przy piwie o piłce kopanej

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Regent
    Kapitan Lagerowej Marynarki
    • 2002.10
    • 512

    Ruch -Lech: mecz nie zachwycił, bezproblemowe zwycięstwo Lecha ( brawo !!! ), sędziowanie i pseudo komentatorzy z TVN - tragiczni. Z plusów to szansa na wzrost prestiżu PP.
    Ps. do obejrzenia tego meczu " zużyłem " litr piwa: 0,5 Barred ( Browar staropolski) i Ciechana Wybornego ( polecam )
    Mniej alkoholu w piwach !!!
    Wspieraj swój Browar! Stań się Premium - Użytkownikiem!

    Comment

    • arcy
      Pułkownik Chmielowy Ekspert
      • 2002.07
      • 7538

      Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika kiszot
      Czy ty będziesz naprawiał przystanek ze swoich pieniędzy tylko dlatego,że stojąc na nim czekasz na autobus i pada ci za kołnierz?
      Jeśli od innych osób będę pobierał opłaty za stanie na przystanku, to tak, będę go naprawiał. Bo jesli tego nie zrobię, to ludzie przestana na ten przystanek przychodzić.
      Last edited by arcy; 2009-05-20, 09:15.

      Comment

      • arcy
        Pułkownik Chmielowy Ekspert
        • 2002.07
        • 7538

        Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Regent
        bezproblemowe zwycięstwo Lecha
        No bez przesady, w tej kopaninie raz udało im się trafić, zresztą w krótki róg, co zawsze w pewnym stopniu obciąża bramkarza.

        Comment

        • Regent
          Kapitan Lagerowej Marynarki
          • 2002.10
          • 512

          Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika arcy
          No bez przesady, w tej kopaninie raz udało im się trafić, zresztą w krótki róg, co zawsze w pewnym stopniu obciąża bramkarza.
          No i to Lechowi wystarczyło, potem tylko patrzyli na nieporadność Ruchu, tak że jak dla mnie to Lech grał na 50% swoich możliwości, a że cały czas mimo wszystko myślą o mistrzostwie to się chłopaki oszczędzali. Przecież żaden polski zespół nie może grać dwa mecze w ciągu kilku dni na 100%, to mogłoby wykończyć naszych " zawodowców ".
          Mniej alkoholu w piwach !!!
          Wspieraj swój Browar! Stań się Premium - Użytkownikiem!

          Comment

          • arcy
            Pułkownik Chmielowy Ekspert
            • 2002.07
            • 7538

            Obawiam się, że prezentujesz nadmierny optymizm co do aktualnej formy Lecha. Żeby było jasne - ja też życzę im mistrzostwa.

            Comment

            • Pogoniarz
              † 1971-2015 Piwosz w Raju
              • 2003.02
              • 7971

              Kraków - Mydlniki, minął rok.

              gks katowice bukowa gieksa

              Dnia 22 marca 2008 roku, w nocy około 3 wstałem i zacząłem się ubierać, byłem szczęśliwy, jechałem na wyjazd mojej ukochanej drużyny, która grała tego dnia w Stalowej Woli. Trochę zaspałem więc wziąłem taksówkę i pojechałem na dworzec, tam spotkałem się ze znajomymi, zasiedliśmy po krótkim czasie w pociągu, a ten ruszył w stronę Małopolski i Podkarpacia. Podróż przebiegała wesoło, wypiłem może jedno piwo, ale przecież nie o to chodzi. Jechałem z kibicami, całą grupą wspierać Gieksę i to było najważniejsze tego dnia. Pociąg w pewnym momencie zatrzymał się w jakimś polu, podobno był zepsuty, po godzinie nagle ruszył, po czym zatrzymał się w Bochni i kazano nam się przesiąść na inny. Przesiadka poszła sprawnie, jednak nasz kolejny środek transportu był chyba bardzo wyczulony na radary policyjne, a motorniczy miał już chyba komplet punktów karnych, gdyż jechał tempem nie przypominającym nawet tempa rodzin spacerujących w parku. Do tego, oczywiście mniemam, iż wynikało to z wysokiej kultury prowadzącego pojazd, na dziewiczych wsiach już gdzieś na Podkarpaciu, przepuszczał on na przejazdach pojedyncze samochody i rowerzystów. W oddali spokojnie przyglądali się temu eskortujący nas funkcjonariusze policji. Zdumiewające jaki krok ku Europie zachodniej zrobili polscy kierowcy jeśli chodzi o kulturę jazdy. Wreszcie dojechaliśmy, na końcówkę meczu, jednak wiernie wykorzystaliśmy ten czas na głośnym i zdecydowanym dopingu z trybuny gości. Udało się, zdążyliśmy chociaż na chwilę, pomogliśmy naszym grajkom. Po obejrzeniu tych ostatnich dwudziestu minut meczu naszej drużyny, udaliśmy się w stronę wyjścia.


