Cała prawda o naszych piłkarzach
15 września 2009
Dan Petrescu - wyrzut sumienia polskiej piłki
Zaloguj się
E-mail
OnetHasło
Niepoprawne dane
Objaśnienia
Loguj się bezpiecznie Zapomniałem hasła
Anuluj
Niemal dokładnie trzy lata temu, 18 września 2006 roku, Wisła Kraków zwolniła Dana Petrescu z pozycji trenera. Towarzyszyło temu ogromne westchnienie ulgi ze strony piłkarzy klubu. Skłonność właściciela klubu, Bogusława Cupiała, do żonglowania trenerami nie była tym razem decydującym powodem zmiany. Petrescu wyraźnie nie odpowiadał wielu czołowym polskim zawodnikom Wisły, którzy narzekali przed wszystkim na za ciężkie treningi, ale i na „toporny styl”, brak luzu trenera i jego spore wymagania co do waleczności, zaangażowania i walki. Minęły trzy lata, jutro, 16 września 2009, Dan Petrescu poprowadzi mistrza Rumunii Unireę Urziceni w meczu Ligi Mistrzów przeciwko FC Sevilla. Zawodnicy Wisły, po kompromitacji z estońską Levadią Tallin, najważniejsze rozgrywki klubowe w Europie obejrzą jak zwykle w telewizji. I kto się śmieje ostatni?
Kto lepiej wykorzystał te trzy lata po odejściu Petrescu z Wisły? Wiślacy dominują w polskiej lidze, ale w Europie przegrywają. Kilku zawodników ze składu, który grał u Petrescu udało się wyrwać na Zachód(Dudka do Auxerre i Błaszczykowski do Dortmundu, a Baszczyński i Zieńczuk na emeryturę do greckich słabeuszy), reszta dalej gra w polskiej lidze, Paweł Brożek właśnie okazał się za słaby na Fulham. Wyklinany w Polsce Petrescu objął za to beniaminka ligi rumuńskiej, Unireę Urziceni. Utrzymał ją w lidze, w następnym sezonie doprowadził do 5 miejsca i finału Pucharu Rumunii, co dało możliwość występu w Pucharze UEFA. Unirea odpadła w nim co prawda z niemieckim HSV, ale w lidze zdobyła mistrzostwo. Klub bez tradycji z malutkiego rumuńskiego miasteczka(według Wikipedii Urziceni ma 17 tysięcy mieszkańców), bez wielkich pieniędzy i znanych graczy wygrał silną przecież ligę(w rankingu UEFA liga rumuńska jest 8, a liga polska 26, nie przeszkadza to wielu Polakom lekceważąco myśleć o Rumunach). Nie miał gwiazd i dużego budżetu jak Steaua, Dinamo czy Rapid, nie była to kolonia portugalskich i południowoamerykańskich zawodników jak CFR Cluj. W klubie grali prawie sami Rumuni i to nawet nie reprezentanci kraju, tylko mało znani zawodnicy. Zostali jednak zorganizowani przez Petrescu w sprawnie działający, ciężko pracujący na boisku, walczący, grający bardzo taktycznie zespół, któremu bardzo ciężko strzelić bramkę(tylko 20 goli straconych w 34 ligowych spotkaniach w mistrzowskim sezonie). Teraz, w nagrodę za ciężką pracę, której wymagał trener, piłkarze Unirei zagrają w elitarnych rozgrywkach przeciw najlepszym na świecie. Wisła tymczasem w środę ma wolne i szykuje się do „szlagierowego” meczu z Polonią Bytom w niedzielę.
