Od ostatniego postu w dyskusji pojawiło się wiele piw z tych samych browarów, pojawiły się także nowe browary, nowe w sensie fizycznym bądź kontraktowe. Wszystko się zmienia na plus, ale w żółwim tempie. Plusem jest to, że jest coraz więcej nowych piw, gatunków na rynku, tylko, że tak naprawdę sytuacja tylko odrobinę się poprawiła. Odrobinę, bo perełek smakowych jest moim zdaniem ok. 20% wszystkich pojawiających się nowości. Reszta to jak wcześniej, Przeciętniaki w cenie doskonałych produktów Pinty czy części Ale Browaru lub Artezana. Takie sobie, przeciętne, czy nawet dobre piwo w cenie 6-8 zł w butelce w sklepie to zdecydowanie za dużo. Tyle powinno kosztować „Bardzo Dobre” piwo. Nie, nieudany eksperyment „doktora Q”, jakościowo średnie bądź słabe. Przykłady, Ursa, na 8 piw dwa tylko bardzo mi smakowały, Olimp, dobre lub słabe ale żadne bardzo dobre, kolejne z Szał Piw, w połowie wylane. Piwa nie warte swoich cen. Mam wrażenie, że wiele z tych produkcji to eksperymenty piwowarów, eksperymenty za które my, jako konsumenci płacimy. Nie byłoby w tym nic złego gdyby były to udane eksperymenty. Do tego jeszcze zraża fakt, że są one bardzo nierówne (warki - raz lepsze, raz gorsze). Czy takie byty mają sens? Czy wychodzą z założenia: uwąrzyć coś co jest modne, jakiegoś ale’a, jakąś IPĘ i będzie dobrze, lud to kupi, bez względu na jakość bo ludowi można wszystko wcisnąć. To co się u nas dzieje przypomina mi trochę scenę piwna w Albanii lub Mołdawii, masa małych browarów, nowych, z pomysłami, oryginalnych, a bardzo dobrych piw, jak na lekarstwo. Bardzo lubię stouty, co z tego jak jednego próbowałem z browaru X, a był to tylko czarno-brązowy, wygazowany cienkusz ledwie wypijalny za niemałe pieniądze.
Pijąc sporo piw z browarów „craft/kraft/rzemieślniczych/artesanal” czy jak ich tam nazwać, z bardzo wielu krajów, zastanawia mnie jedna rzecz. Czemu w Polsce te piwa są sprzedawane w butelkach 0.5l, a nie 0,33l jak to jest w większości innych krajów? Niech będą w obu pojemnościach. Wtedy zakupię małe, jeśli mi podpasuje, następne kupię w dużej butelce. Ale nie, u nas wszyscy butelkują swoje piwa do butelek 0,5l. Dlaczego? Bo ich nie stać na małe? Bo nie mają takich możliwości? Jak widać Pinta, Widawa i Olimp mogą lać do małych. Dlaczego np. Olimp swoich wszystkich produktów nie wypuści do małych butelek, wtedy sam najpierw kupiłbym małą, spróbował. Mniejsza strata dla mnie jako konsumenta bo mniej ewentualnie wyleję do zlewu.
Całe szczęście, że minęła moda na wity-srity. Teraz mamy nową modę – zabić piwo chmielem. Osobiście do chmielonych Pale Ale czy India Pale Ale nic nie mam, ba, bardzo je lubię ale to się tyczy jedynie bardzo dobrych piw. Co mamy teraz? Dowalanie chmielu wszędzie gdzie popadnie, jasne, ciemne, brązowe, czarne – im więcej chmielu, tym lepiej. Odnoszę wrażenie, ze na tych chmielowych dopalaczach browary chcą pociągnąć tak długo jak tylko się da. Dlaczego? Bo w nawet kiepskim piwie, chmielowa gorycz zabije jego niedoskonałość, bo konsument czując mocną gorycz będzie piał w zachwytach jakie to piwo jest cudownie chmielowe nie zauważając jego wad. Tak ma wyglądać rewolucja? Wszystko co nowe to musi być chmielowe? Przecież to już zaczyna być nudne. Ostatnio ktoś napisał, że w nowym Zwierzyńcu za mało jest chmielu, no ludzie, litości. Inny przykład, chciano wejść z nowym piwem (bardzo dobrym lagerem) do piwnego lokalu w W-wie. I co? Właściciel lokalu odpowiedział, jak to nie jest IPA to nie weźmie. Czy tak już ten chmiel w głowach poprzewracał? Mamy już IPY jasne, czarne, IPY na wicie, porterową IPĘ, zaczynają się pojawiać IPY „regionalne” jak Kiwi IPA, polska IPA, pewnie kwestia czasu aż będzie IPA Burkina Faso czy Bagdad IPA, miodowa IPA lub cała masa owocowych IP.
