Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika wogosz
Wyświetlenie odpowiedzi
W latach siedemdziesiątych, w tych knajpach które widziałem wcale nie odkręcało się otworu w pęku. Służył on wyłącznie do wyjęcia korka, umycia beczki i nalania piwa. Pipę wbijało się w otwór w denku beczki (w dębowych przy krawędzi, w aluminiowych centralnie). Sztycą wbijało się korek do środka, po czym należało ją bardzo szybko dokręcić, bo piwo sikało we wszystkie strony. Wielokrotnie kupowaliśmy stulitrowe beczki na studiach (1983 - 1989), później także mniejsze w Sobótce i Boguszowie. Jakby ktoś potrzebował, to mam w dalszym ciągu taki sprzęt. Piwo było już tak nagazowane w beczce, że wykręcenie korka w pęku powodowało wybuch piwa. Raz taki korek obluzował mi się w maluchu i grzałem z powrotem do browaru, żeby go dokręcić. Piwo zalało mi całe wnętrze.
We wszystkich knajpach, jakie pamiętam z lat siedemdziesiątych, stosowano takie właśnie urządzenia. Beczka była zasilana dwutlenkiem węgla i w środku było dość spore ciśnienie. Nawet z ustanej beczki pod własnym ciśnieniem można było spuścić kilkanaście litrów piwa.
O ile dobrze pamiętam, ta "rewolucja korkowa" miała miejsce w latach sześćdziesiątych. Za Gierka była już nowoczesność. Chociaż na otrzęsiny jak kupowaliśmy beczkę w Chojnowie, to dostaliśmy dębowego dubla.
Comment