Ja pamiętam wakacje w Leżajsku w 90 lub 91. Wybrałem sie tam z kumplem celem spróbowania "najlepszego fulla". W ciemno. Po przyjeżdzie szukalismy miejsca pod namiot u posiadaczy trawy. Pierwszy zapytany o mozliwość rozbicia namiotu zgodził się ochoczo. Okazało się, ze jest pracownikiem browaru i wieczorem pojawił się ze skrzynką celem przywitania. I był tak gościnny, że codziennie coś dorzucał. Baaardzo przyjemny wypoczynek był i piwo też.
W domu rodzinnym (Nowy Dwór Mazowiecki) pijałem natomiast najchętniej sierpeckie w bąkach. Pamietam że był moment (dokładnego roku nie pomnę), że w cenie 110 zł za sztukę piwo kosztowało 40 a butelka 70.
Moja ulubiona knajpa to "U Składanka' (nazwisko takie). Przybytek jakich już nie ma. Piwo spożywało się na stojąco. Luksusem (szczególnie zimą bo pełno ludzi) była mozliowsć postawienia butelki (kuflowe było niewypijalne, podobno z nadmiaru wody) na pólce biegnacej wzdłuż ścian. Szczytem przyjemności usiąście na parapecie. Zabawna była ekwilibrystyka przy zakupie odpowiedniego piwa. Były to jeszcze czasy gdy Królewskie sprzedawano w białych butelkach (dla mnie tolerowane z trudem). Trzeba było oszacować, stojac w kolejce, czy nie wypadnie przypadkiem "białe". Właściciel (Waldemar mu na chrzcie dano) nie zgadzał się wymianę chociazby na zielony. Dlatego czasem opłacało się pod jakimś pretekstem przepuścić mniej zorientowanych lub mało wybrednych.
Atrakcją dodatkową były napierdalanki od czasu do czasu. "Deszcz będzie bo kufle nisko latają" mawialiśmy wówczas.
A dziś stoi tam Albert. I komu to przeszkadzało.
W domu rodzinnym (Nowy Dwór Mazowiecki) pijałem natomiast najchętniej sierpeckie w bąkach. Pamietam że był moment (dokładnego roku nie pomnę), że w cenie 110 zł za sztukę piwo kosztowało 40 a butelka 70.
Moja ulubiona knajpa to "U Składanka' (nazwisko takie). Przybytek jakich już nie ma. Piwo spożywało się na stojąco. Luksusem (szczególnie zimą bo pełno ludzi) była mozliowsć postawienia butelki (kuflowe było niewypijalne, podobno z nadmiaru wody) na pólce biegnacej wzdłuż ścian. Szczytem przyjemności usiąście na parapecie. Zabawna była ekwilibrystyka przy zakupie odpowiedniego piwa. Były to jeszcze czasy gdy Królewskie sprzedawano w białych butelkach (dla mnie tolerowane z trudem). Trzeba było oszacować, stojac w kolejce, czy nie wypadnie przypadkiem "białe". Właściciel (Waldemar mu na chrzcie dano) nie zgadzał się wymianę chociazby na zielony. Dlatego czasem opłacało się pod jakimś pretekstem przepuścić mniej zorientowanych lub mało wybrednych.
Atrakcją dodatkową były napierdalanki od czasu do czasu. "Deszcz będzie bo kufle nisko latają" mawialiśmy wówczas.
A dziś stoi tam Albert. I komu to przeszkadzało.
Comment