Jedyne co czasem zamiast piwa poije to wino. Najchętniej wermut, ale gdy go nie ma, to nie pogardzę innym. Ale winem prawdziwym, nie wyrobem winopodobnym typu La Patic czy Arizona.
Trunki mocniejsze jakoś mi nie chcą porzechodzić przez gardło, no chyba że w wersji drinków komponowanych przez siostrę, która przeszła praktyczne szkolenie w warszawskich barach.
Trunki mocniejsze jakoś mi nie chcą porzechodzić przez gardło, no chyba że w wersji drinków komponowanych przez siostrę, która przeszła praktyczne szkolenie w warszawskich barach.
Comment