Jakoś dwa dni temu miałam straszny sen. A wszystko zaczęło się tak niewinnie: byłam na imprezie forumowej we Wrocławiu i wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że:
- pierwsza część imprezy działa się u Maruśki, która postanowiła zamienić swój przytułek na jakiś ogromniasty dom, do jedzenia była tylko galareta w różnych wariacjach, a przy około pięćdziesięcioosobowym znakomitą większość stanowiły tzw. moherowe bereciki; Nikogo prawie tam nie znałam i piwa nie było, albo przynajmniej ja go nie piłam
- Naczelnik schował mi spodnie (bez odpowiedzi pozostało pytanie dlaczego je w ogóle zdjęłam, a nie było tam Arta);
- druga częśc imprezy była organizowana w jakiejś dyskotece przez Simona podobnej do Radio Baru, gdzie obsługę stanowiły panie z pomalowanym ciałem w jakieś dziwne wzorki; znowu nikogo nie znałam i nie piłam piwa.
Jak się zbudziłam to przed oczami miałam taką duża galaretę z wielkimi plastami zmutowanej marchewki Nigdy więcej galarety!
- pierwsza część imprezy działa się u Maruśki, która postanowiła zamienić swój przytułek na jakiś ogromniasty dom, do jedzenia była tylko galareta w różnych wariacjach, a przy około pięćdziesięcioosobowym znakomitą większość stanowiły tzw. moherowe bereciki; Nikogo prawie tam nie znałam i piwa nie było, albo przynajmniej ja go nie piłam
- Naczelnik schował mi spodnie (bez odpowiedzi pozostało pytanie dlaczego je w ogóle zdjęłam, a nie było tam Arta);
- druga częśc imprezy była organizowana w jakiejś dyskotece przez Simona podobnej do Radio Baru, gdzie obsługę stanowiły panie z pomalowanym ciałem w jakieś dziwne wzorki; znowu nikogo nie znałam i nie piłam piwa.
Jak się zbudziłam to przed oczami miałam taką duża galaretę z wielkimi plastami zmutowanej marchewki Nigdy więcej galarety!
Comment