Mój dzisiejszy wypad do Krakowa nie mógł inaczej się zakończyć jak degustacją jakiegoś dobrego piwa. Tym bardziej, że jechałem pociągiem i mogłem sobie na to pozwolić. Miałem ledwie godzinkę czasu do pociągu powrotnego, więc wybór mój padł na CK Browar, bo jest w centrum i do dworca piechotą 10 min.
Nie mając wiele czasu szybko zszedłem do piwnic i od razu pomyślałem, że to dobry wybór. Niewiele ludzi, nikt nie palił papierosów, więc i widoczność dobra i zmysły wyostrzone. Fajna, senna, spokojna, południowo-sobotnia atmosfera. Gdzieniegdzie kilka par, jakaś jedna anglojęzyczna grupka, przy którymś stoliku jakieś dwie studentki rozłożyły notatki, w mroku sąsiedniego korytarza rozbłyska poświata laptopa. Niewiele osób, każda pije piwo.
W karcie dostępne: Weizen (7 zł/0,33), Dunkel Weizen (6 zł/0,33), Dunkel (7 zł/0,33), Ingwer (7 zł/0,33). Wziąłem od razu dwa małe Dunkel i Ingwer (imbirowe). Moje błogie zadowolenie ze stawianych przede mną piw zmącił przerażony widok twarzy kelnerki, do której dotarły słowa mojego pytania jaką zawartość ekstraktu i alkoholu mają te piwa. Nie patrząc mi w oczy zaczęła błądzić po jedno- i dwucyfrowych cyfrach, a z jej nieskładnej wypowiedzi wynikało, że Ingwer jest najmocniejszym piwem i ma 9% alkoholu.
Postanowiłem się mimo wszystko nie przejmować, wszak byłem w prawdziwym browarze restauracyjnym, drugim po Spiżu najstarszym w Polsce, mieszczącym się w centrum Stołeczno-Królewskiego Miasta Krakowa, w piwnicach secesyjnej kamieniczki i na dodatek będącym członkiem Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polski. Przystąpiłem więc do powolnej degustacji piw. Piw dobrych, ale mających tę samą manierę: były dosładzane zgodnie z mainstreamowym kanonem. Długo nie mogłem siedzieć, a i wszystkich piw spróbować nie mogłem, zapytałem więc, czy mogę kupić piwa na wynos. Odpowiedź, że oczywiście tak, przywróciła mi wiarę w najlepsze tradycje dbających o klientów, swoją reputację i kulinarną spuściznę piwiarni i restauracji jakich pełno w Niemczech, Belgii czy Czechach. Przypomniała mi też moją letnią wizytę w Szczyrzycu, gdzie za jedną krachlę z etykietą najmniejszego browaru w Polsce płaciłem tyle co za jej pyszną zawartość czyli 5 zł. Pomyślałem więc teraz w CK Browarze, że nawet jeśli będę musiał dopłacić za butelkę to jakoś to przeboleję. W końcu pewnie nie prędko zawitam tam po raz kolejny.
Ale kiedy zobaczyłem, że kelnerka stawia przede mną butelki po coca coli na dodatek jeszcze z oryginalną etykietą i piwem w środku to miałem wrażenie, że się rewanżuje za moje wcześniejsze pytania. Całe szczęście PETy były za darmo. Czar prysnął, tajemna magia galicyjskiej piwnicy i piwiarni uleciała. Wyszedłem zdruzgotany. Żenujące. Czy tak ma wyglądać sprzedaż regionalnego krakowskiego piwa? Czy to może krakowskie skąpstwo? Czy może elementarne braki w obchodzeniu się z trunkiem i klientem zarazem. Ale to przecież w Krakowie znajdują się dwie słynne szkoły: Ogólnopolska Szkoła Barmanów i Krakowska Szkoła Barmanów z którą współpracowała Grupa Żywiec przygotowując Profesjonalia Piwowarów i Barmanów. Długa droga nas jeszcze czeka. I powiem wam jeszcze: chińska żółć w piwie to pikuś w stosunku do piwa z browaru restauracyjnego w plastikowej butelce po coli podawanej przez obsługę tegoż browaru. I ważne jest nie tylko to co jest w piwie, ale też w czym to piwo jest.