              Policja stojąca przed kasami kazała nam cierpliwie czekać, gdyż pociąg nie był jeszcze podstawiony na dworzec. Po pół godziny stania w ścisku i duchocie pozwolono nam udać się w stronę pociągu, kibice zaczęli biec aby zająć w nim miejsca. Mniej więcej w połowie drogi na dworzec policja zastawiła ulicę radiowozami, a nam kazała stać i czekać, nie podając powodu. Jeżeli ktokolwiek odważył się pytać o co chodzi bądź też chciał spokojnie udać się drogą do pociągu, policjanci traktowali go opryskliwie oraz byli agresywni. Gdy znów ruszyliśmy, doszło do małych zamieszek na drodze, ja z kolegą szliśmy z boku chodnikiem by nie mieszać się w awanturę. Policja używała gazu i pałek by uspokoić kibiców (niestety wszystkich którzy nawinęli się pod ręce, co prawda nie dostałem pałką ale poczułem gaz, który policjanci rozpylali go we wszystkie strony). W końcu dotarliśmy do pociągu, zajęliśmy miejsca, nie wszystkim udało się zająć siedzące, my na początku siedzieliśmy przy wejściu między przedziałami na podłodze.


              Po około 30 minutach pociąg ruszył w stronę Katowic. Podróż mijała spokojnie, wszyscy byli wykończeni, nikt nie pił alkoholu gdyż nikt go nie posiadał – w Stalowej Woli nie było możliwości pójścia do sklepu. Jechaliśmy głodni i spragnieni ale jakoś się trzymaliśmy. W Przeworsku wysiedli kibice JKS-u Jarosław, którzy jechali z nami tego dnia na wyjazd. Gdy wysiedli zwolniło się kilka miejsc więc mogłem usiąść na fotelu w przedziale. Byłem wykończony więc drzemałem z głową oparta o kolana. Gdy pociąg planowo zatrzymał się w Dębicy wielu kibiców udało się do sklepu, jedni kupili piwa inni coś do jedzenia i po prostu wody mineralne bo każdemu z nas okropnie chciało się pić. Ja nie ruszałem się ze swojego miejsca w obawie przed straceniem go gdy wrócę. Policjanci w Dębicy nie robili problemów z puszczeniem kibiców do sklepów, po około pół godziny wszyscy kibice już byli z powrotem w pociągu, drzwi się zamknęły i pociąg ruszył dalej.


              Następną stacją był Tarnów. W tymże mieście pociąg wbrew różnym plotkom również zatrzymywał się planowo. Po otwarciu drzwi kibice chcieli tak jak w Dębicy udać się do sklepów, z relacji słownych wiem, że gdy grupa kibiców schodziła po schodach w stronę przejścia podziemnego policja nie pozwoliła im przejść, wywiązały się z tego powodu drobne zamieszki. Policja używała gazu i pałek, szybko wprowadziła kibiców z powrotem do pociągu, drzwi się zamknęły i pociąg ruszył. Gdy skład już powoli opuszczał peron, na własne oczy widziałem jak funkcjonariusz policji podnosi kamień i rzuca nim w pociąg, na wskutek tego kibice gdzieś w pociągu (nie w moim przedziale) użyli hamulca ręcznego i wybiegli w stronę policji, rozpoczęły się zamieszki, kibice rzucali kamieniami, a policjanci odrzucali je z powrotem w akompaniamencie pałek i gazu, starcia trwały około piętnastu minut. Ja nie ruszałem się w ogóle z pociągu, widziałem dokładnie zamieszki przez szybę w moim przedziale. Po około piętnastu minutach policjanci wepchnęli kibiców do pociągu i skład ruszył ponownie w stronę Katowic.


