Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika cyborg_marcel
Co do wątku głównego - sam nie jem mięsa od kilkunastu lat, jem jaja, mleko, sery żółte (również podpuszczkowe), żelatyny unikam. Posiadam skórzane obuwie, pasy, portfel, a ostatnio nawet skórzane obicie koła kierownicy

Przestałem jesć mięso ze względów ideologicznych, żeby oszczędzić cierpień zwierzętom. Nikt mi nie powie, że sałata czy pomidor cierpi porównywalnie do świni zamkniętej w klatce 0,5m na 2m, w której spędza cały swój smutny żywot. Niestety podobnie cierpią kury w fermach jaj. I oczywiście można znaleźć dziesiatki argumentów, żeby wykazać moją niekonsekwencję, tylko, ze mi to lata. Bo po latach czynnik ideologiczny odszedł na koniec kolejki, a na pierwszym miejscu pozostaje jeden i ten sam - nie jem mięsa bo nie lubię. Teoretycznie wyobrażam sobie, ze mógłbym jeść ryby, bo one stosunkowo mało cierpią, bo większość z nich spędza całkiem spokojne życie w wodach i oceanach, cierpią dopiero pod koniec. Teoretycznie mógłby zjeść dziczyznę lub hodowaną przez siebie lub kogoś mi znajomego kurę. Teoretycznie... praktycznie na dzień dzisiejszy czegoś takiego nie biorę do ust.
Co do piwa - oczywiścię piję, bo inaczej by mnie tu nie było.
Co do Grodeckiej - czytałem książkę "Zmierzch świadomosci łowcy" no i trzeba przyznać, że książka jest mocno ideologiczna. Konsekwencją tego jest zaś, że ideologiczny wegetarianin, powinien dążyć do diety wegańskiej i (osobna sprawa) makrobiotycznej. Dieta makrobiotyczny o ile czegoś nie mieszam, to własnie jedzenie produktów o jak najmniejszym przetworzeniu, jak najmniejszej zawartości konserwantów,emulgatorów i polepszaczy. A to z kolei powinno się przekładać na lepsze życie czyli np. mniej agresji, mniej używek itd. itp. Moim zdaniem jest to przeideologizowanie tematu, ale to tylko moje zdanie, choć praca nad sobą jest IMO jak najbardziej wskazana.
Comment