Zachowałem sobie „Przegląd Sportowy” z 2 lutego 2009, gdzie był bardzo ciekawy wywiad z Danem Petrescu. Według mnie Rumun przedstawił w nim najtrafniejszą diagnozę przyczyn stanu polskiej piłki nożnej. Dwa najważniejsze powody, oba mentalne:
1. Brak mentalności zwycięzców, lenistwo, minimalizm, zadowalanie się małymi sukcesami.
Mówi Petrescu: „– Dlatego właśnie nie macie wyników w Europie. Idealne życie piłkarza w Polsce jest takie – miłe spędzanie czasu, lekkie treningi i przyjazny trener, który do tego jest dobrym kumplem. Z takim podejściem Polska nigdy nie będzie mistrzem świata, nigdy niczego nie wygra. Ja tę mentalność którą mam wyniosłem z Anglii, pracowałem tam 8 lat i wiem jak wygląda zawodowy futbol. Tam piłkarz nie chce być przyjacielem trenera, tam jest podejście czysto zawodowe. W Polsce czy w Rumunii piłkarze dążą do tego, żeby zaprzyjaźnić się z trenerem. Ja w moim klubie, Unirei, nie mam przyjaciół. I właśnie zostałem wybrany, po raz drugi z rzędu, najlepszym trenerem w Rumunii. Moje metody się sprawdzają. Zawsze rozmawiam z piłkarzami, podaję im rękę, jestem dla nich przyjazny, ale nie jestem ich przyjacielem! Jeśli robią coś dobrze, to powiem: „brawo”, jeśli nie, to nie będę tego ukrywał. W Rumunii i w Polsce piłkarz za bardzo zżywa się z trenerem i automatycznie przestaje trenował. Niestety w Polsce takim jak ja jest trudno – dlatego właśnie nie wytrzymałem do końca sezonu. A szkoda.
(…)A mój trener, którego miałem we Włoszech, Zdenek Zeman, był najostrzejszy ze wszystkich. Moje treningi przy tym co on robił, to gry i zabawy z piłeczką. Gdybym zrobił w Wiśle to co on z nami we Włoszech, to by mnie zabili, gdzieś przy okazji. A to było moje pierwsze doświadczenie. Wszyscy płakali i kwiczeli, ale Zeman miał wyniki. Ale gdy poszedł do Turcji, po 10 treningach piłkarze zaczęli symulować kontuzje. I go wywalili. To samo byłoby w Wiśle. A jednak to Zeman miał sukcesy. Weźmy przykład Capello – gdy zapyta pan jego byłych piłkarzy powiedzą: „O Boże, to sadysta”. Ale proszę popatrzeć na jego wyniki. Czego chcesz – wyników czy miłości zawodników? Każdy sam musi zadecydować.
(…)Ale nie jestem jakimś tyranem. Jeśli pan spyta moich piłkarzy, to ja lubię pożartować. Ale gdy wychodzimy na trening, to żarty się kończą. A w Polsce tego nie rozumieją. A szkoda, bo Polscy piłkarze mają naprawdę ogromne możliwości, uważam że większe niż rumuńscy. To pewnie ta wasza mentalność… słowiańska i bałkańska są podobne. A ja nie jestem
przyzwyczajony do takiego podejścia – mentalnie jestem Brytyjczykiem. Zawsze chcę więcej, nigdy nie jestem do końca zadowolony z tego co mam. Dlatego byłem dwa razy na mistrzostwach świata, w Anglii wygrałem wszystko poza mistrzostwem, a polscy piłkarze? Proszę pokazać mi kogoś kto ma takie sukcesy”.
Sama prawda, niestety Rumun nadział się w Polsce na mentalność olewaczy i minimalistów, którym nie chce się ciężej pracować, no bo po co, skoro i bez tego dostają dużo pieniędzy i osiągają sukcesy – co z tego, że tylko w żałosnej polskiej lidze. Petrescu był gromiony za to, że się wymądrza i jest zbyt pewny siebie, ale może trzeba było się czegoś nauczyć od człowieka, który w piłce osiągnął więcej niż wszyscy zawodnicy Wisły razem wzięci? Wiślakom się nie chciało. Piłkarzom Unirei tak i są efekty.
2. Piłkarze rządzą klubami i zwalniają trenerów.
Petrescu: „ – W Wiśle zabrakło profesjonalnego podejścia do zawodu trenera.
