tylko po co budować (remontować) takie wielkie np Narodowy w Chorzowie skoro świecą one pustkami a "wiejskie "są pełne ,a utrzymnaie małego a na pweno o wiele lepszego jest chyba tańsze
Trudno żeby reprezentacja rozgrywała mecze co tydzień.A jak gra to stadion jest pełny.
Idąc tokiem Twojego rozumowania,po co ludzie się wyprowadzają do miasta?Przeciez na wsi nie ma tłoku i jest świeże powietrze.A w mieście same problemy.
Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D
Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
Mein Schlesierland, mein Heimatland,
So von Natur, Natur in alter Weise,
Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
Wir sehn uns wieder am Oderstrand.
Tekst dla tych co zawsze twierdzą,że kibice sa be a reszta cacy.
skopiowane ze strony GKS Katowice
Guliwer wsród liliputów
20.04.2006 14:43
Trudno być Guliwerem wśród liliputów. Przekonujemy się o tym od początku sezonu, ale wczoraj miarka się przebrała. Piłkarze zjechali się na stadion, by udać się do Kromołowa, kibice wykupili bilety i licznie przybyli na miejsce zbiórki, specjalnie dla nich zamówiono transport, a tymczasem w Kromołowie... wysyłano fax o odwołaniu meczu. O ile już przyzwyczailiśmy się do nieporadności klubów czwartoligowych, które licencje otrzymują na sobie i OZPN-owi tylko wiadomych zasadach, o tyle dziś oprócz dezorganizacji prowincjonalnego klubu pojawiło się także zwykłe chamstwo. Kto zaspał? Prezydent Zawiercia? Zawierciańska policja? Władze klubu? OZPN? Nieważne. Raczej nikt z wyżej wymienionych nie napisze przeprosin do kibiców, którzy wybrali sobie wolne w pracy i zorganizowali sobie dojazd na miejsce zbiórki, tylko po to, by zobaczyć w akcji swój klub.
Od początku sezonu występujemy w czwartej lidze na takich samych zasadach jak wszystkie inne kluby. Różnimy się od nich jedynie tym, że nami interesują się tysiące kibiców głodnych piłki i sukcesów. Dostaliśmy się do niej mimo protestów ze strony Śląskiego OZPN i przede wszystkim wielu klubów występujących w tej klasie rozgrywkowej. Protestowali, że to niesprawiedliwe, że się nie nadajemy, że nie spełniamy warunków itd. To skoro GKS się nie nadaje to kto się nadaje? Jakiś KS Częstochowa, który na swoim boisku nie ma nawet szatni dla gości i nie jest w stanie wpuścić kibiców? Jakiś Kromołów, który w dniu meczu dowiaduje się, że potrzebuje zgody na organizację imprezy masowej? Te kluby na których stadion przychodzi 15 osób, w tym 10 działaczy walczących o swoje portfele kosztem klubu zamiast o klub kosztem portfeli? Taka właśnie jest ta czwarta liga i po półrocznej przeprawie w niej już można nieskromnie przyznać, że GKS boleśnie odsłania wszystkie jej wady.
A na czele stoi jej organizator – OZPN, którego jedynym problemem zdaje się być... GKS. Nic to, że śląska piłka lada dzień nie będzie miała klubu w ekstraklasie. Nic to, że po kolei padają takie potęgi jak GKS Katowice, Górnik Zabrze czy Ruch Chorzów. Nic to, że mimo bycia pewnym kandydatem Stadion Śląski traci szansę na organizację Mistrzostw Europy. Ważne, że są ciepłe stanowiska, ważne że można wpaść na doroczne bankiety do zaprzyjaźnionych prezesów, ważne że cała karuzela kręci się wokół nich, bo kibice od śląskiej piłki dawno już się zaczęli odwracać.
Przypadek GKS był wielką szansą dla klubów z czwartej ligi na zareklamowanie się szerszej publiczności, na postęp, po prostu na promocję i dźwignię marketingową. Nie wykorzystał tego nikt – może poza jednym rozwojowym prezesem, który z meczu z nami uczynił wielkie święto w dzielnicy, czy też sprzedawcą kiełbasek na stadionie w Żarkach.