              Pociąg jechał „ślimaczym” tempem, następna stacja – niespodziewana - to Kraków – Mydlniki. Gdy wjechaliśmy na tą stację, znajdującą się gdzieś pod Krakowem, wyglądającą na wieś, zaczął się koszmar. Inne pociągi odjechały ze stacji, światło zgasło, a my zauważyliśmy niewiarygodne ilości prewencji. Po kilku minutach około 10 policjantów wbiegło do naszego przedziału, zaczęli bić pałkami, kopać i uderzać pięściami wszystkich, którzy tylko byli blisko nich, krzycząc przy tym donośnie, głownie same wulgaryzmy. Usłyszałem: „Gleba K..wa! Mordy w dół i się nie ruszać”. W przedziale wszyscy ludzie zostali ściśnięci na podłodze, policjanci kazali zamknąć wszystkie okna, włączono na pełny regulator ogrzewanie i zagazowano cały przedział. Co pewien czas dwóch, trzech policjantów wchodziło do przedziału i wybierało sobie kilka osób. Ich wybory polegały głównie na wyliczankach lub po prostu „widzimisie”, za którymś razem, gdy policjanci w towarzystwie swoich jakże wyborowych przekleństw weszli do przedziału, spojrzeli na mnie i jeden powiedział: „Ty łysy z kapturem wypier…aj na zewnątrz” gdy dotarłem do drzwi próbowałem tłumaczyć, iż mam chorą nogę i przecież nic nie zrobiłem.


              Nic ich to nie interesowało, chwycili mnie i wyrzucili z pociągu niczym worek z kartoflami, na zewnątrz zostałem brutalnie pobity, pałkami, nogami, pięściami po czym kazano mi leżeć na ziemi z rękami za głową. Jakakolwiek próba ruchu bądź konwersacji była „nagradzana” pałowaniem po każdej części ciała, po jakiś 15 minutach leżenia kazano nam wstać i przejść tzw. „ścieżkę zdrowia”. Polegało to na tym, że trzeba było przejść między dwoma rzędami policjantów, którzy w tym czasie pałowali nas niemiłosiernie i sprawiało im to ogromną radość. Po przejściu „ścieżki zdrowia” robiono nam na peronie zdjęcia i kazano podawać swoje dane, po czym ponownie rzucano nas na nasyp kolejowy, brutalnie nas kopano i skuto wszystkich z rękami do tyłu plastikowymi paskami. Tak kazano nam leżeć gdzieś od godziny 24 do 4 nad ranem, przy czym bez przerwy nas poniżano.


              Gdy byłem jeszcze w pociągu cudem udało mi się dodzwonić po kryjomu do ojca i opowiedzieć o wszystkim co się dzieje. Pytał gdzie jesteśmy, odpowiedziałem tylko, że gdzieś pod Krakowem gdyż nie wiedziałem dokładnie co to za stacja. Gdy leżałem skuty na ziemi, kątem oka próbowałem cokolwiek zobaczyć, w oddali słyszałem jęki innych kibiców, katowanych przez stróżów prawa, nagle w oddali zauważyłem auto swojego ojca, a następnie jego. Poznałem go bez problemu po jego charakterystycznej czapce, próbowałem go wołać ale od razu zostałem skarcony przez policjanta, zresztą w tym hałasie, to żeby mnie usłyszał było niemożliwe. Widziałem, że rozmawia z jakimiś policjantami, potem jeden z nich podszedł i spytał: ”Jest tu Borowiak?”, ja odpowiedziałem, że jestem on tylko powiedział swoim podwładnym żeby uważali na moją nogę.