(…) Idealny układ jest taki, że menedżer powinien mieć pełną władzę i czas – wiele lat na zbudowanie drużyny. Tak jak jest w Anglii, na przykład z Fergusonem – przez 5 lat nic nie wygrywał, a później się zaczęło… Wtedy piłkarz nie kalkuluje i nie czeka na odejście trenera, bo ma świadomość, że jeśli nie będzie zapieprzał, to sam musi sobie szukać klubu”.
„Zwalnianie trenera” to specjalność polskich piłkarzy. W każdym kraju, w każdej lidze, nawet w Anglii, zdarza się, że piłkarze nie mogą dogadać się ze szkoleniowcem, dochodzi do kryzysu i trener odchodzi. Tylko w Polsce jednak zdarza się to tak nagminnie, a trenerzy są pomiatani przez rozbestwionych graczy. Wystarczy śledzić polską ligę, by takich przypadków jak Petrescu w Wiśle znaleźć dziesiątki.
Ot choćby w sezonie 2005/2006 piłkarze drugoligowej Jagiellonii Białystok zbuntowali się przeciwko Adamowi Nawałce, który kazał im za ciężko trenować. Zawodnicy, na czele ze starszyzną - Jackami Chańko i Markiewiczem, zaczęli się kompromitować na boisku i specjalnie przegrywać, pokazując zero zaangażowania. Co znaczące, kpić zaczęli z ulubionego powiedzenia Nawałki: „praca, praca i jeszcze raz praca”. Na pracę nie mieli ochoty i Nawałkę, żegnanego wyzwiskami z trybun, zwolniono z klubu. Przez następne lata piłkarze Jagiellonii zdążyli zwolnić następnego trenera Artura Płatka, ponownie stosując manewr z umyślnymi porażkami. Dopiero niedawno leniwych piłkarzy pozbyto się z klubu, a Jagiellonia gra znacznie lepiej i z zaangażowaniem. Markiewicz za to zdążył zwolnić kolejnego trenera w Koronie Kielce. A Nawałka? W biednym jak mysz kościelna drugoligowym GKS-ie Katowice objął drużynę złożoną z prawie samych młodych chłopaków. Wiosną tego roku, GieKSa, grając niemal tylko „młodymi” i słabo opłacanymi zawodnikami, była czwartym zespołem ligi z bilansem 7-6-2, podźwignęła się ze strefy spadkowej i utrzymała w lidze. Obecnie zajmuje 6 miejsce i gra bardzo dobrze mimo, że w kadrze ma ledwie sześciu graczy powyżej 25 lat. Widać tym piłkarzom chciało się pracować i czegoś nauczyć od Nawałki.
Nie trzeba zresztą sięgać tak daleko, w Ekstraklasie mieliśmy niedawno znakomity przykład. Piłkarzom Zagłebia Lubin nie chciało się pracować z trenerem Lesiakiem, więc kompromitowali się i przegrywali z kim popadnie, byle wymusić jego zwolnienie. Przegrali nawet z piątoligowymi amatorami z trzytysięcznego Kobylina. Nie przejęli się lżeniem i wyzwiskami z trybun. Przyszedł nowy trener, odmieniło im się i od razu wygrali. Czy tacy piłkarze, pozbawieni jakiegokolwiek honoru i poczucia godności osobistej, ośmieszający siebie i swój klub, mają szansę wejść na poziom europejski i dużo osiągnąć?