Nie mając wiele czasu szybko zszedłem do piwnic i od razu pomyślałem, że to dobry wybór. Niewiele ludzi, nikt nie palił papierosów, więc i widoczność dobra i zmysły wyostrzone. Fajna, senna, spokojna, południowo-sobotnia atmosfera. Gdzieniegdzie kilka par, jakaś jedna anglojęzyczna grupka, przy którymś stoliku jakieś dwie studentki rozłożyły notatki, w mroku sąsiedniego korytarza rozbłyska poświata laptopa. Niewiele osób, każda pije piwo.
W karcie dostępne: Weizen (7 zł/0,33), Dunkel Weizen (6 zł/0,33), Dunkel (7 zł/0,33), Ingwer (7 zł/0,33). Wziąłem od razu dwa małe Dunkel i Ingwer (imbirowe). Moje błogie zadowolenie ze stawianych przede mną piw zmącił przerażony widok twarzy kelnerki, do której dotarły słowa mojego pytania jaką zawartość ekstraktu i alkoholu mają te piwa. Nie patrząc mi w oczy zaczęła błądzić po jedno- i dwucyfrowych cyfrach, a z jej nieskładnej wypowiedzi wynikało, że Ingwer jest najmocniejszym piwem i ma 9% alkoholu.
Postanowiłem się mimo wszystko nie przejmować, wszak byłem w prawdziwym browarze restauracyjnym, drugim po Spiżu najstarszym w Polsce, mieszczącym się w centrum Stołeczno-Królewskiego Miasta Krakowa, w piwnicach secesyjnej kamieniczki i na dodatek będącym członkiem Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polski. Przystąpiłem więc do powolnej degustacji piw. Piw dobrych, ale mających tę samą manierę: były dosładzane zgodnie z mainstreamowym kanonem. Długo nie mogłem siedzieć, a i wszystkich piw spróbować nie mogłem, zapytałem więc, czy mogę kupić piwa na wynos. Odpowiedź, że oczywiście tak, przywróciła mi wiarę w najlepsze tradycje dbających o klientów, swoją reputację i kulinarną spuściznę piwiarni i restauracji jakich pełno w Niemczech, Belgii czy Czechach. Przypomniała mi też moją letnią wizytę w Szczyrzycu, gdzie za jedną krachlę z etykietą najmniejszego browaru w Polsce płaciłem tyle co za jej pyszną zawartość czyli 5 zł. Pomyślałem więc teraz w CK Browarze, że nawet jeśli będę musiał dopłacić za butelkę to jakoś to przeboleję. W końcu pewnie nie prędko zawitam tam po raz kolejny.
Ale kiedy zobaczyłem, że kelnerka stawia przede mną butelki po coca coli na dodatek jeszcze z oryginalną etykietą i piwem w środku to miałem wrażenie, że się rewanżuje za moje wcześniejsze pytania. Całe szczęście PETy były za darmo. Czar prysnął, tajemna magia galicyjskiej piwnicy i piwiarni uleciała. Wyszedłem zdruzgotany. Żenujące. Czy tak ma wyglądać sprzedaż regionalnego krakowskiego piwa? Czy to może krakowskie skąpstwo? Czy może elementarne braki w obchodzeniu się z trunkiem i klientem zarazem. Ale to przecież w Krakowie znajdują się dwie słynne szkoły: Ogólnopolska Szkoła Barmanów i Krakowska Szkoła Barmanów z którą współpracowała Grupa Żywiec przygotowując Profesjonalia Piwowarów i Barmanów. Długa droga nas jeszcze czeka. I powiem wam jeszcze: chińska żółć w piwie to pikuś w stosunku do piwa z browaru restauracyjnego w plastikowej butelce po coli podawanej przez obsługę tegoż browaru. I ważne jest nie tylko to co jest w piwie, ale też w czym to piwo jest.
Comment