Nieskromny tekst? Jasne. Tylko jak tu dłużej bawić się w skromność, skoro wszyscy w koło ironicznie śmieją się z własnej słabości myśląc że naśmiewają się z GKS? Skoro ci wszyscy chcą się babrać w swoim gówienku to proszę bardzo. Tylko czemu kosztem tysięcy kibiców, którzy najlepiej pokazują na przykładzie stadionu przy Bukowej, że chcą emocji sportowych i dobrej piłki? Czemu jak wreszcie za organizację klubu wzięli się kibice i robią to dla kibiców działacze związkowi postanawiają to zniszczyć? Czemu - zgodnie z dzisiejszymi słowami najbardziej wpływowej osoby Śląskiego OZPN - trzeba dawać szansę biednym klubom skoro nas tłamsi się na każdym kroku? I wreszcie z nieretorycznej teczki dając do myślenia działaczom OZPN - czemu mimo wszystko to GKS odstawił wszystkich zaściankowych rywali w tabeli i dalej pnie się ku górze? Może nasz przykład jest najlepszym dowodem na to, że nawet w Polsce piłka nożna jest dla kibiców?
Michał Wiechuła
Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D
Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
Mein Schlesierland, mein Heimatland,
So von Natur, Natur in alter Weise,
Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
Wir sehn uns wieder am Oderstrand.
Na piłkarskich trybunach na chwilę odżywa trup archaicznego mężczyzny - dominującego i wojowniczego samca, dziś nie tylko niepoprawnego politycznie, ale do niczego niepotrzebnego
#brak
(c) ANDRZEJ KRAUZE
Warto rozejrzeć się po trybunach piłkarskich kwadrans przed meczem. Ludzie nie zamienili się jeszcze w tłum i widać każdego z osobna: zobaczymy spokojne, myślące twarze licealistów i rzemieślników, studentów czy urzędników. Nazajutrz wielu z nich ujrzymy na prasowych fotografiach: wykrzywionych od agresji, wykrzykujących coś, wygrażających pięściami lub wręcz szarpiących się z ochroniarzami.
W 1999 r. uczestniczyłem w autokarowej wyprawie kibiców do Londynu na mecz z Anglią. W drodze na Wembley pasażerowie byli terroryzowani psychicznie przez dwóch pijanych chamów: wrzeszczących, klnących, wmuszających wszystkim wódkę. W końcu wieczorem ich zmogło. Zalegli w fotelach tuż przede mną, dlatego słyszałem, o czym rozmawiają. A wspominali licealne czasy i swoje ówczesne fascynacje literackie: lektury Marqueza, Cortazara, Parnickiego.
W drodze powrotnej było trochę inaczej. Kibicom przewodził kompletnie pijany, młody i agresywny facet, szukający okazji do bójki lub innej rozróby. W przypływie agresji rozwalił własny telefon; usiłował go składać, gdy późną nocą autobus zbliżał się do Warszawy. I wtedy też zaczęła go ogarniać panika: z nieskładnych wypowiedzi wynikało, że musi ekspresowo wytrzeźwieć, by za kilka godzin, wygarniturowany i odświeżony, zasiąść za biurkiem w swojej firmie.
Środowiska piłkarskie - działacze, dziennikarze - próbują na użytek szerszej opinii publicznej rozerwać związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy futbolem a towarzyszącymi mu patologiami. W języku polskim ukuto nawet w tym celu specjalne słowo: pseudokibic.
LOJALNOŚĆ ZADYMIARZY
To hipokryzja: właśnie pseudokibice są najbardziej lojalnymi kibicami swych drużyn. Najgłośniej je dopingują, pozostają przy nich w trudnych chwilach (np. po spadku do niższej ligi). Gdy w poszczególnych drużynach grają nie chłopcy z sąsiedztwa, lecz najemnicy z całego świata, to pseudokibice tworzą tożsamość i swoistą kulturę korporacyjną każdego klubu. Układają klubowe hymny, tworzą systemy "zgód" i "kos" z kibicami innych drużyn; budują rytuały kibicowania, niezrozumiałe dla niewtajemniczonych (bo kto z postronnych pojmie np., dlaczego na meczu warszawskiej Polonii z Górnikiem Zabrze śpiewa się, że hiszpański klub Osasuna Pampeluna jest "k...ą").
