Czy to prawda, że piwosze w latach osiemdziesiątych czekali przed browarami, a potem gonili na rowerach ciężarówkę z piwem, aby wiedzieli do jakiego sklepu to piwo wiozą? W tamtych czasach tematyka piwna nie była mi zbyt bliska stąd pytam bardziej doświadczonych w tej materii. Rewelacje takie, o tych rowerach, podała Gazeta Wyborcza, więc wolę się upewnić z pewnego źródła, czy to prawda. Mój brat opowiadał mi, że czasami piwo przywozili bez etykiet, a i tak nikt nie wybrzydzał. Najgorzej ponoć było przed ważnymi meczami polskiej drużyny narodowej, wtedy kolejki były bardzo długie... Jak chciało się wypić kufel piwa (z relacji mojego taty) w knajpie to trzeba bylo coś kupić do jedzenia, więc kupowało się śledzia albo serek, który krążył i krążył, bo nikt go oczywiście nie jadł. Te panie ciągle go sprzedawały. Cwaniaczki z warszawskiej Pragi czasami "hartowali na nich kiepa", aby już nie można było tego sprzedać następnym razem. A jakie Wy macie wspomnienia z tamtych czasów?
Pozdrawiam!
Pozdrawiam!
Comment