Zgadzam się całkowicie z oceną polskich piłkarzy dokonaną przez Petrescu. To mentalność jest najważniejszą przyczyną kolejnych kompromitacji klubów i reprezentacji, przyczyną tego, że zaledwie kilku polskich piłkarzy gra w niezłych klubach europejskich. Nie kupuję wytłumaczenia, że winien jest dziadowski związek piłkarski i korupcja. W Bośni i Hercegowinie liga jest niesamowicie skorumpowana, a jednak rodzą się tam talenty, którym ciężką pracą udaje się dostać do dobrych zachodnich klubów, reprezentacja tego państwa zaś ma szansę pojechać na Mistrzostwa Świata. Nie jest winne też państwo i „brak boisk”. Państwo budowaniem boisk w ogóle nie powinno się zajmować to raz, a dwa, że jak widać w Afryce, gdzie w niektórych krajach w ogóle o boiska trawiaste jest ciężko, czy w brazylijskich slumsach mogą rozwijać się wspaniałe talenty, ale trzeba wpierw „trochę” popracować. Dopóki polscy piłkarze nie zechcą patrzeć w górę i ciężko zapieprzać, nie nabiorą właściwej mentalności i będą przegrywać. Dopóki właściciele klubów będą pozwalać graczom na zwalnianie każących „zbyt ciężko” trenować trenerów przez celowe porażki, nici z sukcesów. W innym wywiadzie, lipcowym dla „Dziennika”, Petrescu ponownie zaprezentował te tezy. To świetnie, że polskie gazety publikują jego wypowiedzi. Dobrze byłoby, gdyby przeczytali i zrozumieli je właściciele klubów. Świetnie byłoby, gdyby słowa Rumuna wzięli sobie do głowy i serca polscy piłkarze, choć na to ciężko liczyć. W wywiadzie dla „Dziennika” Petrescu zapytany czy któryś z Polaków poradziłby sobie w lidze angielskiej odpowiedział: „Myślę, że kilku tak, ale tylko pod względem umiejętności piłkarskich. A w Anglii ważny jest także charakter i psychika. Nie ma miejsca dla mięczaków i lalusiów. Gdyby któryś z piłkarzy Premiership przyszedł do prezesa i poskarżył się na zbyt ciężkie treningi, to... Właściwie nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie takiej sytuacji”. I tyle, dlatego piłkarzom Wisły miłego oglądania Ligi Mistrzów przed TV, a walczakom z Unirei i Danowi Petrescu powodzenia w meczach przeciw najlepszym!
Tomasz Wąsowicz (16:40)
15 września 2009
Dan Petrescu - wyrzut sumienia polskiej piłki
Zaloguj się
OnetHasło
Niepoprawne dane
Objaśnienia
Loguj się bezpiecznie Zapomniałem hasła
Anuluj
Niemal dokładnie trzy lata temu, 18 września 2006 roku, Wisła Kraków zwolniła Dana Petrescu z pozycji trenera. Towarzyszyło temu ogromne westchnienie ulgi ze strony piłkarzy klubu. Skłonność właściciela klubu, Bogusława Cupiała, do żonglowania trenerami nie była tym razem decydującym powodem zmiany. Petrescu wyraźnie nie odpowiadał wielu czołowym polskim zawodnikom Wisły, którzy narzekali przed wszystkim na za ciężkie treningi, ale i na „toporny styl”, brak luzu trenera i jego spore wymagania co do waleczności, zaangażowania i walki. Minęły trzy lata, jutro, 16 września 2009, Dan Petrescu poprowadzi mistrza Rumunii Unireę Urziceni w meczu Ligi Mistrzów przeciwko FC Sevilla. Zawodnicy Wisły, po kompromitacji z estońską Levadią Tallin, najważniejsze rozgrywki klubowe w Europie obejrzą jak zwykle w telewizji. I kto się śmieje ostatni?