Niektórzy z nich utożsamiają się z klubem na tyle, że - niezadowoleni z gry drużyny - biją i zastraszają własnych zawodników i trenerów. Inni - zabijają kibiców wrogiej drużyny w rewanżu za doznane od nich zniewagi.
Oczywiście: wśród kibiców są kryminaliści i bandyci. Są też współcześni wykluczeni: niewidzący perspektyw młodzi ludzie, zastępczo realizujący się w kibicowskich subkulturach. Drzemiąca frustracja czyni z nich potencjalne mięso armatnie dla gangów przestępczych i szowinistycznych ruchów społecznych (swego czasu z nich rekrutowali swe prywatne armie południowoamerykańscy politycy i biznesmeni podejrzanej konduity).
Ale większość kibiców to tacy ludzie, jak moi towarzysze z wyprawy na Wembley. Normalnie realizujący się w swych społecznych i zawodowych rolach. To futbol wyzwala w nich zachowania ocierające się o patologię lub tę granicę przekraczające.
Ostatnio znów o tym głośno. W Krakowie odwieczna "święta wojna" zakończyła się śmiercią kibica Wisły. Zamordowanego w odwecie za to, że inni kibice Wisły wyrwali kibicom Cracovii klubową flagę, co w kibicowskim kodeksie etycznym jest hańbą wymagającą pomsty. Wkrótce potem na parkingu przy dolnośląskiej autostradzie policja przerwała tzw. ustawkę, czyli umówioną wcześniej bójkę pomiędzy kibicami Zagłębia Lubin i Śląska Wrocław. Zatrzymano 117 osób.
Parę tygodni wcześniej, podczas meczu w Saragossie, drużyna Barcelony omal nie zeszła z boiska. Jej piłkarz, Kameruńczyk Samuel Eto'o, uznał, że wymierzone w niego, a tradycyjne od pewnego czasu na hiszpańskich boiskach, rasistowskie zachowania kibiców tym razem przekroczyły jego odporność. Niemieckie media ostrzegają zaś przed skutkami najazdu na ich kraj, z okazji nadchodzących mistrzostw świata, cieszących się fatalną sławą kibiców z Anglii i Polski i ich ewentualnym sojuszem z rodzimymi neonazistami.
Akcja rodzi reakcję. Od 1 kwietnia obowiązuje wprowadzony przez światowe władze piłkarskie antyrasistowski kodeks. Nakazuje nawet eliminować z rozgrywek drużyny, których kibice, działacze czy sami piłkarze notorycznie dopuszczają się rasistowskich wybryków; kraj, który będzie się ociągał ze stosowaniem restrykcyjnych przepisów, zostanie wykluczony z rozgrywek międzynarodowych. U nas nadzieję pokłada się w zapowiedzianych przez rząd szybkich, 24-godzinnych sądach; karanie wykroczeń i przestępstw okołopiłkarskich ma być jednym z ich ważniejszych zadań. A prowadząca rozgrywki ligowe Ekstraklasa SA zgłasza projekt, w myśl którego za większe rozróby na trybunach będzie można dostać do 10 lat więzienia; za mniejsze - wysoką grzywnę i dożywotni zakaz wstępu na stadiony.
WYBRAĆ NOWYCH KIBICÓW
Wygląda na to, że rzeczywiście postanowiono wydać wojnę patologiom towarzyszącym futbolowi. Ta wojna toczy się o ogromną stawkę, a intencje nie są tak krystaliczne, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Przemoc czy rasizm mają być wyrugowane ze stadionów nie tylko dlatego, że są złem. Także dlatego, że psują wizerunek gigantycznego, globalnego biznesu, jakim stał się współczesny futbol. Najsłabszym ogniwem tego biznesu jest właśnie tradycyjny kibic piłkarski, ze swymi fatalnymi nawykami, ale i stosunkowo pustym portfelem. U nas ten proces jest w powijakach (choć był tłem konfliktu między kibicami a właścicielami Legii po przejęciu jej przez ITI), ale na świecie w najlepsze trwają usiłowania, by - używając słów Bertolta Brechta - "rozwiązać naród i wybrać nowy". Wypchnąć z piłkarskiego biznesu nieokrzesanego plebejusza (np. przez likwidowanie tanich biletów) i zastąpić go nowym kibicem z klasy średniej - nie tylko lepiej wychowanym, ale i bardziej atrakcyjnym finansowo.
