tam miszczami byli zdecydowanie London Pride i belgijski pszeniczniak Hoegaarden, którego uwielbiam, ale ten już cenowo bolał
no dobra, offtop się zrobił pokaźny, sorry
Comment