              Wtedy jeden z funkcjonariuszy spytał mnie, którą nogę mam chorą, bałem się odpowiedzieć bo przypuszczałem, iż raczy mnie jeszcze w nią uderzyć. Odpowiedziałem, że już nie ważne, on nalegał. Noga chora to prawa odpowiedziałem, że lewą w razie wypadku gdyby chciał mnie po niej bić, a on o dziwo powiedział żebym położył się na ten zdrowej żeby ta chora odpoczęła, wtedy ja powiedziałem, że muszę położyć się na tej chorej żeby nie bolało i położyłem się na zdrowej (lewej). Po dłuższym czasie od tej sytuacji kazano nam wstać, jeden z policjantów powiedział żeby uważać na moją nogę, na co w odpowiedzi zostałem uderzony w nią pałką od innego. Gdy pod radiowozem prawdopodobnie ten sam policjant znów napomniał o mojej nodze, policjant z wydziału kryminalnego stojący przy aucie, rzekł: „Z nogą? Ale z mordą nie!” po czym uderzał mnie pięściami po twarzy i wrzucił do radiowozu z trzema innymi kibicami, przed zamknięciem drzwi jeszcze dokładnie zagazowano cały radiowóz. Była to stara „Nyska” z osobnym przedziałem dla zatrzymanych, więc kierujący pojazdem nie musieli się przejmować na kontakt z gazem Prawie wymiotując pod wpływem gazu dostającego się do naszych gardeł, jechaliśmy jak się okazało do Tarnowa na komisariat.


              Po około godzinie jazdy, gdy byliśmy na miejscu, drzwi się otworzyły, a nas wyszarpano jak zwierzęta na zewnątrz i niesiono nas wręcz w powietrzu za ręce skute do tyłu. Na którymś z kolei piętrze rzucono nas na ziemię i kazano leżeć. Po co najmniej godzinie leżenia wzięto mnie do jakiegoś pokoju. Chciałem usiąść gdyż byłem fizycznie i psychicznie wyczerpany, na co usłyszałem od policjanta wydziału kryminalnego „Gdzie k.rwa!? Stać!”, więc stałem i patrzyłem się na niego, nie odzywając się. Usłyszałem coś w stylu: „Na ch.j się gapisz? Wiesz kim ja jestem? To jest wydział kryminalny! Zachciało Ci się k.rwa napier.alać policjantów?”, odparłem, iż nic nie zrobiłem, na co on spytał czy jeszcze zarzucam policji omylność, odparłem, że tak. Powiedział potem tylko, że musze coś sobie chyba przypomnieć, wyrzucono mnie z powrotem na korytarz i skopano porządnie, leżałem tam jeszcze jakieś pół godziny, gdy znów wzięto mnie do tego pokoju, znów do niczego nie chciałem się przyznać, wiec z powrotem na korytarz i następne bicie. Sytuacja powtarzała się kilka razy, aż gdy za którymś razem wzięto mnie znowu do pokoju, policjant sam zasugerował mi: „A może rzuciłeś tylko kamieniem przez okno?”, wycieńczony, zmieszany fizycznie i psychicznie z błotem tylko przytaknąłem.


              Wtedy sytuacja nagle diametralnie się zmieniła, pozwolono mi usiąść, rozkuto mnie, pozwolono iść do toalety i spytano kogo powiadomić o zatrzymaniu. Na to ostatnie odpowiedziałem, że ojca. Zadzwoniono do niego, po jakiś trzydziestu minutach był już w pokoju, jakimś cudem go wpuszczono, ojciec ostrzegał policjantów żeby mi nic nie robili. Ci odparli tylko, że z policją z Mydlnik nie mają nic wspólnego, i że oni traktowali mnie dobrze. Ja od razu wtrąciłem się do rozmowy i rzekłem: „Nie powiedziałbym” wtedy tacie kazano już wyjść, tak aby nie zdążył zareagować na moje słowa. Mi zaś mówiono jeszcze, że dobrze, że się przyznałem, że dzięki temu na pewno puszczą mnie po sprawie do domu. Potem przyjechało dwóch innych policjantów, na komisariacie poinformowałem, iż mam nerwicę żołądkową i potrzebuję leków, więc policjanci zawieźli mnie do szpitala, mówiłem również o mojej nodze. W szpitalu dano mi lek na uspokojenie oraz zrobiono rentgen nogi. Lekarz, który nawet nie wyglądał na lekarza stwierdził, że wszystko jest w porządku i mogą mnie umieścić w miejscu zatrzymań. Tak tez zrobiono, zawieziono mnie do Nowego Sącza, do miejsca zatrzymań, była niedziela późnym wieczorem. W celi było nas czterech. Wszyscy brudni, głodni, spragnieni, pobici. Po jakimś czasie wzięto mnie piętro wyżej na kolejne przesłuchanie, potwierdziłem tylko zeznania z nadzieją, iż pozwoli mi to wrócić jak najszybciej do domu. Około 22 dostaliśmy kolację, bułka z szynką i herbata – pierwszy posiłek od soboty popołudniu. Następnie dostaliśmy materace i położyliśmy się spać. O 6 rano kazano nam się ubierać, wsadzono nas w czwórkę do radiowozu i zawieziono na komisariat w Tarnowie, tam robiono nam zdjęcia, spisywano dane, pobierano odciski i wymazy DNA, z miejsca zatrzymań wzięto nas naczczo, bez śniadania.


