zapisuję się do klubu amfibii starszych od węgla - mamy sierrkę bodajże 85 i cholerny grat ma tę zaletę, że kosztował jakieś marne 4 tysiaki i jakoś tam się toczy, ale nigdy nie wiem, kiedy zechce odpalić albo się palić, albo wywinąć jakiś lepszy numer
Ja zawsze kupuję używane auta, nigdy się nie naciąłem. Obecnie jeżdżę moim 5 samochodem w ciągu 11 lat.
Kamyczkowi tez kupiliśmy Białego Pershinga 309 - używanego 13 letniego i chodzi bez zarzutu już od 1/2 roku.
W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" jest artykuł o utracie wartości przez nowe samochody. Zwolennicy nowych aut - popatrzcie na wykres ile straci Wasz nowy nabytek chwilę po wyjechaniu z salonu!
Ostatnia zmiana dokonana przez jerzy; 2003-11-18, 17:12.
browerzysta, abstynent i nałogowy piwoholik c[]
Światem rządzi miłość. Ja na przykład kocham piwo :]
Ja też odradzam kupno nowego auta na raty (ale kogo teraz stać na nowe za gotówkę?). Też się na to skusiłam, kupiłam 2 lata temu samochód. Teraz nie mam pracy, a raty muszę płacić jeszcze przez 1,5 roku A tak w ogóle to "choruję" na Opla Tigrę.
jerzy napisał W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" jest artykuł o utracie wartości przez nowe samochody. Zwolennicy nowych aut - popatrzcie na wykres ile straci Wasz nowy nabytek chwilę po wyjechaniu z salonu!
Każdy kij ma dwa końce !
Nikt nie kupuje fabrycznie nowego samochodu w salonie , by go
sprzedać w krótkim odstepie czasu , więc argument o szybkiej
utracie wartości rynkowej jest niezupełnie zasadny.
Nabywca kilku..kilkunastoletniego uzywanego samochodu musi skalkulować, że poza normalnymi kosztami eksploatacji ( olej silnikowy , opony , akumulator, pasek klinowy itp. ) będzie ponosił dodatkowe , znaczne koszty części , wynikłe z konieczności napraw
zużytego i zajeżdżonego pojazdu. Po kilku latach dołoży do auta to , co zaoszczędził dzięki niższej cenie zakupu.
W sumie wychodzi niemal to samo. No i kwestia "czystości" prawnej i technicznej samochodu....
ppns napisał(a) Każdy kij ma dwa końce !
Nikt nie kupuje fabrycznie nowego samochodu w salonie , by go
sprzedać w krótkim odstepie czasu , więc argument o szybkiej
utracie wartości rynkowej jest niezupełnie zasadny.
Nabywca kilku..kilkunastoletniego uzywanego samochodu musi skalkulować, że poza normalnymi kosztami eksploatacji ( olej silnikowy , opony , akumulator, pasek klinowy itp. ) będzie ponosił dodatkowe , znaczne koszty części , wynikłe z konieczności napraw
zużytego i zajeżdżonego pojazdu. Po kilku latach dołoży do auta to , co zaoszczędził dzięki niższej cenie zakupu.
W sumie wychodzi niemal to samo. No i kwestia "czystości" prawnej i technicznej samochodu....
No nie wiem, zważywszy koszt ubezpieczenia AutoCasco to te koszta za nowe auto jednak są spore...
jerzy napisał(a) W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" jest artykuł o utracie wartości przez nowe samochody. Zwolennicy nowych aut - popatrzcie na wykres ile straci Wasz nowy nabytek chwilę po wyjechaniu z salonu!
Jeżeli ktoś kupuje auto po to, by je po roku sprzedać, to faktycznie może się przejmować takimi wyliczeniami. A tak naprawdę utrata wartości samochodu zależy od baardzo wielu czynników: np. od zaawansowania technologicznego wyposażenia (im więcej wodotrysków w środku, tym większa utrata wartości), od koloru lakieru (tak, tak!), itp. Nie pamiętam więcej, ale obszerny artykuł na ten temat czytałem w portalu motoryzacyjnym albo Onetu albo Wyborczej (chyba jednak Wyborczej, ale ...).
Po kilku latach dołoży do auta to , co zaoszczędził dzięki niższej cenie zakupu.
iiii, bez przesady.
w życiu się tyle nie dołoży.
no chyba,ze sie doliczy koszty wizyt u psychoanalityka,ktory nas leczy ze stresów związanych z poruszaniem się zużytym autkiem
ppns napisał(a) Każdy kij ma dwa końce !
Nikt nie kupuje fabrycznie nowego samochodu w salonie , by go sprzedać w krótkim odstepie czasu , więc argument o szybkiej utracie wartości rynkowej jest niezupełnie zasadny.
Samochód klasy średniej traci po 4 latach (moim zdaniem przyzwoity czas użytkowania, po którym naprawdę można myśleć o wymianie) traci połowę wartości, czyli jakieś 40.000 zł. Mnie nie stać na taką stratę.
Nabywca kilku..kilkunastoletniego uzywanego samochodu musi skalkulować, że poza normalnymi kosztami eksploatacji ( olej silnikowy , opony , akumulator, pasek klinowy itp. ) będzie ponosił dodatkowe , znaczne koszty części , wynikłe z konieczności napraw zużytego i zajeżdżonego pojazdu. Po kilku latach dołoży do auta to , co zaoszczędził dzięki niższej cenie zakupu.
Na wszystkie naprawy mojego obecnie 12. letniego Passata wydałem w ciągu 4 lat wydałem około 2000 - 2500 zł, nie licząc normalnej eksploatacji (m.in. to co wymieniłeś). Czy to są "znaczne koszty"? Chcesz to porównywać do 40.000 zł utraty wartości?!
Myślę, że gdybym 4 lata temu kupił nowego Passata, to poza znaczną utratą wartości i sporo większymi kosztami ubezpieczenia (AC) również na naprawy wydałbym więcej (droższe części, bardziej skomplikowane mechanizmy, konieczność odwiedzania ASO, bo w małym warsztacie nie mają sprzętu do naprawy takich aut).
A teraz zaczynam się zastanawiać nad wymianą samochodu, bo mój stary (choć jary) trochę mi się znudził. Jednym z pomysłów jest Audi A4. Używany oczywiście...
browerzysta, abstynent i nałogowy piwoholik c[]
Światem rządzi miłość. Ja na przykład kocham piwo :]
Małażonka napisał(a) My użytkujemy Mazdę 323 z 1987 roku i dla odmiany nie zamierzmy jej na nic zamieniać. Sprawuje się pierwszorzędnie.
Więcej Mazduli nie zamierzam chwalić. Wystarczyło jedno dobre słowo, by Mazda pokazała Nam swoje pazurki. Jak każda baba ma swoje kaprysy i coś nas straszy gaźnikiem. Już ja jej pokażę! Zatem publicznie dementuję pogłoskę, że sprawuje się pierwszorzędnie, mając nadzieję, że jednak się poprawi chcąc zasłużyć na jakieś dobre słowo .
Ostatnia zmiana dokonana przez Małażonka; 2003-11-24, 09:22.
dołożyłem gaz, spala go 8,1 l - ale jeździ o wiele dynamiczniej niż na benzynie. Ponoć znaczy to że trzeba zmniejszyć strumień gazu - będzie palił mniej. Przeiechałem już 2700 km. POZDRAWIAM
Comment