Wyleżakowany niczym mumia Tutenhamonna w katakumbie przez 3 pokolenia. Wreszcie doczekał rozpieszczenia moich kubków smakowych. Sporo obaw czy smak II Rzeczpospolitej odnajdzie się w realiach tej Trzeciej czy tam Czwartej lub Piątej. Poprosiłem by w razie czego gdy dostanę po spożyciu padaczki lub obfitego pianotoku z miejsca zabrać mnie na OIOM. Nie mniej jednak chęć wypicia piwa starszego niż te które degustował guru Kopyr przezwyciężyła zdrowy rozsądek.
Dobra, spróbujmy…
ZAPACH: po uporaniu się z firmowym korkiem nie wyskoczył dżin ani nawet marszałek Piłsudski choć tego może już nie było na świecie gdy browar z Woli wysyłał to piwo za Wielką Wodę licząc na lukratywne zamówienia od naszych polonusów. Zapach kurzu z pokoju zmarłej babci, ewentualnie strychu drewnianej chałupy na Podlasiu. Myślałem że będzie bardziej wymiotnie.
NAGAZOWANIE: szok że w ogóle jeszcze było. Lałem do szklanki prawie spod sufitu a piana urosła do około pół centymetra i opadła gwałtownie niczym obezwładniona przez smoleńską mgłę.
KOLOR: w przeciwieństwie do starej Coca-Coli nie jaśnieje do prawie klarownego. Po prawie wieku nadal smolista czerń czyli mocny punkt dla sanacyjnych (sanacyjnych !) piwowarów.
SMAK: butelka odkorkowana , powietrze sprzed 8 dekad przywitało dwudzieste pierwsze stulecie. Nie ma odwrotu, nie ma obaw o zdrowie, nie ma odwrotu. Lekkie przechylenie firmowej szklanki. Ręce nieco drżą, nie wiem czy to obawa z powodu reakcji organizmu czy o nie stłuczenie szklanki w cenie średniej krajowej w każdym razie smolisty nektar wlewa się powoli. Hmmm …. Wydaje się dosyć mdły, trzyma mocną gorycz , nie wiem czy to palony słód czy jakaś spalenizna jeszcze palonej przez okupanta Warszawy. Alkohol niewyczuwalny choć to nie alkohol w tym przypadku może być powodem mojej ewentualnej utraty świadomości. Wydaje mi się jakbym pił skroplony kurz i pył. Jakieś mydło i inne dziwne smaki jakich jeszcze nie wyartykułował z siebie najtęższy kiper i piwny bloger. Pomału odpływam. Jeszcze skupiam się na szybkim załadowaniu posta i zdjęcia. Na szczęście toaleta nie jest zajęta. Powinienem dobiec …
Dobra, spróbujmy…
ZAPACH: po uporaniu się z firmowym korkiem nie wyskoczył dżin ani nawet marszałek Piłsudski choć tego może już nie było na świecie gdy browar z Woli wysyłał to piwo za Wielką Wodę licząc na lukratywne zamówienia od naszych polonusów. Zapach kurzu z pokoju zmarłej babci, ewentualnie strychu drewnianej chałupy na Podlasiu. Myślałem że będzie bardziej wymiotnie.
NAGAZOWANIE: szok że w ogóle jeszcze było. Lałem do szklanki prawie spod sufitu a piana urosła do około pół centymetra i opadła gwałtownie niczym obezwładniona przez smoleńską mgłę.
KOLOR: w przeciwieństwie do starej Coca-Coli nie jaśnieje do prawie klarownego. Po prawie wieku nadal smolista czerń czyli mocny punkt dla sanacyjnych (sanacyjnych !) piwowarów.
SMAK: butelka odkorkowana , powietrze sprzed 8 dekad przywitało dwudzieste pierwsze stulecie. Nie ma odwrotu, nie ma obaw o zdrowie, nie ma odwrotu. Lekkie przechylenie firmowej szklanki. Ręce nieco drżą, nie wiem czy to obawa z powodu reakcji organizmu czy o nie stłuczenie szklanki w cenie średniej krajowej w każdym razie smolisty nektar wlewa się powoli. Hmmm …. Wydaje się dosyć mdły, trzyma mocną gorycz , nie wiem czy to palony słód czy jakaś spalenizna jeszcze palonej przez okupanta Warszawy. Alkohol niewyczuwalny choć to nie alkohol w tym przypadku może być powodem mojej ewentualnej utraty świadomości. Wydaje mi się jakbym pił skroplony kurz i pył. Jakieś mydło i inne dziwne smaki jakich jeszcze nie wyartykułował z siebie najtęższy kiper i piwny bloger. Pomału odpływam. Jeszcze skupiam się na szybkim załadowaniu posta i zdjęcia. Na szczęście toaleta nie jest zajęta. Powinienem dobiec …
Comment