Kiedy kilka miesięcy temu przyjeżdżałem do Cardiff wiedząc, że zagoszczę tu na dłużej, serce mi się kroiło na myśl, że muszę pozostawić za sobą całą naszą piwną rewolucję. Coraz więcej nowych browarów, premiery nowych piw, Piwoteka, w której polowało się na każdą nowość... Wiedziałem oczywiście, że na Wyspach też powstają nowofalowe browary, ale - poza BrewDogiem - jakoś ginęły one w cieniu amerykańskich, włoskich czy holenderskiego De Molena. Rzeczywiście, będąc już na miejscu trudno nie ulec dominacji tradycyjnego bittera (nie mówiąc nawet o rwącej rzece koncernowych lagerów). Ale do czasu. Zacząłem zaglądać do specjalistycznych sklepów, czytać tutejsze blogi i fora, gruntownie zgłębiać temat i... usiadłem z wrażenia. Trafiłem w sam środek brytyjskiej piwnej rewolucji! Skala zjawiska jest oszałamiająca. Zacząłem gromadzić na ten temat różne informacje, którymi chętnie podzielę się na naszym forum, bo za leniwy jestem na prowadzenie jakichś blogów itp. Jeżeli ktoś dorzuci coś od siebie, to też chętnie poczytam. Od razu zaznaczam, że nie będę prowadził tu żadnej polemiki, po prostu garść faktów.
Na rynku piwa w UK trwa rewolucja. Z dala od wielkich budżetów na sponsoring imprez sportowych, poza zasięgiem szumu medialnego. Jak kraj długi i szeroki, powstają małe browary, warzące piwo tradycyjnymi metodami.
Tak dużą liczbę browarów w kraju ostatni raz odnotowano w latach 70. Funkcjonuje powiedzenie (zresztą zasłyszane już gdzieś kiedyś), że na Wyspach dzisiaj nie produkuje się piwa, którego nie polubisz - po prostu jeszcze go nie znalazłeś.
Przyszłość brytyjskiego piwowarstwa nie zawsze była taka różowa. Niegdyś kraj był największym producentem piwa na świecie, ale pod koniec lat 60. XX wieku branża leciała w przepaść. Tradycyjne brytyjskie cask ale - tak uznane w świecie, ale mniej na własnym podwórku - wypierane było przez masowo produkowane bittery w kegach i kiepskie, wodniste lagery. Aby ratować tradycje piwowarskie, w 1971 r. utworzono CAMRA (Campaign for Real Ale) - organizację, która przywróciła cask ale do łask, ale jednocześnie napotkała problemy wizerunkowe. Akcje promocyjne w sposób oczywisty odwoływały się do historii i tradycji, co zniechęcało nowych, młodych konsumentów.
Aż pewnego dnia pojawił się człowiek kompletnie spoza branży, który brytyjskie piwowarstwo postawił jednym ruchem na nogi. Mowa o Gordonie Brownie, późniejszym premierze, który w 2002 r. - będąc wówczas Kanclerzem Skarbu - wprowadził w ramach tzw. Progressive Beer Duty ulgi podatkowe dla najmniejszych browarów. Liczba małych browarów zaczęła szybko rosnąć. Początkowo produkowały one podobne cask ale, jak stare, tradycyjne browary. Ale wkrótce zaczęły docierać do UK zagraniczne piwa o nieznanym dotąd intensywnym smaku, aromacie i większej mocy. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Piwa pochodziły z kraju znanego z tego, że jest kompletną piwną pustynią. Mowa oczywiście o Stanach, gdzie trzy identyczne marki piwa podzieliły między siebie 80% rynku. Do momentu, kiedy browary rzemieślnicze nie rozpoczęły przywracania starych stylów piwnych, a nowe odmiany chmielu z Zach. Wybrzeża poraziły wszystkich bogactwem aromatów cytrusowych.
Wtedy właśnie, ówcześni pionierzy, jak browar Dark Star z Sussex, rozpoczęli import amerykańskiego chmielu, a Meantime z Greenwich w Londynie - wydobywanie starych receptur i wskrzeszanie dawnych, zapomnianych stylów. Pionierskim przedsięwzięciem był też założony w 2005 r. przez dwóch chłopaków, Martina Dickie i Stefano Cossi, browar Thornbridge, znany z wielu piwnych eksperymentów wykorzystujących najrozmaitsze receptury. I kiedy w 2007 r. Martin Dickie odchodził z Thornbridge, aby wspólnie z Jamesem Wattem założyć zbuntowanego, punkowego BrewDoga, brytyjski craft miał już spory panteon swoich bohaterów.