Mamy nowego Boga IPĘ. Jak każdy nowy Bóg, ma swoją rzeszę wyznawców. Problem w tym, że część wyznawców IPY to fundamentaliści na podobieństwo opcji toruńskiej. Bez względu co i jak kto uwarzył, ręka (słowo) podniesione na IPĘ spotka się z radykalnym antagonizmem.
Dlaczego? Można usłyszeć, tyle lat u nas nic nie było więc trzeba się zamknąć i siedzieć cicho. Nie będę siedzieć cicho bo tego chmielu w piwie obecnie jest do znudzenia. To tak jak z ekstremalnie ostrymi potrawami. Od czasu do czasu uwielbiam zjeść taką która mi wszystko wypali, ledwie czując pozostałe smaki, ale to od czasu do czasu. Tak samo z piwem, lubię IPĘ od czasu do czasu ale nie non stop. Szczególnie nowe pokolenie, niezwykle hałaśliwe, najmądrzejsze, ceni kolejną po walentynkach i hallowen modłę z Ameryki – Amarillo, Cascade etc. Nie pamiętając (bo nie znając) smaków polskich piw sprzed 1990 roku. Wtedy to były portery, to były koźlaki, to były pilsy, marcowe, ciemne. Doskonałe piwa od których obecnie się odchodzi na rzecz chmielu zza oceanu. Czemu nikt z nowych rzemieślników nie rzuci się na takie piwo? Bo takie piwo, bardzo dobre ciężko zrobić. To jest sztuka piwowarska, sztuką nie jest dowalenie chmielu bo to każdy potrafi. Pozwolę sobie zacytować jednego forumowicza, oceniającego Pilsa z browaru rzemieślniczego (zagranicznego): X Pilsner to doskonały przykład na to, że uwarzenie dobrego pilznera to sztuka i nawet browary rzemieślnicze mogą mieć z nim problemy. I te słowa są świętą prawdą mającą odzwierciedlenie również na naszym, krajowym podwórku.
Śmieszy mnie np. na przykładzie portera Imperialnego z Pinty, próba wmówienia przez wyznawców IPY, że jestem głupi bo kupując tego portera powinieniem wiedzieć, że słowo „Imperialny” oznacza zachmielony. Nic bardziej mylnego, może oznaczać ale nie musi. „Imperialny” znaczy mocniejszy, treściwszy, pełniejszy, bardziej-bardziej w każdym calu, może też być bardziej nachmielony, jednak powtórzę – nie musi.
Teraz nudą już zaczyna trącić próbowanie piw z craft breweries z zagranicy, 90% prawie identyczne w smaku, chmiele, chmiele i jeszcze więcej chmieli. Dlatego zawsze z przyjemnością jeżdżę na Słowację czy do Czech bo tam sztuka warzenia klasyków jest opanowana. Całe szczęście, że powstają na krajowym rynku perełki warzące też bardzo dobre klasyki, są to niestety tylko browary restauracyjne więc ich dostępność jest mocno ograniczona. Pijąc ich produkty otrzymałem dużo przyjemności i wiary, że „u nas też potrafią”. Takimi doskonałymi przykładami jest Rzeszów czy Kościerzyna (choć pszenica z ostatniego była średnia).
Mamy nowy rok, co najmniej kilka nowych browarów, kontraktowych i rzemieślniczych ruszy ze swoimi nowymi produktami. Co to będzie? Sam już nie wiem, bać się czy płakać, czy jednak mieć nadzieję. Czas zweryfikuje.
Pijąc sporo piw z browarów „craft/kraft/rzemieślniczych/artesanal” czy jak ich tam nazwać, z bardzo wielu krajów, zastanawia mnie jedna rzecz. Czemu w Polsce te piwa są sprzedawane w butelkach 0.5l, a nie 0,33l jak to jest w większości innych krajów? Niech będą w obu pojemnościach. Wtedy zakupię małe, jeśli mi podpasuje, następne kupię w dużej butelce. Ale nie, u nas wszyscy butelkują swoje piwa do butelek 0,5l. Dlaczego? Bo ich nie stać na małe? Bo nie mają takich możliwości? Jak widać Pinta, Widawa i Olimp mogą lać do małych. Dlaczego np. Olimp swoich wszystkich produktów nie wypuści do małych butelek, wtedy sam najpierw kupiłbym małą, spróbował. Mniejsza strata dla mnie jako konsumenta bo mniej ewentualnie wyleję do zlewu.