              Po tych wszystkich operacjach zawieziono nas do Prokuratury w Tarnowie, tam czekaliśmy na przesłuchanie przez prokuratora. Gdy w końcu wywołano moje nazwisko, udałem się do gabinetu Pana Świerczka, który zaczął mnie przesłuchiwać, powiedziałem wszystko tak jak na komisariacie, na koniec gdy dla świętego spokoju mówiłem, że żałuję za to co zrobiłem, spytał mnie: „Skoro żałujesz to dlaczego kłamiesz? Dlaczego nam nie pomożesz? Nie podasz nazwisk?”, ja odparłem zgodnie z prawdą, że nie znam żadnych nazwisk, i że nie kłamię. On odparł tylko coś w stylu, że tego pożałuję. Cały dzień spędziłem potem w prokuraturze, moja rozprawa była chyba ostatnia, bardzo późno wieczorem. Gdy szedłem na salę zobaczyłem swojego ojca, pozwolono mi z nim porozmawiać, kazałem mu się przytulić i opowiedziałem na ucho wszystko jak to było naprawdę, wtedy on wpadł w szał, krzyczał po policjantach i Panu Świerczku. Nadszedł czas rozprawy- 3 miesiące Aresztu… Gdy wyszedłem ojciec dał mi jeszcze tylko coś do jedzenia, nie potrafiłem jeść, nie wiem dlaczego. Czy z nerwów, czy z tak strasznego głodu. Powiedziałem ojcu, że wytrzymam i żeby tylko przyprowadził mi tam Magdę (moją dziewczynę) od środka rozrywała mnie rozpacz, łzy ścisnęły mi się do oczu ale nie pozwoliłem im wypłynąć.


              Zaprowadzono mnie do radiowozu, usiadłem na tylnym siedzeniu poloneza, z przodu było dwóch policjantów. Gdy jechaliśmy do Krakowa (bo właśnie tam miano mnie umieścić w areszcie śledczym) spytałem tylko czy mogę się położyć, odpowiedzieli twierdząco, wiec skuty nadal do tyłu oparłem głowę na drugim siedzeniu i próbowałem zasnąć. Z przodu dobiegały do mnie cudne zapachy hamburgerów i innych łakoci z McDonalda, cóż za ironia losu… Gdy dojechaliśmy na ulicę Montelupich w Krakowie okazało się, iż o tej porze już mnie nie przyjmą, więc znowu do miejsca zatrzymań, tyle, że wcześniej jeszcze do szpitala na badanie. Około 2, 3 w nocy dowieziono mnie do miejsca zatrzymań, tam przespałem się do 6, dostałem śniadanie i kazano mi wychodzić. Policjanci już czekali, wsadzono mnie do radiowozu i zawieziono na wspomnianą wyżej ulicę, do Aresztu Śledczego.


