W "Rzeczpospolite" z 24.08.2004 niezawodny Maciej Rybiński pastwi się nad dawnymi i obecnymi lapsusami dziennikarskimi. Na początek wspomina takie rzeczy:
"Młot rzuca Rutem.
Ten czarny to chyba Murzyn.
Amerykanka ma piękny krok.
Wyrosły mu nogi rywala.
Nigdy też nie zapomnę, jak nieodżałowanej pamięci Stefan Rzeszot relacjonował przez kwadrans mecz w odwrotną stronę, bo pomylił zespoły." (Ja, pieczarek, pamiętam także, że redaktor Rzeszot, sekretarz podstawowej organizacji partyjnej przy telewizji, na hokeistów sowieckich mówił "nasi przy krążku").
Później M.Rybiński przechodzi do obecnych igrzysk. Stwierdza: "Sraczka słowna, na którą cierpią nasi telewizyjni sprawozdawcy, psuje igrzyska, najbardziej wtedy, kiedy polscy sportowcy odnoszą rzadkie sukcesy. Przyznam, że kiedy tylko mogę, przełączam na zagraniczne stacje, gdzie nie ma takiego gadulstwa i gdzie nie mówią najpierw, że Polacy są wielkimi faworytami, a po przegranej nie ogłaszają stanu klęski narodowej. Ale najlepsze są telewizje w językach, których nie rozumiem. Polecam wszystkim Thai tv - pokazują to samo, ale nie wiadomo co mówią. Co za ulga. W innych bywa różnie, bo sport, czy kto chce, czy nie, wyzwala jednak szowinizmy, ale przynajmniej sprawozdawcy niemieccy, brytyjscy, francuscy, nawet włoscy nie są ważniejsi od sportowców, od igrzysk, całego sportu i całego pozostałego świata. Jedni mówią mniej, inni więcej, ale jednak pozostają w cieniu. Nasi są zawsze na pierwszym planie i nigdy nie zaniedbują belferskiego tonu. Dlatego kiedy jeden z nich w momencie kiedy Grażyna Prokopek po 200 metrach półfinału na 400 metrów zostawała już 20 metrów z tyłu, powiedział, że Polska biegnie bardzo rozsądnie, odetchnąłem. To jednak też tylko ludzie. Jest co zapamiętać i z Aten."
Odświeżam temat.
Podczas ostatniej transmisji ze skoków narciarskich red. Szaranowicz stwierdził że, "Roemoren jest w tej chwili cieniem własnego skoczka"
Entuzjazm redaktora Szaranowicza przejawia się często w wypowiadaniu zdań, nie oddzielonych od siebie znakiem przystankowym, w związku z czym trzeba się poważnie zastanowić, aby wyłapać sens. A klasyczny jego popis to "skok o 12 metrów dłuższy od Liegla" (za metry i Liegla można wstawić dowolną liczbę i nazwisko).
Dzisiaj załapałem się na samą końcówkę transmisji, ale z powodu wydłużenia zawodów Sz. był już bez sił, więc plótł tylko bez ładu i składu różne przypowieści narciarskie.
Red. Sz. w Z. opowiadał w niedzielę o trenerze skoczków francuskich, który to trener miał mimo mrozu "eksponować swą męskość". Dodatkowo przy skoczku niemieckim okutanym szczelnie w kask i przyłbicę wspomniał, że to "nowa twarz w ekipie...".
Comment