Kto lepiej wykorzystał te trzy lata po odejściu Petrescu z Wisły? Wiślacy dominują w polskiej lidze, ale w Europie przegrywają. Kilku zawodników ze składu, który grał u Petrescu udało się wyrwać na Zachód(Dudka do Auxerre i Błaszczykowski do Dortmundu, a Baszczyński i Zieńczuk na emeryturę do greckich słabeuszy), reszta dalej gra w polskiej lidze, Paweł Brożek właśnie okazał się za słaby na Fulham. Wyklinany w Polsce Petrescu objął za to beniaminka ligi rumuńskiej, Unireę Urziceni. Utrzymał ją w lidze, w następnym sezonie doprowadził do 5 miejsca i finału Pucharu Rumunii, co dało możliwość występu w Pucharze UEFA. Unirea odpadła w nim co prawda z niemieckim HSV, ale w lidze zdobyła mistrzostwo. Klub bez tradycji z malutkiego rumuńskiego miasteczka(według Wikipedii Urziceni ma 17 tysięcy mieszkańców), bez wielkich pieniędzy i znanych graczy wygrał silną przecież ligę(w rankingu UEFA liga rumuńska jest 8, a liga polska 26, nie przeszkadza to wielu Polakom lekceważąco myśleć o Rumunach). Nie miał gwiazd i dużego budżetu jak Steaua, Dinamo czy Rapid, nie była to kolonia portugalskich i południowoamerykańskich zawodników jak CFR Cluj. W klubie grali prawie sami Rumuni i to nawet nie reprezentanci kraju, tylko mało znani zawodnicy. Zostali jednak zorganizowani przez Petrescu w sprawnie działający, ciężko pracujący na boisku, walczący, grający bardzo taktycznie zespół, któremu bardzo ciężko strzelić bramkę(tylko 20 goli straconych w 34 ligowych spotkaniach w mistrzowskim sezonie). Teraz, w nagrodę za ciężką pracę, której wymagał trener, piłkarze Unirei zagrają w elitarnych rozgrywkach przeciw najlepszym na świecie. Wisła tymczasem w środę ma wolne i szykuje się do „szlagierowego” meczu z Polonią Bytom w niedzielę.
Zachowałem sobie „Przegląd Sportowy” z 2 lutego 2009, gdzie był bardzo ciekawy wywiad z Danem Petrescu. Według mnie Rumun przedstawił w nim najtrafniejszą diagnozę przyczyn stanu polskiej piłki nożnej. Dwa najważniejsze powody, oba mentalne:
1. Brak mentalności zwycięzców, lenistwo, minimalizm, zadowalanie się małymi sukcesami.
Mówi Petrescu: „– Dlatego właśnie nie macie wyników w Europie. Idealne życie piłkarza w Polsce jest takie – miłe spędzanie czasu, lekkie treningi i przyjazny trener, który do tego jest dobrym kumplem. Z takim podejściem Polska nigdy nie będzie mistrzem świata, nigdy niczego nie wygra. Ja tę mentalność którą mam wyniosłem z Anglii, pracowałem tam 8 lat i wiem jak wygląda zawodowy futbol. Tam piłkarz nie chce być przyjacielem trenera, tam jest podejście czysto zawodowe. W Polsce czy w Rumunii piłkarze dążą do tego, żeby zaprzyjaźnić się z trenerem. Ja w moim klubie, Unirei, nie mam przyjaciół. I właśnie zostałem wybrany, po raz drugi z rzędu, najlepszym trenerem w Rumunii. Moje metody się sprawdzają. Zawsze rozmawiam z piłkarzami, podaję im rękę, jestem dla nich przyjazny, ale nie jestem ich przyjacielem! Jeśli robią coś dobrze, to powiem: „brawo”, jeśli nie, to nie będę tego ukrywał. W Rumunii i w Polsce piłkarz za bardzo zżywa się z trenerem i automatycznie przestaje trenował. Niestety w Polsce takim jak ja jest trudno – dlatego właśnie nie wytrzymałem do końca sezonu. A szkoda.
(…)A mój trener, którego miałem we Włoszech, Zdenek Zeman, był najostrzejszy ze wszystkich. Moje treningi przy tym co on robił, to gry i zabawy z piłeczką. Gdybym zrobił w Wiśle to co on z nami we Włoszech, to by mnie zabili, gdzieś przy okazji. A to było moje pierwsze doświadczenie. Wszyscy płakali i kwiczeli, ale Zeman miał wyniki. Ale gdy poszedł do Turcji, po 10 treningach piłkarze zaczęli symulować kontuzje. I go wywalili. To samo byłoby w Wiśle. A jednak to Zeman miał sukcesy. Weźmy przykład Capello – gdy zapyta pan jego byłych piłkarzy powiedzą: „O Boże, to sadysta”. Ale proszę popatrzeć na jego wyniki. Czego chcesz – wyników czy miłości zawodników? Każdy sam musi zadecydować.