Czy jednak można tę wojnę wygrać? Życzę jak najlepiej, ale mam mnóstwo wątpliwości. I proszę mnie nie przekonywać, że w Anglii się udało. Tylko częściowo; to, co okazało się skuteczne lokalnie, na razie nie zadziałało globalnie. Organizatorzy meczów na kontynencie nadal traktują najazd głodnych awantur kibiców z Wysp jak jedną z plag egipskich.
Moje wątpliwości biorą się też z podejrzenia, że ów wymarzony kibic z klasy średniej chodzi na mecze nie tylko dlatego, że lubi futbol, ale także dlatego, że może się podczas meczu zachowywać jak tradycyjny lumpenproletariusz. I niekoniecznie przemawia do niego perspektywa, że gdy na stadionach zrobi się bezpiecznie, będzie tam można chodzić całymi rodzinami. Bo wcale nie chce zabierać na mecze rodziny (może poza dorastającymi synami), podejrzewając, że pod jej okiem to już nie będzie to samo święto.
Problem z tą wojną polega bowiem na tym, że reguł obowiązujących w codziennym życiu nie da się zastosować wobec karnawału. A futbolowa obyczajowość - jak w karnawale właśnie - akceptuje postawy i zachowania, które nawet jeśli nie są zakazane przez prawo, zostały wypchnięte poza obręb współczesnej kultury i wytworzonych przez nią norm społecznych. W kibicowskim etosie dozwolone, a nawet wymagane, są przemoc i agresja. Seksizm i nietolerancja, pogardliwa niechęć wobec słabości i odmienności. Sentymentalna miłość do swoich, połączona z nienawiścią do obcych. Na piłkarskich trybunach na dwie godziny odżywa trup archaicznego mężczyzny - dominującego i wojowniczego samca, dziś nie tylko niepoprawnego politycznie, ale - poza prawdziwymi konfliktami wojennymi - do niczego niepotrzebnego.
Futbol odwołuje się do ciemnych i - mówiąc językiem psychoanalizy - wypartych fragmentów męskiej duszy. Ale - jak dowodzi jego atrakcyjność - istniejących. Być może jest więc nie tylko karnawałem, ale odpowiednikiem stosowanego w psychoterapii izolowanego pokoju, w którym pacjent rozładowuje agresję, wrzeszcząc i rzucając w dźwiękoszczelne ściany gumowymi przedmiotami.
Kłopot w tym, że zamiast izolowanego pokoju mamy do czynienia z publiczną przestrzenią. A zamiast gumowych zabawek w rękach pojawiają się noże i kamienie.
WALIĆ, W CO SIĘ RUSZA
Jak sobie z tym radzić? Przy kupnie biletów na mecze nadchodzących mistrzostw świata wprowadzono niemal tak dokładne procedury identyfikacyjne jak przy dostępie do tajemnic NATO; można założyć, że na stadionach będzie spokojnie. Ale zasadnicza bitwa nie rozegra się tam, tylko na niemieckich ulicach i autostradach; pomiędzy policją a kibicami, którzy wcale nie wybierają się na mecze, lecz na własne "mistrzostwa" w walkach ulicznych, podczas których może zdarzyć się wszystko.
W dniu wejścia w życie przepisów antyrasistowskich w Mediolanie odbył się mecz tamtejszego Interu z Messiną. W Messinie gra pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej Marc Zoro; pół roku temu na tym samym stadionie kibice obelgami nieomalże zmusili go do zejścia z boiska i to jego przypadek był jednym z katalizatorów wprowadzenia kodeksu antyrasistowskiego. Teraz też lżono go przez cały mecz, tyle że wystrzegając się aluzji do koloru skóry. A okrzyki: "Zejdź z boiska, świnio", czy "Powinieneś umrzeć", to przecież nie rasizm, tylko standardowy stosunek do zawodnika przeciwnej drużyny, który drakońskim sankcjom nie podlega.
Jeśli zaś idzie o nasze sądy 24-godzinne, to zapewne, dzięki szybkim procedurom, w jakimś stopniu odegrają funkcję odstraszającą od stadionowych i pomeczowych zadym. Ale w jakim stopniu, to już zależy od tego, kogo właściwie mają zamiar karać i za co.
