...kiedyś, kiedyś.... w zamierzchłych czasach PRL wyjeżdżaliśmy na zimowy obóz naukowy. Jak niektórzy pamiętaja były problemy z dostępnością alk. etyl. , a przydział kartkowy wystarczał na poranne przepłukanie gardła... Nasz genialny chemik ( aktualnie profesor w znanym zagranicznym ośrodku nauk. - dyg. ) wpadł na pomysł kupienia spirytusu salicylowego i poddania go pewnej obróbce - "uzdatnieniu"... Nie dodał tylko jednego: miał to być spirytus salicylowy z apteki a nie ze sklepu kosmetycznego... Oczywiście kupiliśmy 150 buteleczek spirytusu pieknie pachnącego lawendą a może lasem iglastym ...
Z uwagi na niskie temperatury panujące w 198...( 3 ?? ) przełamaliśmy wszelkie opory i mieszając rzeczony spirytus ze śniegiem i miodem wielką ucztę wyprawiliśmy ( koktajl a la Bory Tucholskie ). Następnego dnia.... hmmm, moze nie wypada jednak w szczegółach opowiadać. W każdym razie nigdy wiecej ochota ani okoliczności nie zmusiły mnie do tak drastycznych form zaspokojenia...
Z uwagi na niskie temperatury panujące w 198...( 3 ?? ) przełamaliśmy wszelkie opory i mieszając rzeczony spirytus ze śniegiem i miodem wielką ucztę wyprawiliśmy ( koktajl a la Bory Tucholskie ). Następnego dnia.... hmmm, moze nie wypada jednak w szczegółach opowiadać. W każdym razie nigdy wiecej ochota ani okoliczności nie zmusiły mnie do tak drastycznych form zaspokojenia...
Comment