              Tam przywitano mnie jak na Małopolską gościnę przystało. Zdumiewające jak służba celna potrafi być kreatywna. „Stój z nogami na szerokość ścian, ręce wyprostowane do góry i spróbuj się ruszyć to przyjdę do Ciebie na dłużej!” – powiedział kochany oddziałowy Leszek, po tym jak miło zaskoczył mnie w poczekalni swoimi pięściami i wypastowanymi świeżo butami. Pałkę tez poznałem, ale przecież już się z nią zaznajomiłem w Mydlnikach, dodam jeszcze, że wspomniana wyżej szerokość ściana to rzekłbym „półszpagat”. Piętro wyżej gdzie mnie skierowano oddziałowy też był bardzo miły, nawet pochwalił mi się swoim drewnianym młotkiem, ale głównie witał się ze mną dłońmi. Po kilku dniach skierowano mnie z powrotem na oddział Pana Leszka, cóż za zbieg okoliczności, że akurat miał dyżur. Dobrze, że tym razem w przewadze ograniczył się do słów.


              Zostałem umieszczony na 7 osobowej celi, byłem siódmy do kompletu. O zwyczajach, przygodach i innych tego typu rzeczach pisać nie warto, nie należy. Jednak wypada skupić się na wnętrzu osadzonego. Na tym z czym musi sobie radzić każdy, kto miał okazje spać na tej wygodnej pryczy i oglądać świat zza krat (raczej wiele nie było widać, obserwowaliśmy sobie tylko drzewo, które z biegiem pór roku zmieniało kolory i wygląd, o taka rozrywka). Otóż, każdy z pewnością przyjmuje swoją taktykę na przetrwanie, jednak zasada jest prosta, przetrwać trzeba. Chociażby na przekór tym, którzy nas tam wysłali. Mój sposób w teorii był prosty, zatrzymać się w teraźniejszej próżni, nie patrzeć ani w przyszłość, ani w przeszłość. Żyć tylko dniem obecnym i raczej nie było to epikurejskie carpe diem. W praktyce, gdy wraca się z widzenia lub widzi, jak współwięzień wychodzi na wolność, cała filozofia bierze w łeb. Trzeba się pozbierać i wytrzymać do kolejnego widzenia. Nastawiać należy się na najgorsze, wtedy łatwiej otwierać list z kolejnym odrzuconym wnioskiem o uchylenie sankcji, jakże podstawnej. Jednak upragniony dzień wolności nadszedł, wiara w ludzi wróciła. Sąd przyjął zażalenie i uchylił areszt, niedowierzałem dopóki adwokat nie powiedział mi: „możesz się pakować”.


              Od wyjścia z aresztu minęło ponad pół roku, tego co było dane mi przeżyć nie zapomnę, jednak nie można żyć ciągle przeszłością, trzeba walczyć o sprawiedliwość. Funkcjonariusze pogotowia, którzy byli obecni w Mydlnikach pamiętnej nocy zeznają, iż nic takiego się tam nie stało, niczego nie słyszeli, niczego nie widzieli. Ciekawe jakich klapek na oczy użył pracownik pogotowia, który ratował chłopaka lezącego obok mnie, telepiącego się w ataku padaczki? A może ma tak słabą pamięć?


              Dosłownie wczoraj przeczytałem w najnowszym „Wprost” artykuł o polskim „wymiarze sprawiedliwości”. Autor pisze o tym, że ten termin dalece ma się od terminu „sprawiedliwość”, polskie organy ścigania skupiają się na znalezieniu winnego za wszelką cenę, by ogłosić swój sukces i upewnić Kowalskiego, że żyje w państwie prawa, gdzie jest bezpieczny, a prawdziwi bandyci siedzą za kratami. Na koniec artykułu następuje konkluzja, iż zeznania naocznych świadków, a nawet samo przyznanie się do winy nie jest wyznacznikiem prawdy. Człowieka można zmusić do wszystkiego. W Stanach Zjednoczonych uniewinniono już 124 osoby, które były skazane na karę śmierci, wydawałoby się, że w takiej kwestii nie może być ani grama wątpliwości co do winy. Pytanie na ilu niewinnych osobach wyrok śmierci został wykonany? A ile osób w Polsce znajduje się w niewoli, bo tak trzeba było? Bo Kowalski musi wierzyć, że jego państwo zapewnia mu bezpieczeństwo.