Nie biorę tych pytań z kapelusza, lecz z wieloletniego doświadczenia. Chodząc na mecze piłkarskie, nie korzystam z dziennikarskich wejściówek, lecz z biletów dla zwykłych kibiców. Jako spokojny pan w średnim wieku raz w latach 90. zostałem podczas meczu spałowany, całkiem zaś ostatnio - potraktowany pod stadionem gazem łzawiącym. W rodzinie zaś mam przypadek młodego człowieka pobitego kilka lat temu przez policję. Prokuratura, uzasadniając odmowę wszczęcia postępowania przeciw policjantom, użyła argumentu, że młodzieniec ubrany był "w sposób charakterystyczny dla subkultury kibiców piłkarskich", co mogło budzić obawę, że będzie agresywny.
Co chcę przez to powiedzieć? Policja, pragnąc wygrać ze stadionowym chuligaństwem, musi być bezwzględna. Ale demonstracje siły są na nic, jeżeli nie towarzyszy im precyzja. Tymczasem dziś służby zaprowadzające porządek na stadionach (i na ulicach, np. po meczach) najczęściej nie tyle wyłapują zadymiarzy, ile walą we wszystko, co stanęło im na drodze. Dopadają tych, którzy nie potrafili lub nie widzieli powodu, by uciekać, podczas gdy prawdziwi bandyci śmieją się w kułak.
Ten sam mechanizm przeniesiony do "ekspresowych" sądów może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. To nie bandyci zostaną wyeliminowani ze stadionów, lecz zatrzymywani i skazywani (świadkami w takich rozprawach będą głównie policjanci) będą przypadkowi (pasujący wiekiem i wyglądem) kibice. W efekcie doświadczenie sądowej penalizacji może stać się wśród młodych kibiców swoistą chorą normą, patologicznym rytuałem pasowania na "prawdziwego kibica".
FUTBOL POZA PRAWEM
Nie tylko o nieudolność służb porządkowych tu chodzi. Sprawa wygląda znacznie gorzej. Otóż odkąd futbol stał się istotnym składnikiem kultury masowej, nie podjęto poważnej próby sformułowania umowy społecznej, określającej, co podczas meczu piłkarskiego jest dozwolone, a co nie.
Najlepiej wyszkolone służby porządkowe są bezradne, jeśli nie mają jasnych wskazówek, kiedy powinny wkroczyć do akcji. Nie jest to problem teoretyczny. Gdyby stosować zasadę "zero tolerancji", żaden mecz piłkarski w Europie czy Ameryce Łacińskiej nie powinien zostać dokończony. Bo podczas każdego dochodzi do dziesiątków - błahych i poważnych - naruszeń prawa, dokonywanych przez setki, jeśli nie tysiące osób.
Żeby nie sięgać dna absurdu, pomińmy dokonywane przez piłkarzy uszkodzenia ciała, które tylko w niezwykle rzadkich i wyjątkowo drastycznych sytuacjach kończą się przed sądem, nierzadko zaś oceniane są przez telewizyjnych komentatorów jako "bardzo rozsądne zagrania". Ale właściwie, kiedy prokurator ma wkroczyć? Przecież do złamania prawa dochodzi już, gdy stadion skanduje "sędzia ch...". A jeśli, unikając wulgaryzmów, kibice śpiewają piosenkę: "Gdzie masz samochód, hej sędzia, gdzie masz samochód?", trzymając się litery prawa, to w języku stadionów oczywista groźba zniszczenia owego samochodu. No właśnie: groźba karalna czy specyficzny żart? A co z transparentami "pozdrowienia do więzienia", adresowanymi do kibiców, którzy już popadli w konflikt z prawem? Czy to aby nie karalne pochwalanie przestępstwa? I co z transparentami zawierającymi symbole faszystowskie? Z racami świetlnymi, których wnoszenie na stadion jest zakazane, lecz jeśli już uda się je wnieść i odpalić, media rozpływają się nad "piękną oprawą spektaklu"?
