Dzień pierwszy – PIĄTEK:
Z początku był dniem uroczym. Ja mam urlop, Maciek do pracy wpada tylko na trzy godzinki, a potem do roboty zabiera się Mazdula, by zawieźć nas nad morze, na działkę Burych Wilków. Po drodze zabieramy Wujcia Shaggy , co by nam nudno nie było i około 11:30 opuszczamy duszną Warszawę. Jedzie się nie najgorzej, choć omijamy typową „drogę gdańską”, na korzyść mniejszych, ale i ładniejszych dróg. Dochodzi godzina 16:00 – mijamy Malbork, jedziemy sobie dalej by tuż przed 17:00 zobaczyć już obwodnicę Gdańska. Nie dane było Mazduli zobaczyć jej z bliska – zawadziła o tyłek Laguny i pogniotła swój piękny czerwony nosek. Oczka też wyglądały żałośnie, i kierunki, i zderzak. Stanęła na poboczu taka sama, smutna, pokiereszowana, a burak z Laguny wezwał policję (informując nas przy okazji, że Lagunie stało się bardzo dużo – czytaj: odprysł kawałek lakieru ze zderzaka). Oczekiwanie na policję zajęło około godzinki. Szczęściem w nieszczęściu było sześć osób:
- Wujcio Shaggy, który siłą spokoju i swoimi papieroskami dodawał nam otuchy ;
- pewien człowiek, który zatrzymał się, podpowiedział gdzie można próbować naprawić Mazdulkę, proponując jednocześnie do niej części;
- dwóch policjantów, którzy byli przemili i nie starali się nas dołować, a raczej rozumiejąc sytuację ograniczyli rozmiar szkód (6 punktów karnych, mandat 100 zł i darowana laweta);
- pewien Bury Wilk, któremu chciało się jechać prawie 100 km, by odebrać nas z miejsca kraksy i dowieźć cało na działkę;
- małżonka wilcza – Dagmara – pełna zrozumienia i serdeczności…;
Mazdulka tym czasem trafiła do salonu piękności w Pruszczu Gdańskim, gdzie starano się naprawić jej nosek, przeszczepić oczka, zadbać o zderzak…
I znów było lepiej: szum morza o zachodzie słońca, piwko w dłoni, gorąca kolacja, wieczorne Polaków rozmowy….
Z początku był dniem uroczym. Ja mam urlop, Maciek do pracy wpada tylko na trzy godzinki, a potem do roboty zabiera się Mazdula, by zawieźć nas nad morze, na działkę Burych Wilków. Po drodze zabieramy Wujcia Shaggy , co by nam nudno nie było i około 11:30 opuszczamy duszną Warszawę. Jedzie się nie najgorzej, choć omijamy typową „drogę gdańską”, na korzyść mniejszych, ale i ładniejszych dróg. Dochodzi godzina 16:00 – mijamy Malbork, jedziemy sobie dalej by tuż przed 17:00 zobaczyć już obwodnicę Gdańska. Nie dane było Mazduli zobaczyć jej z bliska – zawadziła o tyłek Laguny i pogniotła swój piękny czerwony nosek. Oczka też wyglądały żałośnie, i kierunki, i zderzak. Stanęła na poboczu taka sama, smutna, pokiereszowana, a burak z Laguny wezwał policję (informując nas przy okazji, że Lagunie stało się bardzo dużo – czytaj: odprysł kawałek lakieru ze zderzaka). Oczekiwanie na policję zajęło około godzinki. Szczęściem w nieszczęściu było sześć osób:
- Wujcio Shaggy, który siłą spokoju i swoimi papieroskami dodawał nam otuchy ;
- pewien człowiek, który zatrzymał się, podpowiedział gdzie można próbować naprawić Mazdulkę, proponując jednocześnie do niej części;
- dwóch policjantów, którzy byli przemili i nie starali się nas dołować, a raczej rozumiejąc sytuację ograniczyli rozmiar szkód (6 punktów karnych, mandat 100 zł i darowana laweta);
- pewien Bury Wilk, któremu chciało się jechać prawie 100 km, by odebrać nas z miejsca kraksy i dowieźć cało na działkę;
- małżonka wilcza – Dagmara – pełna zrozumienia i serdeczności…;
Mazdulka tym czasem trafiła do salonu piękności w Pruszczu Gdańskim, gdzie starano się naprawić jej nosek, przeszczepić oczka, zadbać o zderzak…
I znów było lepiej: szum morza o zachodzie słońca, piwko w dłoni, gorąca kolacja, wieczorne Polaków rozmowy….
Comment