(…)Ale nie jestem jakimś tyranem. Jeśli pan spyta moich piłkarzy, to ja lubię pożartować. Ale gdy wychodzimy na trening, to żarty się kończą. A w Polsce tego nie rozumieją. A szkoda, bo Polscy piłkarze mają naprawdę ogromne możliwości, uważam że większe niż rumuńscy. To pewnie ta wasza mentalność… słowiańska i bałkańska są podobne. A ja nie jestem
przyzwyczajony do takiego podejścia – mentalnie jestem Brytyjczykiem. Zawsze chcę więcej, nigdy nie jestem do końca zadowolony z tego co mam. Dlatego byłem dwa razy na mistrzostwach świata, w Anglii wygrałem wszystko poza mistrzostwem, a polscy piłkarze? Proszę pokazać mi kogoś kto ma takie sukcesy”.
Sama prawda, niestety Rumun nadział się w Polsce na mentalność olewaczy i minimalistów, którym nie chce się ciężej pracować, no bo po co, skoro i bez tego dostają dużo pieniędzy i osiągają sukcesy – co z tego, że tylko w żałosnej polskiej lidze. Petrescu był gromiony za to, że się wymądrza i jest zbyt pewny siebie, ale może trzeba było się czegoś nauczyć od człowieka, który w piłce osiągnął więcej niż wszyscy zawodnicy Wisły razem wzięci? Wiślakom się nie chciało. Piłkarzom Unirei tak i są efekty.
2. Piłkarze rządzą klubami i zwalniają trenerów.
Petrescu: „ – W Wiśle zabrakło profesjonalnego podejścia do zawodu trenera.
(…) Idealny układ jest taki, że menedżer powinien mieć pełną władzę i czas – wiele lat na zbudowanie drużyny. Tak jak jest w Anglii, na przykład z Fergusonem – przez 5 lat nic nie wygrywał, a później się zaczęło… Wtedy piłkarz nie kalkuluje i nie czeka na odejście trenera, bo ma świadomość, że jeśli nie będzie zapieprzał, to sam musi sobie szukać klubu”.
„Zwalnianie trenera” to specjalność polskich piłkarzy. W każdym kraju, w każdej lidze, nawet w Anglii, zdarza się, że piłkarze nie mogą dogadać się ze szkoleniowcem, dochodzi do kryzysu i trener odchodzi. Tylko w Polsce jednak zdarza się to tak nagminnie, a trenerzy są pomiatani przez rozbestwionych graczy. Wystarczy śledzić polską ligę, by takich przypadków jak Petrescu w Wiśle znaleźć dziesiątki.
Ot choćby w sezonie 2005/2006 piłkarze drugoligowej Jagiellonii Białystok zbuntowali się przeciwko Adamowi Nawałce, który kazał im za ciężko trenować. Zawodnicy, na czele ze starszyzną - Jackami Chańko i Markiewiczem, zaczęli się kompromitować na boisku i specjalnie przegrywać, pokazując zero zaangażowania. Co znaczące, kpić zaczęli z ulubionego powiedzenia Nawałki: „praca, praca i jeszcze raz praca”. Na pracę nie mieli ochoty i Nawałkę, żegnanego wyzwiskami z trybun, zwolniono z klubu. Przez następne lata piłkarze Jagiellonii zdążyli zwolnić następnego trenera Artura Płatka, ponownie stosując manewr z umyślnymi porażkami. Dopiero niedawno leniwych piłkarzy pozbyto się z klubu, a Jagiellonia gra znacznie lepiej i z zaangażowaniem. Markiewicz za to zdążył zwolnić kolejnego trenera w Koronie Kielce. A Nawałka? W biednym jak mysz kościelna drugoligowym GKS-ie Katowice objął drużynę złożoną z prawie samych młodych chłopaków. Wiosną tego roku, GieKSa, grając niemal tylko „młodymi” i słabo opłacanymi zawodnikami, była czwartym zespołem ligi z bilansem 7-6-2, podźwignęła się ze strefy spadkowej i utrzymała w lidze. Obecnie zajmuje 6 miejsce i gra bardzo dobrze mimo, że w kadrze ma ledwie sześciu graczy powyżej 25 lat. Widać tym piłkarzom chciało się pracować i czegoś nauczyć od Nawałki.