Podczas niemal każdego meczu piłkarskiego w Polsce chóralnie wyśpiewywane są pieśni lżące nie tylko drużynę przeciwników i sędziów, ale także Polski Związek Piłki Nożnej i policję (która "zawsze i wszędzie j...ana będzie"). Czy zamykać wszystkich, którzy te pieśni śpiewają? Czy wkraczać dopiero wtedy, gdy na mecz przyjeżdża drużyna łódzka i kibice wesoło intonują: "Auschwitz, Birkenau, szalalalala" (w wersji angielskiej ta pieśń brzmi "Tottenham goes to Auschwitz", bo londyński klub związany jest ze społecznością żydowską) - bo to już podpada pod sianie nienawiści etnicznej? A może ów czysto wirtualny Żyd nie wymaga ochrony prawnej, tylko dopiero realny Murzyn, lżony jak Zoro we Włoszech czy ostatnio Nigeryjczyk Ikeanacho we Wrocławiu?
Tak naprawdę na ziemi niczyjej, jaką w sensie prawnym są mecze piłkarskie, konsekwentne wyjścia są dwa. Albo z hipokryzją przymykać oczy na drobniejsze wykroczenia i wkraczać tylko wtedy, gdy zagrożone jest czyjeś życie, w myśl zasady: niech trwa karnawał, byle nie było ofiar. Albo, stosując zasadę "zero tolerancji", przeprowadzić rewolucję w futbolowych obyczajach. Z ryzykiem, że zmiecie ona także sam futbol, jaki od lat znamy. Tak jak podczas ostatnich mistrzostw świata, rozgrywanych w pozbawionej piłkarskich tradycji Azji. Kibiców po prostu przydzielono do poszczególnych reprezentacji i kazano je kulturalnie dopingować.
Z całym szacunkiem dla Azji nie wydaje mi się jednak, żeby to się mogło przyjąć w Liverpoolu, Sao Paulo czy Warszawie.
PIOTR BRATKOWSKI
Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D
Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
Mein Schlesierland, mein Heimatland,
So von Natur, Natur in alter Weise,
Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
Wir sehn uns wieder am Oderstrand.
Jagiellonio,Polonia pokazała wam jak się zdobywa punkty
Teraz wiemy czemu na jesień Jagiellonia bała się grać z nami
ps.
A i BVB też wygrał mecz.
Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D
Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
Mein Schlesierland, mein Heimatland,
So von Natur, Natur in alter Weise,
Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
Wir sehn uns wieder am Oderstrand.
W ostatnich 25 minutach pokazali charakter, chociaż wcześniej - do czerwonej kartki Ouatarry - grali żenadę...
Na konferencji prasowej Wdowczyk potwierdził, że Legia złożyła Zagłębiu oficjalną ofertę celem pozyskania Wojciecha Łobodzińskiego. Ponoć już prawie wszystko jest dograne.
PS. Będzie jeszcze ciekawie, bo - moim zdaniem - Legia w Kielcach nie wygra.
"Piwo stanowi dowód, że Bóg nas kocha i chce, abyśmy byli szczęśliwi" - Benjamin Franklin
Kolejna porażka,tym razem z Craxą.No cóż tylko cud nas uratuje przed spadkiem lub barażami.Ptak Kochamy cię ,ptasi móżdżku
He he birdzik zwalił wszystku na...fatum które,to podobno nie pozwala wznieść się na wyżyny ekstraklasy ,ale ma nowy chytry plan.Już nie będzie sprowadzał brazylijczyków ... którzy mają powyżej 20 latek zycia.No cóż ...my kibice liczymy na ...PZPN,może wprowadzi ograniczenia dla obcokrajowców i zlikwiduje ptasią grypę
Nareszcie jakiś normalny artykuł o kibicach w ogólnopolskich mediach. Na szczęście nam Azja póki co jeszcze nie grozi .... oby nie doszło do tego nigdy.
Owszem tylko,że sport jest dla kibiców,chyba?A ile kibiców może przyjść na wiosce?
Oto pewna ciekawostka .
Polonia Bytom II liga- frekwencja w 3 ostatnich meczach u siebie 2.500 / 2.000 / 800 średnio 1766 osób , w Bytomiu mieszka 189535 osób , więc na stadion średnio przychodzi 0,9 % mieszkańców .
Heko Czermno II liga - frekwencja w 3 ostatnich meczach u siebie 500 / 700 / 500 średnio 567 osób , w Czermnie mieszka 850 osób , więc na stadion średnio przychodzi 66,7 % mieszkańców .