Całe szczęście, że minęła moda na wity-srity. Teraz mamy nową modę – zabić piwo chmielem. Osobiście do chmielonych Pale Ale czy India Pale Ale nic nie mam, ba, bardzo je lubię ale to się tyczy jedynie bardzo dobrych piw. Co mamy teraz? Dowalanie chmielu wszędzie gdzie popadnie, jasne, ciemne, brązowe, czarne – im więcej chmielu, tym lepiej. Odnoszę wrażenie, ze na tych chmielowych dopalaczach browary chcą pociągnąć tak długo jak tylko się da. Dlaczego? Bo w nawet kiepskim piwie, chmielowa gorycz zabije jego niedoskonałość, bo konsument czując mocną gorycz będzie piał w zachwytach jakie to piwo jest cudownie chmielowe nie zauważając jego wad. Tak ma wyglądać rewolucja? Wszystko co nowe to musi być chmielowe? Przecież to już zaczyna być nudne. Ostatnio ktoś napisał, że w nowym Zwierzyńcu za mało jest chmielu, no ludzie, litości. Inny przykład, chciano wejść z nowym piwem (bardzo dobrym lagerem) do piwnego lokalu w W-wie. I co? Właściciel lokalu odpowiedział, jak to nie jest IPA to nie weźmie. Czy tak już ten chmiel w głowach poprzewracał? Mamy już IPY jasne, czarne, IPY na wicie, porterową IPĘ, zaczynają się pojawiać IPY „regionalne” jak Kiwi IPA, polska IPA, pewnie kwestia czasu aż będzie IPA Burkina Faso czy Bagdad IPA, miodowa IPA lub cała masa owocowych IP.
Mamy nowego Boga IPĘ. Jak każdy nowy Bóg, ma swoją rzeszę wyznawców. Problem w tym, że część wyznawców IPY to fundamentaliści na podobieństwo opcji toruńskiej. Bez względu co i jak kto uwarzył, ręka (słowo) podniesione na IPĘ spotka się z radykalnym antagonizmem.
Dlaczego? Można usłyszeć, tyle lat u nas nic nie było więc trzeba się zamknąć i siedzieć cicho. Nie będę siedzieć cicho bo tego chmielu w piwie obecnie jest do znudzenia. To tak jak z ekstremalnie ostrymi potrawami. Od czasu do czasu uwielbiam zjeść taką która mi wszystko wypali, ledwie czując pozostałe smaki, ale to od czasu do czasu. Tak samo z piwem, lubię IPĘ od czasu do czasu ale nie non stop. Szczególnie nowe pokolenie, niezwykle hałaśliwe, najmądrzejsze, ceni kolejną po walentynkach i hallowen modłę z Ameryki – Amarillo, Cascade etc. Nie pamiętając (bo nie znając) smaków polskich piw sprzed 1990 roku. Wtedy to były portery, to były koźlaki, to były pilsy, marcowe, ciemne. Doskonałe piwa od których obecnie się odchodzi na rzecz chmielu zza oceanu. Czemu nikt z nowych rzemieślników nie rzuci się na takie piwo? Bo takie piwo, bardzo dobre ciężko zrobić. To jest sztuka piwowarska, sztuką nie jest dowalenie chmielu bo to każdy potrafi. Pozwolę sobie zacytować jednego forumowicza, oceniającego Pilsa z browaru rzemieślniczego (zagranicznego): X Pilsner to doskonały przykład na to, że uwarzenie dobrego pilznera to sztuka i nawet browary rzemieślnicze mogą mieć z nim problemy. I te słowa są świętą prawdą mającą odzwierciedlenie również na naszym, krajowym podwórku.
Śmieszy mnie np. na przykładzie portera Imperialnego z Pinty, próba wmówienia przez wyznawców IPY, że jestem głupi bo kupując tego portera powinieniem wiedzieć, że słowo „Imperialny” oznacza zachmielony. Nic bardziej mylnego, może oznaczać ale nie musi. „Imperialny” znaczy mocniejszy, treściwszy, pełniejszy, bardziej-bardziej w każdym calu, może też być bardziej nachmielony, jednak powtórzę – nie musi.
Teraz nudą już zaczyna trącić próbowanie piw z craft breweries z zagranicy, 90% prawie identyczne w smaku, chmiele, chmiele i jeszcze więcej chmieli. Dlatego zawsze z przyjemnością jeżdżę na Słowację czy do Czech bo tam sztuka warzenia klasyków jest opanowana. Całe szczęście, że powstają na krajowym rynku perełki warzące też bardzo dobre klasyki, są to niestety tylko browary restauracyjne więc ich dostępność jest mocno ograniczona. Pijąc ich produkty otrzymałem dużo przyjemności i wiary, że „u nas też potrafią”. Takimi doskonałymi przykładami jest Rzeszów czy Kościerzyna (choć pszenica z ostatniego była średnia).
Mamy nowy rok, co najmniej kilka nowych browarów, kontraktowych i rzemieślniczych ruszy ze swoimi nowymi produktami. Co to będzie? Sam już nie wiem, bać się czy płakać, czy jednak mieć nadzieję. Czas zweryfikuje.
Comment