Od dłuższego czasu zastanawiam się na skutecznością pomysłu biznesowego w postaci browaru rzemieślniczego, który funkcjonuje w oderwaniu od rynku lokalnego. Na monotematycznym rynku piwnym ma to na tym etapie sens. Powstaje pytanie co dalej. Mam nadzieję, że takich projektów będzie coraz więcej a również coraz większą rolę będą odgrywać klasyczne browary restauracyjne (przykładem jest gdańska Browarnia - ze sprzedażą butelek w całym kraju). Moim zdaniem można warzyć ciekawe (dla warzących) piwa i sprzedawać je na wygłodniałym rynku. Ale rynek wygłodniały zawsze nie będzie. Tym bardziej, ze ceny coraz mniej różnią się od światowej konkurencji. Za czas jakiś (ja jako konsument mam nadzieję że szybko) dojdzie do zagęszczenia i coraz trudniej będzie o lokowanie produktu w tym asortymencie i szczególnie w tych cenach.
I teraz powstaje pytanie jaki jest horyzont czasowy inwestycji. Wydaje mi się, że jeśli ma być dłuższy niż 2 lata należałoby zastanowić się na zbudowaniem lokalnej klienteli. Bez swoistego handicapu w postaci sprawdzonego i lojalnego lokalnego klienta trudno będzie budować trwały biznes.
Ale żeby budować trwały biznes w oparciu o klienta lokalnego należy dostosować produkt (przynajmniej częściowo) do jego wymagań. Warzenie ciekawostek jest zapewne frapujące ale nie buduje trwałej bazy klientów i sieci kontaktów czyli jest drogą donikąd.
Dla mnie wzorem relacji producent - klient jest rynek czeski. Mamy tam setki małych browarów - można je nazwać rzemieślniczymi, restauracyjnymi lub może jeszcze inaczej - nie zmieni faktu, że jest to symbioza. Na tym mocno nasyconym rynku prawdopodobnie nie da się funkcjonować inaczej. No chyba, że jest się pionierem (wizjonerem) i wyznacza trendy jak w przypadku Kocoura, Matuski czy Nomada.
U nas mamy do czynienia z wynaturzeniem. W tej chwili jest to klasyczny rynek producenta. Klient pojedzie, zapłaci horrendalne pieniądze i jeszcze ma się cieszyć, ze go to szczęście spotkało. Ale ostrzegam, że takie tendencje się szybko się odwracają (mieliśmy z czymś podobnym do czynienia w przypadku bezrobocia). A szkoda by było zniszczyć ciekawe inicjatywy.
I teraz powstaje pytanie jaki jest horyzont czasowy inwestycji. Wydaje mi się, że jeśli ma być dłuższy niż 2 lata należałoby zastanowić się na zbudowaniem lokalnej klienteli. Bez swoistego handicapu w postaci sprawdzonego i lojalnego lokalnego klienta trudno będzie budować trwały biznes.
Ale żeby budować trwały biznes w oparciu o klienta lokalnego należy dostosować produkt (przynajmniej częściowo) do jego wymagań. Warzenie ciekawostek jest zapewne frapujące ale nie buduje trwałej bazy klientów i sieci kontaktów czyli jest drogą donikąd.
Dla mnie wzorem relacji producent - klient jest rynek czeski. Mamy tam setki małych browarów - można je nazwać rzemieślniczymi, restauracyjnymi lub może jeszcze inaczej - nie zmieni faktu, że jest to symbioza. Na tym mocno nasyconym rynku prawdopodobnie nie da się funkcjonować inaczej. No chyba, że jest się pionierem (wizjonerem) i wyznacza trendy jak w przypadku Kocoura, Matuski czy Nomada.
U nas mamy do czynienia z wynaturzeniem. W tej chwili jest to klasyczny rynek producenta. Klient pojedzie, zapłaci horrendalne pieniądze i jeszcze ma się cieszyć, ze go to szczęście spotkało. Ale ostrzegam, że takie tendencje się szybko się odwracają (mieliśmy z czymś podobnym do czynienia w przypadku bezrobocia). A szkoda by było zniszczyć ciekawe inicjatywy.
Comment