Ostatnio zdarzyło mi się kilka razy jechać po piwku i stwierdzam, że najlepiej jeździ się nocą z jakąś fajną muzyczką w wiochmenie. Ja na ten przykład zapuściłem sobie reagge i wybrałem się na przejażdżkę uliczkami Starego Bemowa. Rewelacja! Klimat nie z tej ziemi - żywego ducha na ulicy i chodniku, czasem tylko ktoś przemknie, można sobie jechać skrajem lasu.
Tylko raz się wywaliłem, bo w ostatniej chwili zdecydowałem się, że skręcam w uliczkę: hamulec, poślizg, gleba. Dodam jeszcze, że hamulec mam tylko z przodu.
Dzisiaj z kolei jeździłem sobie w deszczu. Też było fajnie - nie mam błotników, to raz, a dwa, że mój hamulec-jedynak na mokro miał efektywność 30%...
Ciesz się, że AŻ 30%! Bo hamulce w starych rowerach to czasem w deszczu miały jeszcze mniejszą skuteczność. To byś bliższe spotkania z podłożem mógł mieć parę razy więcej...
Ja też dziś jeździłem po ciemku i w deszczu, a na dodatek całkiem na trzeźwo Aż dziw, że do domu dojechałem cały!
browerzysta, abstynent i nałogowy piwoholik c[]
Światem rządzi miłość. Ja na przykład kocham piwo :]
A ja dziś odwiedziłem Wilkszyn, wioska na wylocie z Wrocławia na Brzeg Dolny, zakupiłem tam piwko marki zamkowe z półlitrowej butelki, posiedziałem nad obskórnum stawem i nawiązełem kontakt z miejscowymi. Na miejsce to można dojechać autobusem lini 623. Ale najlepiej rowerem
www.plhaft.prv.plPiwo to to co powoduje radość w moim życiu, napędza mnie do działania i jest moją motywacją. Jedynie kobiety są lepsze od niego :DD
Piwofil napisał(a) A ja dziś odwiedziłem Wilkszyn, wioska na wylocie z Wrocławia na Brzeg Dolny, zakupiłem tam piwko marki zamkowe z półlitrowej butelki, posiedziałem nad obskórnum stawem i nawiązełem kontakt z miejscowymi. Na miejsce to można dojechać autobusem lini 623. Ale najlepiej rowerem
O tak! Rowerem za miasto, tam spokojnie wysączyć piwo pod sklepem (ale nie za blisko, aby właścicielowi nie narobić problemów z powodu jakiejś tam ustawy). Albo nawet niekoniecznie rowerem. Może byc piechotą. Ale musi być przed sklepem lub w miejscowej mordowni i z miejscowymi. W takich warunkach (oczywiście oprócz popijania z forumowiczami) piwo smakuje najlepiej.
Kilka dni temu zauważyłem browrzystę. W czasie jazdy pobrzękiwały oczywiście butelki, ale moją uwagę zaabsorbował inny szczegół. Otórz w koszyczku do bidonu znajdowała się półlitrowa szklanka na piwo. Oto w jaki sposób można uniknąć picia z plastiku lub prosto z butelki.
żąleną napisał(a) A u mnie ostatnio w temacie 'piwo a rower' zastój. Piwo stoi w lodówce, bo mnie gardło boli, a rower stoi w pokoju, bo na zewnątrz zimno.
To wyjmij piwo z lodówki, wlej je do garnka, dodaj goździki, cynamon, miód, porządnie podgrzej, gorące wypij i natychmiast zakop się w kołdrę. Jeśli nie pomoże za pierwszym razem (grypę wykańcza zwykle jedna taka kuracja), to następnego dnia (albo za kilka godzin, jesli masz wolne) powtórka. I hajda na rower! Do sklepu po nowe piwo
Już kilka razy próbowałem i nie dało to wielkich efektów. Ale i tak jeszcze spróbuję. Tylko nie z Lwówkami, które mam w lodówce, bo szkoda ich na grzańca. Chociaż kto wie, może jednego poświęcę - może okaże się, że do grzańca TYLKO Lwówek.?
Taa, wyzdrowieję, skoczę rowerkiem po piwko i z miejsca zachoruję.
jerzy napisał(a) Wczoraj wsiadłem o północy na bika i z trzema innymi rowerowymi szaleńcami zrobiliśmy nocny objazd Wrocławia. Tylko ja byłem nietrzeźwy I tylko ja nie zaliczyłem żadnej "awarii" (a zaliczyliśmy, w kolejności chronologicznej: uszkodzenie roweru na dziurze, gumę i krwawą wywrotkę).
I jak tu jeździć na trzeźwo?
No i "zdarzyło się" - wczoraj jechałem rowerem zupełnie trzeźwy (co mi się czasami zdarza), powoli i po prawie prostej drodze, i... zaliczyłem wywrotkę. Teraz mam zdartą do mięsa nogę, stłuczenia ogólne i wszystko mnie boli nawet jak siedzę i się nie ruszam.
NIGDY WIĘCEJ JAZDY NA TRZEŹWO!
browerzysta, abstynent i nałogowy piwoholik c[]
Światem rządzi miłość. Ja na przykład kocham piwo :]
Comment