              Obecnie toczy się proces przeciwko policjantom, którzy ugościli nas w Mydlnikach, obrót spraw pokaże, czy zeznania kilkuset kibiców zostaną podważone przez zeznania policjantów i pracowników państwowych. No tak, przecież kibice to zwarta grupa, oni będą się nawzajem bronić, ale czy policjanci to indywidua? Oni nie darzą się sympatią? Zapewne również pracownicy kolei i pogotowia nie mają nic z nimi wspólnego. Będąc na wolności łatwiej walczyć o sprawiedliwość i ja tej walki nie odpuszczę. Teraz przygotowuję się do matury, mam ponad półroczne zaległości związane z wydarzeniami w Krakowie gdyż gdy mnie zatrzymano uczęszczałem do drugiej klasy liceum, cudem zdałem tamten rok, jednak nie poddam się.


              W tym samym czasie toczy się sprawa przeciwko nam, zatrzymanym w Krakowie, wylosowanych spośród wielu, tych, którzy mieli pecha w Wielką Sobotę. Prokurator zaciekle utrzymuje winę każdego z nas, ale jaki jest jego materiał dowodowy? Zeznania policjantów? Mnie rzekomo rozpoznał jeden, ten który nagrywał zajścia na dworcu w Tarnowie, a podczas przesłuchania zeznał, że wszystko co widział znajduje się na nagraniu. To ciekawe, mnie na nagraniu nie ma. Sprawiedliwości musi stać się za dość.

              Ciekawe jak się to skończy, pewnie psy zostaną wybielone


              Prawie jak Piwo
              SZCZECIN

              Comment

              • Jadoo
                D(r)u(c)h nieuchwytny
                • 2008.10
                • 339

                Cholera brak słów, to jeden z ważniejszych przypadków ale nie jest on odosobniony. Nie mam szacunku dla psów.

                Comment

                • Krzysiu
                  D(r)u(c)h nieuchwytny
                  • 2001.02
                  • 14936

                  Komunikat KAP (Kibolskiej Agencji Prasowej)

                  Na spokojnie kibicujacych w czasie meczu o Puchar Polski kiboli napadły bandy rozwydrzonych emerytów z agencji ochroniarskiej. W ruch poszły stare gazety, sztuczne szczęki, kije od mopów oraz tyczki od pomidorów. Z sekundy na sekundę awantura nabierała rozpędu, angażując przy tym bandy szalejących pikników, plujących na wszystkie strony siemkami i popkornem. W pewnym momencie rozwydrzona tłuszcza wywołała eksplozję nagromadzonych odcinków rent i emerytur. Tylko zdecydowanej postawie prawdziwych kibiców, którzy przeciwstawili się chuligaństwu z całą stanowczością, dzierżąc jednej ręce Słowo Boże, w drugiej gałazkę oliwną, a w trzeciej gołąbka pokoju, zawdzięczmy, że nie doszło do tragedii.

                  Comment

                  • jablon
                    Sierżant Pijalniowy Zaprawiacz
                    • 2008.12
                    • 179

                    Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Pogoniarz
                    Kraków - Mydlniki, minął rok.

                    gks katowice bukowa gieksa

                    Dnia 22 marca 2008 roku...
                    Wzruszyła mnie ta historia . Trzeba było lektury czytać a nie na mecze jeździć.

                    Comment

                    • kiszot
                      Pułkownik Chmielowy Ekspert
                      🍼🍼
                      • 2001.08
                      • 8107

                      Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika jablon
                      Wzruszyła mnie ta historia . Trzeba było lektury czytać a nie na mecze jeździć.
                      Jeszcze jeden się znalazł.
                      Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
                      1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D

                      Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
                      Mein Schlesierland, mein Heimatland,
                      So von Natur, Natur in alter Weise,
                      Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
                      Wir sehn uns wieder am Oderstrand.

                      Comment

                      • jablon
                        Sierżant Pijalniowy Zaprawiacz
                        • 2008.12
                        • 179

                        Proponuję zamieścić równie emocjonalny poemat o ostatnim finale Pucharu Polski czy pobiciu piłkarza Wisły Płock. Nawet nie wspominam o ostatniej akcji partyzanckiej z zatrzymaniem pociągu w lesie. Ale to pewnie dlatego, że było ciasno, niewygodnie i chciało się chłopakom pić.

