Wiecie, tak mi się przypomniało z jednego pub'u.
Bo czasami się przypomina i trzeba o tym powiedzieć, wszystko jedno komu (najlepiej komuś, kto zrozumie). Jak nie opowiesz, to zniknie, odejdzie i będzie się tułało po ulicach, takie zombie-wspomnienie. Cudze. A wy? Wy zrozumiecie? Chyba tak. Tak mi się wydaje, bo inaczej bym zostawił sobie to w głowie.
Tak więc była sobie knajpa. Mieściło się to-to o półtorej przecznicy na wschód od miejsca gdzie warzą Królewskie. Wystrój naprawdę nie jest ważny, no może kilka drobiazgów było znaczących. Między innymi to, że między butelkami "single malts" na półce za barem stało zdjęcie na którym właściciel pub'u stoi w przyjaznej pozie z Gerry Adamsem.
Pipy i nalewaki obsługiwała Sylwia, która wprawiała w konsternację co bardziej "lowelasowatych" gości tekstem: "Tak, jestem naturalną blondynką." I po sekundzie zawieszenia głosu dodawała: "Wszędzie. TAM też". Ewentualnych chętnych do sprawdzania studził widok ochroniarza. Twarz z przepraszającym uśmiechem, postura trzydrzwiowej szafy. Raz widziałem gościa w akcji - nieładnie zachowujący się klient zaczął przekleństwo przy barze, ale skończył zdanie już na zewnątrz...
Ale nie o tym. Łykałem spokojnie stojąc przy barze, gdy stojący obok nieznany mi koleś zapytał z ciężkim, irlandzkim akcentem: Jesteś katolikiem?
Potwierdziłem skinieniem głowy, trochę zły, że się wcina, bo kapela akurat śpiewała "Noc w którą umarło Dixie" - a ten kawałek akurat lubię.
To dobrze - ciągnął dalej facet - bo jakbyś był protestantem, to bym ci wpier******. I słowo wam daję, że to nie był pub w Belfaście.
Gość miał tyle wzrostu co siedzący pies, włosy rude jak marchewa i nosił T-shirta z wielkim logo pewnego klubu sportowego i napisem: "Legia Warszawa - nasza duma i sława."
A może takie rzeczy zdarzają się w każdej knajpie i tylko mnie wydaje się, że to coś ekstra?
Żyjecie jeszcze, czy usnęliście z nudów?
Slainté!
Rene
Bo czasami się przypomina i trzeba o tym powiedzieć, wszystko jedno komu (najlepiej komuś, kto zrozumie). Jak nie opowiesz, to zniknie, odejdzie i będzie się tułało po ulicach, takie zombie-wspomnienie. Cudze. A wy? Wy zrozumiecie? Chyba tak. Tak mi się wydaje, bo inaczej bym zostawił sobie to w głowie.
Tak więc była sobie knajpa. Mieściło się to-to o półtorej przecznicy na wschód od miejsca gdzie warzą Królewskie. Wystrój naprawdę nie jest ważny, no może kilka drobiazgów było znaczących. Między innymi to, że między butelkami "single malts" na półce za barem stało zdjęcie na którym właściciel pub'u stoi w przyjaznej pozie z Gerry Adamsem.
Pipy i nalewaki obsługiwała Sylwia, która wprawiała w konsternację co bardziej "lowelasowatych" gości tekstem: "Tak, jestem naturalną blondynką." I po sekundzie zawieszenia głosu dodawała: "Wszędzie. TAM też". Ewentualnych chętnych do sprawdzania studził widok ochroniarza. Twarz z przepraszającym uśmiechem, postura trzydrzwiowej szafy. Raz widziałem gościa w akcji - nieładnie zachowujący się klient zaczął przekleństwo przy barze, ale skończył zdanie już na zewnątrz...
Ale nie o tym. Łykałem spokojnie stojąc przy barze, gdy stojący obok nieznany mi koleś zapytał z ciężkim, irlandzkim akcentem: Jesteś katolikiem?
Potwierdziłem skinieniem głowy, trochę zły, że się wcina, bo kapela akurat śpiewała "Noc w którą umarło Dixie" - a ten kawałek akurat lubię.
To dobrze - ciągnął dalej facet - bo jakbyś był protestantem, to bym ci wpier******. I słowo wam daję, że to nie był pub w Belfaście.
Gość miał tyle wzrostu co siedzący pies, włosy rude jak marchewa i nosił T-shirta z wielkim logo pewnego klubu sportowego i napisem: "Legia Warszawa - nasza duma i sława."
A może takie rzeczy zdarzają się w każdej knajpie i tylko mnie wydaje się, że to coś ekstra?
Żyjecie jeszcze, czy usnęliście z nudów?
Slainté!
Rene
Comment