Nastąpiła eksplozja popytu. Obecnie w UK jest ponad 800 browarów, więcej niż kiedykolwiek wcześniej od czasów II wojny światowej, i co rok powstaje 80 nowych. Liczba członków CAMRA podwoiła się w ciągu ostatnich lat, a organizowane przez nią festiwale pękają w szwach. Jak mówi Watt, szef BrewDoga: "Byliśmy coraz bardziej rozczarowani tym, co jest na rynku, pragnęliśmy czegoś więcej niż tylko ugasić pragnienie".
Co ciekawe, do wzrostu popytu na nowe piwa przyczyniła się także recesja gospodarcza. Jak mówi Emma Cole, manager z Craft Beer Co. w Brighton: "Ludzie nie mają już tyle pieniędzy i rzadziej zaglądają do pubów. Ale jak już idą, szukają czegoś innego i lepszego niż zwykle. Nasi klienci to ludzie w wieku 25-45 lat, ustabilizowani, ale nie szastający pieniędzmi. To ludzie, którzy są świadomi, co kupują, zwłaszcza jeśli chodzi o żywność i napoje".
Duża część popularności piwowarstwa rzemieślniczego wynika stąd, że jest ono otwarte dla każdego. Piwowarzy, tacy jak Gazz Williams i Brad Cummings, którzy założyli browar Tiny Rebel w Newport, wcześniej byli zapalonymi piwowarami domowymi. Cummings mówi: "Warzenie piwa jest jak gotowanie. Analizujesz przepisy, gromadzisz różne składniki, a wkrótce stwierdzasz, że udało ci się zrobić lepsze piwo niż podają w pubie obok".
Związków piwowarstwa rzemieślniczego z aktualną modą na kupowanie żywności jest bardzo wiele: nacisk na produkty lokalne, naturalne składniki, bardziej zdecydowane smaki i rzemieślnicze sposoby wytwarzania.
Evin O'Riordain pracował dla firmy handlującej serami Neal's Yard Dairy i właśnie zajmował się zakładaniem nowego sklepu w Nowym Jorku, kiedy odkrył amerykańską scenę craft. "Idąc do brytyjskiego pubu piwo podaje ci osoba, która nic o nim nie wie" - mówi Evin - "Pomyślałem, że jest tu miejsce dla tych, którzy chcą potraktować piwo z większym szacunkiem". Po powrocie do Anglii, O'Riordain rozpoczął warzenie piwa w amerykańskim stylu na domowych brew-kitach. Po pierwszych sukcesach dał sobie spokój z serem i otworzył słynny dziś browar The Kernel. Oferta Kernela jest odzwierciedleniem całego brytjskiego craftu: cytrusowe pale ale, goryczkowe IPA, czekoladowo-kawowe stouty i portery.
Ale piwo niekoniecznie jest gotowe w chwili zakończenia procesu warzenia - zgodnie z aktualnymi trendami piwo trafia do drewnianych beczek po rozmaitych winach bądź destylatach, nadających mu nowego smaku. Szkocki Harviestoun podpisał kilka lat temu kontrakt z destylarnią Highland Park i przechowuje swoje piwo "Old Engine Oil" w beczkach po whisky różnych roczników. Piwo z beczki po 40-letniej whisky trafia niemal w całości do Nowego Jorku, gdzie sprzedawane jest w cenie $50 za butelkę 0,33l.
Na rynku piwa w UK trwa rewolucja. Z dala od wielkich budżetów na sponsoring imprez sportowych, poza zasięgiem szumu medialnego. Jak kraj długi i szeroki, powstają małe browary, warzące piwo tradycyjnymi metodami.
Tak dużą liczbę browarów w kraju ostatni raz odnotowano w latach 70. Funkcjonuje powiedzenie (zresztą zasłyszane już gdzieś kiedyś), że na Wyspach dzisiaj nie produkuje się piwa, którego nie polubisz - po prostu jeszcze go nie znalazłeś.
Przyszłość brytyjskiego piwowarstwa nie zawsze była taka różowa. Niegdyś kraj był największym producentem piwa na świecie, ale pod koniec lat 60. XX wieku branża leciała w przepaść. Tradycyjne brytyjskie cask ale - tak uznane w świecie, ale mniej na własnym podwórku - wypierane było przez masowo produkowane bittery w kegach i kiepskie, wodniste lagery. Aby ratować tradycje piwowarskie, w 1971 r. utworzono CAMRA (Campaign for Real Ale) - organizację, która przywróciła cask ale do łask, ale jednocześnie napotkała problemy wizerunkowe. Akcje promocyjne w sposób oczywisty odwoływały się do historii i tradycji, co zniechęcało nowych, młodych konsumentów.