Nie trzeba zresztą sięgać tak daleko, w Ekstraklasie mieliśmy niedawno znakomity przykład. Piłkarzom Zagłebia Lubin nie chciało się pracować z trenerem Lesiakiem, więc kompromitowali się i przegrywali z kim popadnie, byle wymusić jego zwolnienie. Przegrali nawet z piątoligowymi amatorami z trzytysięcznego Kobylina. Nie przejęli się lżeniem i wyzwiskami z trybun. Przyszedł nowy trener, odmieniło im się i od razu wygrali. Czy tacy piłkarze, pozbawieni jakiegokolwiek honoru i poczucia godności osobistej, ośmieszający siebie i swój klub, mają szansę wejść na poziom europejski i dużo osiągnąć?
Zgadzam się całkowicie z oceną polskich piłkarzy dokonaną przez Petrescu. To mentalność jest najważniejszą przyczyną kolejnych kompromitacji klubów i reprezentacji, przyczyną tego, że zaledwie kilku polskich piłkarzy gra w niezłych klubach europejskich. Nie kupuję wytłumaczenia, że winien jest dziadowski związek piłkarski i korupcja. W Bośni i Hercegowinie liga jest niesamowicie skorumpowana, a jednak rodzą się tam talenty, którym ciężką pracą udaje się dostać do dobrych zachodnich klubów, reprezentacja tego państwa zaś ma szansę pojechać na Mistrzostwa Świata. Nie jest winne też państwo i „brak boisk”. Państwo budowaniem boisk w ogóle nie powinno się zajmować to raz, a dwa, że jak widać w Afryce, gdzie w niektórych krajach w ogóle o boiska trawiaste jest ciężko, czy w brazylijskich slumsach mogą rozwijać się wspaniałe talenty, ale trzeba wpierw „trochę” popracować. Dopóki polscy piłkarze nie zechcą patrzeć w górę i ciężko zapieprzać, nie nabiorą właściwej mentalności i będą przegrywać. Dopóki właściciele klubów będą pozwalać graczom na zwalnianie każących „zbyt ciężko” trenować trenerów przez celowe porażki, nici z sukcesów. W innym wywiadzie, lipcowym dla „Dziennika”, Petrescu ponownie zaprezentował te tezy. To świetnie, że polskie gazety publikują jego wypowiedzi. Dobrze byłoby, gdyby przeczytali i zrozumieli je właściciele klubów. Świetnie byłoby, gdyby słowa Rumuna wzięli sobie do głowy i serca polscy piłkarze, choć na to ciężko liczyć. W wywiadzie dla „Dziennika” Petrescu zapytany czy któryś z Polaków poradziłby sobie w lidze angielskiej odpowiedział: „Myślę, że kilku tak, ale tylko pod względem umiejętności piłkarskich. A w Anglii ważny jest także charakter i psychika. Nie ma miejsca dla mięczaków i lalusiów. Gdyby któryś z piłkarzy Premiership przyszedł do prezesa i poskarżył się na zbyt ciężkie treningi, to... Właściwie nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie takiej sytuacji”. I tyle, dlatego piłkarzom Wisły miłego oglądania Ligi Mistrzów przed TV, a walczakom z Unirei i Danowi Petrescu powodzenia w meczach przeciw najlepszym!
Tomasz Wąsowicz (16:40)
Comment