Tłoki Gorzyce III liga - frekwencja w 3 ostatnich meczach u siebie 450 / 450 / 450 średnio 450 osób , w Gorzycach mieszka 7.600 osób , więc na stadion średnio przychodzi 5,92 % mieszkańców .
( a to przecież III liga gdzie najwięcej osób na mecze w tej grupie przychodzi w Krakowie , Rzeszowie i Lublinie około 1000 osób )
Wspominany już Gawin grając w Międzyborzu ( 2343 mieszkańców ) zdołał przyciągnąć na mecz międzyokręgówki 2.500 widzów , a mecz towarzyski z Legią obejrzało 5000 kibiców.
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika grzes_ch
Oto pewna ciekawostka .
Polonia Bytom II liga- frekwencja w 3 ostatnich meczach u siebie 2.500 / 2.000 / 800 średnio 1766 osób , w Bytomiu mieszka 189535 osób , więc na stadion średnio przychodzi 0,9 % mieszkańców .
Heko Czermno II liga - frekwencja w 3 ostatnich meczach u siebie 500 / 700 / 500 średnio 567 osób , w Czermnie mieszka 850 osób , więc na stadion średnio przychodzi 66,7 % mieszkańców .
Tłoki Gorzyce III liga - frekwencja w 3 ostatnich meczach u siebie 450 / 450 / 450 średnio 450 osób , w Gorzycach mieszka 7.600 osób , więc na stadion średnio przychodzi 5,92 % mieszkańców .
( a to przecież III liga gdzie najwięcej osób na mecze w tej grupie przychodzi w Krakowie , Rzeszowie i Lublinie około 1000 osób )
Wspominany już Gawin grając w Międzyborzu ( 2343 mieszkańców ) zdołał przyciągnąć na mecz międzyokręgówki 2.500 widzów , a mecz towarzyski z Legią obejrzało 5000 kibiców.
Rozumiem,że procenty wpłacają kase do klubu za bilety? Bo jeżeli nie to wytłumacz po co to wypisywałeś?
Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D
Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
Mein Schlesierland, mein Heimatland,
So von Natur, Natur in alter Weise,
Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
Wir sehn uns wieder am Oderstrand.
Rozumiem,że procenty wpłacają kase do klubu za bilety? Bo jeżeli nie to wytłumacz po co to wypisywałeś?
No więc matematyki ciąg dalszy.
Zakładając , że wszyscy kibice wchodzący na Polonię płacą bilety normalne.( co jest nie możliwe )
Bilet normalny - 12 zł
Średnia frekfancja u siebie 1766 osób.
Meczy w sezonie u siebie - 17.
Średni przychód z meczu u siebie z kibiców - 21.192 zł
Przychód bo nie zysk .
Więc roczny przychód z biletów 360264 zł.
Dalej uważasz , że klub utrzymuje się z kibiców ???
Rozumiem,że procenty wpłacają kase do klubu za bilety? Bo jeżeli nie to wytłumacz po co to wypisywałeś? Statystyki są dobre ale w matematyce.
Grzes_ch wpisał to, aby się z Ciebie troszkę pośmiać. Polonia Bytom, to klubik nieznany w Polsce, lekceważony w swoim mieście. Z biletów zbiera - optymistycznie licząc - jakieś 1,5 mln zł (1766 osób x 25 zł za bilet x 17 spotkań na swoim stadionie). Te pieniądze nie starczają na utrzymanie klubu drugoligowego. Tak samo jak pieniądze z biletów nie starczają na utrzymanie dowolnego klubu pierwszoligowego czy z A-klasy. Ktoś musi je dołożyć. Ten ktoś, to właściciel, sponsor, gmina. I naprawdę nieistotne czy musi dołożyć np. 3 miliony do zapomnianego klubu drugoligowego z niespełna dwoma tysiącami kibiców, czy milion do dynamicznego, popularnego w swoim mieście klubu trzecioligowego z tysiącem kibiców.
Naprawdę bilety na II ligę są tak tanie? Zaledwie 12 złotych?
Napiszcie mi proszę, ile kosztują teraz bilety na I, II i III ligę.
No i popełniłem błąd w moich wyliczeniach. Przy bilecie za 25 zł dochód klubu z biletów to tylko 750 tys. zł. A tu specjaliści piszą, że bilety są o połowę tańsze.
Comment