Aż pewnego dnia pojawił się człowiek kompletnie spoza branży, który brytyjskie piwowarstwo postawił jednym ruchem na nogi. Mowa o Gordonie Brownie, późniejszym premierze, który w 2002 r. - będąc wówczas Kanclerzem Skarbu - wprowadził w ramach tzw. Progressive Beer Duty ulgi podatkowe dla najmniejszych browarów. Liczba małych browarów zaczęła szybko rosnąć. Początkowo produkowały one podobne cask ale, jak stare, tradycyjne browary. Ale wkrótce zaczęły docierać do UK zagraniczne piwa o nieznanym dotąd intensywnym smaku, aromacie i większej mocy. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Piwa pochodziły z kraju znanego z tego, że jest kompletną piwną pustynią. Mowa oczywiście o Stanach, gdzie trzy identyczne marki piwa podzieliły między siebie 80% rynku. Do momentu, kiedy browary rzemieślnicze nie rozpoczęły przywracania starych stylów piwnych, a nowe odmiany chmielu z Zach. Wybrzeża poraziły wszystkich bogactwem aromatów cytrusowych.
Wtedy właśnie, ówcześni pionierzy, jak browar Dark Star z Sussex, rozpoczęli import amerykańskiego chmielu, a Meantime z Greenwich w Londynie - wydobywanie starych receptur i wskrzeszanie dawnych, zapomnianych stylów. Pionierskim przedsięwzięciem był też założony w 2005 r. przez dwóch chłopaków, Martina Dickie i Stefano Cossi, browar Thornbridge, znany z wielu piwnych eksperymentów wykorzystujących najrozmaitsze receptury. I kiedy w 2007 r. Martin Dickie odchodził z Thornbridge, aby wspólnie z Jamesem Wattem założyć zbuntowanego, punkowego BrewDoga, brytyjski craft miał już spory panteon swoich bohaterów.
Nastąpiła eksplozja popytu. Obecnie w UK jest ponad 800 browarów, więcej niż kiedykolwiek wcześniej od czasów II wojny światowej, i co rok powstaje 80 nowych. Liczba członków CAMRA podwoiła się w ciągu ostatnich lat, a organizowane przez nią festiwale pękają w szwach. Jak mówi Watt, szef BrewDoga: "Byliśmy coraz bardziej rozczarowani tym, co jest na rynku, pragnęliśmy czegoś więcej niż tylko ugasić pragnienie".
Co ciekawe, do wzrostu popytu na nowe piwa przyczyniła się także recesja gospodarcza. Jak mówi Emma Cole, manager z Craft Beer Co. w Brighton: "Ludzie nie mają już tyle pieniędzy i rzadziej zaglądają do pubów. Ale jak już idą, szukają czegoś innego i lepszego niż zwykle. Nasi klienci to ludzie w wieku 25-45 lat, ustabilizowani, ale nie szastający pieniędzmi. To ludzie, którzy są świadomi, co kupują, zwłaszcza jeśli chodzi o żywność i napoje".
Duża część popularności piwowarstwa rzemieślniczego wynika stąd, że jest ono otwarte dla każdego. Piwowarzy, tacy jak Gazz Williams i Brad Cummings, którzy założyli browar Tiny Rebel w Newport, wcześniej byli zapalonymi piwowarami domowymi. Cummings mówi: "Warzenie piwa jest jak gotowanie. Analizujesz przepisy, gromadzisz różne składniki, a wkrótce stwierdzasz, że udało ci się zrobić lepsze piwo niż podają w pubie obok".
Związków piwowarstwa rzemieślniczego z aktualną modą na kupowanie żywności jest bardzo wiele: nacisk na produkty lokalne, naturalne składniki, bardziej zdecydowane smaki i rzemieślnicze sposoby wytwarzania.
Evin O'Riordain pracował dla firmy handlującej serami Neal's Yard Dairy i właśnie zajmował się zakładaniem nowego sklepu w Nowym Jorku, kiedy odkrył amerykańską scenę craft. "Idąc do brytyjskiego pubu piwo podaje ci osoba, która nic o nim nie wie" - mówi Evin - "Pomyślałem, że jest tu miejsce dla tych, którzy chcą potraktować piwo z większym szacunkiem". Po powrocie do Anglii, O'Riordain rozpoczął warzenie piwa w amerykańskim stylu na domowych brew-kitach. Po pierwszych sukcesach dał sobie spokój z serem i otworzył słynny dziś browar The Kernel. Oferta Kernela jest odzwierciedleniem całego brytjskiego craftu: cytrusowe pale ale, goryczkowe IPA, czekoladowo-kawowe stouty i portery.
Ale piwo niekoniecznie jest gotowe w chwili zakończenia procesu warzenia - zgodnie z aktualnymi trendami piwo trafia do drewnianych beczek po rozmaitych winach bądź destylatach, nadających mu nowego smaku. Szkocki Harviestoun podpisał kilka lat temu kontrakt z destylarnią Highland Park i przechowuje swoje piwo "Old Engine Oil" w beczkach po whisky różnych roczników. Piwo z beczki po 40-letniej whisky trafia niemal w całości do Nowego Jorku, gdzie sprzedawane jest w cenie $50 za butelkę 0,33l.
Comment