Wczoraj byłem w grupie kilkudziesięciu osób, zaproszonych z racji kontaktów zawodowych przez pewną instytucję finansową na seminarium, którego jedną z kluczowych atrakcji było zwiedzanie browaru w Warce. Ludzie nie związani z piwowarstwem, typowi konsumenci, być może z segmentu "premium".
Pokazano nam gigantyczne kadzie, w tym tę najwiekszą w Europie, pochwalono się nowatorską technologią filtracyjną wdrożoną przez H. oraz budynkiem, który zdobył różne architektoniczne nagrody w swej kategorii. Budynek, fakt, może się podobać. Reszta to gigantyzm w czystej postaci.
To w zasadzie nie browar, lecz fabryka konfekcjonowania napojów. Widoczne były piramidy puszek w zasadzie wszystkich flagowych "wielkonakładowych" produktów - H., Tatry, Królewskiego, Stronga i Warki - z wyjątkiem "klasycznego" Żywca. Po zakończeniu zwiedzania odbyła się przyspieszona degustacja napojów w pseudokantynie browaru, na drewnianych ławkach z logo "Żywca" albo "Warki".
Degustacja polegała na nalaniu z roll-baru dwóch, różniących się barwą, napojów. Panie, nalewające te napoje, nie bardzo chciały (nie mogły? nie wiedziały?) powiedzieć, cóż za piwo leją. Nalewały je zresztą do plastikowych kubków... .
Pani przewodnik nie potrafiła odpowiedzieć, dlaczego nie można w browarze napić się piwa "prosto od krowy", tzn. niepasteryzowanego, a być może i niefiltrowanego. Jeden z uczestników próbował jej uzasadnić, że piwo niefiltrowane ma swoje zalety. Pani odpowiedziała: "Niefiltrowane? Takie, w którym pływają drożdże??? To przecież można od razu kupić sobie prasowane drożdże i je ugryźć..." . Nie polemizowałem. Na szczęście, miałem katar i nie bardzo czułem, co "degustuję".
Obiektywnie - trzy plusy (dodatnie ) - jadąc do Warki widać, że to "Warka-land" - wszędzie jedynie słuszne barwy parasoli, wystaw sklepowych, itp. To robi wrażenie. Po drugie - widać w tej fabryce dbałość o czystość. Po trzecie - na koniec dostaliśmy niebrzydkie szkło, firmowane przez Centrum Kongresowe Warka.
W dalszym ciągu tego wieczora na uspokojenie piłem produkty spożywcze z północnej części Wysp Brytyjskich, barwą nieco do piwa zbliżone...
Pokazano nam gigantyczne kadzie, w tym tę najwiekszą w Europie, pochwalono się nowatorską technologią filtracyjną wdrożoną przez H. oraz budynkiem, który zdobył różne architektoniczne nagrody w swej kategorii. Budynek, fakt, może się podobać. Reszta to gigantyzm w czystej postaci.
To w zasadzie nie browar, lecz fabryka konfekcjonowania napojów. Widoczne były piramidy puszek w zasadzie wszystkich flagowych "wielkonakładowych" produktów - H., Tatry, Królewskiego, Stronga i Warki - z wyjątkiem "klasycznego" Żywca. Po zakończeniu zwiedzania odbyła się przyspieszona degustacja napojów w pseudokantynie browaru, na drewnianych ławkach z logo "Żywca" albo "Warki".
Degustacja polegała na nalaniu z roll-baru dwóch, różniących się barwą, napojów. Panie, nalewające te napoje, nie bardzo chciały (nie mogły? nie wiedziały?) powiedzieć, cóż za piwo leją. Nalewały je zresztą do plastikowych kubków... .
Pani przewodnik nie potrafiła odpowiedzieć, dlaczego nie można w browarze napić się piwa "prosto od krowy", tzn. niepasteryzowanego, a być może i niefiltrowanego. Jeden z uczestników próbował jej uzasadnić, że piwo niefiltrowane ma swoje zalety. Pani odpowiedziała: "Niefiltrowane? Takie, w którym pływają drożdże??? To przecież można od razu kupić sobie prasowane drożdże i je ugryźć..." . Nie polemizowałem. Na szczęście, miałem katar i nie bardzo czułem, co "degustuję".
Obiektywnie - trzy plusy (dodatnie ) - jadąc do Warki widać, że to "Warka-land" - wszędzie jedynie słuszne barwy parasoli, wystaw sklepowych, itp. To robi wrażenie. Po drugie - widać w tej fabryce dbałość o czystość. Po trzecie - na koniec dostaliśmy niebrzydkie szkło, firmowane przez Centrum Kongresowe Warka.
W dalszym ciągu tego wieczora na uspokojenie piłem produkty spożywcze z północnej części Wysp Brytyjskich, barwą nieco do piwa zbliżone...
Comment