                        Comment

                        • Jadoo
                          D(r)u(c)h nieuchwytny
                          • 2008.10
                          • 339

                          Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika jablon
                          Proponuję zamieścić równie emocjonalny poemat o ostatnim finale Pucharu Polski czy pobiciu piłkarza Wisły Płock. Nawet nie wspominam o ostatniej akcji partyzanckiej z zatrzymaniem pociągu w lesie. Ale to pewnie dlatego, że było ciasno, niewygodnie i chciało się chłopakom pić.
                          Żałosne. Wszystkich ustawić w jednym szeregu i wczuwać się w sprawę, która nas nie dotyczy. Brawo

                          Comment

                          • Promil03
                            D(r)u(c)h nieuchwytny
                            • 2007.10
                            • 2833

                            Jablon i Krzysiu, nam na prawdę nie chodzi o to, żeby bronić każdego kibola rzucającego w policjanta cegłówką.
                            Chodzi o to, żebyście Wy i Wam podobni przyjęli do wiadomości, że przy okazji spotkań piłkarskich w Polsce policja nagminnie łamie prawo, a opis kibica GKS-u Katowice jest tego najlepszym przykładem.
                            Chodzi też o to, że wypowiadacie się na tematy kibicowskie, choć nie macie o tym zielonego pojęcia, a swoją marną wiedzę opieracie na relacjach TVN24 i Gazety Wyborczej.
                            Nie pozdrawiam.

                            Comment

                            • jablon
                              Sierżant Pijalniowy Zaprawiacz
                              • 2008.12
                              • 179

                              Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika Promil03
                              Jablon i Krzysiu, nam na prawdę nie chodzi o to(...)
                              Ja nie wrzucam wszystkich kibiców na stadionie do jednego worka, ani też nie twierdzę, że policja jest chodzącą niewinnością, ale jak czytam teksty typu "nie mam szacunku dla psów" to mi ręce opadają. A od bajek typu: policja (albo ochrona) nas prowokowała to brzuch mnie boli ze śmiechu. Kibola-bandytę to nawet wiata przystanku autobusowego potrafi sprowokować.

                              Drugą część Twojego postu pozostawię bez komentarza.

                              Comment

                              • kiszot
                                Pułkownik Chmielowy Ekspert
                                🍼🍼
                                • 2001.08
                                • 8107

                                Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika jablon
                                Ja nie wrzucam wszystkich kibiców na stadionie do jednego worka, ani też nie twierdzę, że policja jest chodzącą niewinnością, ale jak czytam teksty typu "nie mam szacunku dla psów" to mi ręce opadają. A od bajek typu: policja (albo ochrona) nas prowokowała to brzuch mnie boli ze śmiechu. Kibola-bandytę to nawet wiata przystanku autobusowego potrafi sprowokować.

                                Drugą część Twojego postu pozostawię bez komentarza.
                                Czytałeś wypowiedź Promila? Chyba nie.
                                Jest tak jak on napisał.Nikt nie twierdzi,ze kibice są dobrzy a policjanci źli.Wśród jednych i drugich są dobrzy i źli tylko wy tego nie widzicie albo nie chcecie widzieć.Ja chodze na mecze od 25 lat,zwiedziłem pół Polski,nie jedno widziałem i w nie jednej zadymie brałem udział.I mogę powiedzieć,że w jednym macie rację,kibice nie jedna zadymę rozkręcili.Ale dzisiaj z perspektywy tych wszystkich lat wiem,że nie jeden raz milicja a potem policja sama prowokowała zadymy.Szczególnie często prowokowali kibiców w pociągach.Niestety te prowokacje ciągną sie do dzisiaj.Ciekawe,że policja za granica reaguje mniej agresywnie w przypadku zadymy.Tam starają się opanowac sytuację bez użycia siły a u nas od razu strzela się do ludzi.
                                Lwów zawsze polski,Bytom zawsze niemiecki.
                                1 FOLKSDOJCZ BROWARU :D

                                Da seufzt sie still, ja still und flüstert leise:
                                Mein Schlesierland, mein Heimatland,
                                So von Natur, Natur in alter Weise,
                                Wir sehn uns wieder, mein Schlesierland,
                                Wir sehn uns wieder am Oderstrand.

                                Comment

                                Przetwarzanie...