Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika genea
Wyświetlenie odpowiedzi
Przy piwie o polityce
Collapse
This topic is closed.
X
X
-
Milicki Browar Rynkowy
Grupa STYRIAN
(1+sqrt5)/2"Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
"Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
No Hops, no Glory :)
-
-
Wiem, wiem... Ale chodzi mi też o coś innego... Zagraniczne muzea pełne są ciekawych eksponatów (oczywiście nie twierdzę, że w polskich jest sam szmelc, ale tych wartościowych jest o wiele mniej niż powinno ). Weźmy na przykład Niemcy. Przegrali wojnę, musieli płacić repasacje, przez wiele lat byli podzieleni.. A mają takie eksponaty o których my tylko możemy pomarzyć... Gdyby nie wojna być może takie muzea byłyby i u nas... Ale, wiadomo to jest tylko takie gdybanie... Wiadomo, że najlepiej by było żeby wojna wogóle nie wybuchła, ale na to nie mieliśmy przecież wpływu... Chociaż Rosjanie twierdzą inaczejLast edited by genea; 2009-08-28, 10:51.Zbieram wszystko związane z browarem Stella Artois.
Bractwo Piwne
Czasami najlepszym wyjściem jest wyjście na piwo...
Wolę być znanym piwoszem niż anonimowym alkoholikiem...
Comment
-
-
Zamach stanu i dyktatura o której nie przeczytasz w "wolnych" mediach
Honduras: Szwadrony śmierci wspierają juntę
[2009-08-28 21:04:30]
Ciekawe dlaczego dokładnych relacji z Hondurasu nie przeczytamy w "Gazecie Wyborczej" i innych tytułach "którym nie jest wszystko jedno", tak nagłaśniających każde zatrzymanie opozycjonisty czy grzywnę na Kubie czy Białorusi.
Gdzie kolorowe wstążeczki promowane przez Michnika i jemu podobnych na znak solidarności z uciskanymi przez dyktatury?
Gdzie promowane przez telewizję pikiety zatroskanych działaczy "demokratycznych" partii politycznych?
Piotr Ciszewski
Przedstawiciele honduraskiej opozycji, zrzeszonej we Froncie Narodowym Przeciwko Zamachowi Stanu poinformowali, że dyktator Roberto Micheletti, który doszedł do władzy w wyniku obalenia centrolewicowego prezydenta Manuela Zelayi korzysta z pomocy byłych członków szwadronów śmierci z lat 80 - tzw. "Batalionu 3-16".
W ciągu 60 dni od zamachu stanu zginęło co najmniej kilkunastu opozycjonistów, a wielu innych zaginęło. Co najmniej kilkaset osób przebywa w więzieniach.
Tymczasem 11 sierpnia w Tegucigualpie, stolicy Hondurasu odbyła się ponad 70 tysięczna demonstracja przeciwników dyktatury. Podobne demonstracje odbyły się tego samego dnia we wszystkich większych miastach kraju.
Ostatnie protesty miały miejsce 26 sierpnia, gdy na ulice stolicy ponownie wyszli przeciwnicy junty Micheletti'ego."Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
-
Milicki Browar Rynkowy
Grupa STYRIAN
(1+sqrt5)/2"Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
"Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
No Hops, no Glory :)
Comment
-
-
Marcus, wolność, kultura, społeczeństwo
Taa najlepiej wybrać jakis plakat z lat 50 *(przykład) i omijając meritum ośmieszać jakiś temat. Ot typowa manipulacja środowiska GW tak często tez wykorzystywana przez obecnych na tym forum.
Ja jednak dla tych bardziej myślących kolejny raz napiszę coś co warto przemyśleć i zastanowić się co jest prawdziwą wolnością - mozliwość nieograniczonego zysku, wyboru pomiędzy rzeczami do kupowania, nieograniczonego wyzysku biedniejszych, słabszych, zależnych czy urodzonych w biednej rodzinie czy raczej udział każdego człowieka w życiu społeczeństwa, zyciu bez ciągłego strachu (przed utratą pracy która prowadzi do nędzy, do głodu, eksmisji na bruk, przed panem dyrektoirem czy właścicielem, przed urzędnikiem, policjantem, itp), możliwości do godnego, stabilnego zycia które nie jest mierzone "sukcesem", możliwością rozwoju jako człowieka?
Żuk: Kultura towaru
[2009-09-26 06:54:01]
W społeczeństwie, do którego bardzo szybko wlała się komercyjna popkulturka, idolami masowej wyobraźni zostały gwiazdki typu Doda czy inna Górniak, wydarzeniami dnia stają się informacje o śmierci Michaela Jacksona lub rocznicy śmierci księżnej Diany, ambitne filmy z telewizji zostały wyparte przez tzw. programy rozrywkowe z serii "Taniec z gwiazdami", "Gwiazdy tańczą na lodzie, na wodzie, pod lodem" itd., itp., debatę publiczną zamieniono w medialne show partyjnych krzykaczy, wizje polityczne zastępuje marketing i spece od manipulacji (zwanej ładnie PR), a jakość filmu, gazety czy programu telewizyjnego mierzy się tylko i wyłącznie liczbą konsumentów - w takim społeczeństwie krytykowanie logiki zysku i mechanizmów rynkowych w kulturze staje się bluźnierstwem.
Wbrew tej atmosferze, a może właśnie dlatego, warto przypomnieć o Herbercie Marcuse, którego okrągłą 30. rocznicę śmierci obchodzono pod koniec lipca. W Polsce nikt się o tym nie zająknął, choć jego analizy społeczeństw zachodnich z lat 60. świetnie pasują do obecnych zachowań zbiorowych nad Wisłą. Ukazanie, iż rynkowa wolność społeczeństwa konsumpcyjnego sprowadzona tylko do wyboru między znakami firmowymi, gadżetami i logami, jest wpychaniem jednostki do klatki i nowym środkiem kontroli systemu, było kluczowym zamierzeniem autora "Człowieka jednowymiarowego". W książce tej, będącej jednym z głównych intelektualnych oręży pokolenia 1968, Marcuse twierdził m.in., że: "Wolny wybór panów nie znosi panów i niewolników. Wolny wybór spośród szerokiej różnorodności dóbr i usług nie oznacza wolności, jeżeli te dobra i usługi podtrzymują społeczną kontrolę nad życiem w znoju i strachu - to znaczy, gdy utwierdzają alienację. A spontaniczne odtwarzanie przez jednostkę z góry narzuconych potrzeb nie ustanawia autonomii; świadczy tylko o skuteczności kontroli".
W takiej perspektywie owa rzekoma swoboda decydowania o swoim życiu okazuje się być wyborem z ograniczonej puli ofert - każda z nich gwarantuje odtwarzanie istniejącego ładu. Owa "miękka władza" kultury masowej jest we współczesnym świecie równie skuteczna, jak "twarda władza" czołgów i siły pieniądza. Najlepiej mechanizm ten ilustrują Amerykanie, którzy poza wysyłaniem swoich wojsk w każdy rejon, gdzie ich interes może być zagrożony, zalewają cały świat produkcją komercyjnej papki. Siła ideologii, mody i narzuconego stylu życia jest równie duża, jak inwazji wojskowej. Dziś, wybierając się do kina, trudno znaleźć w repertuarze coś innego niż kolejne komercyjne amerykańskie filmidło.
Bardziej ambitne produkcje filmowe zdobywające nagrody na światowych festiwalach filmowych trudno w Polsce gdziekolwiek obejrzeć. Bardziej artystyczne kino jest właściwie nieobecne. Dlatego też nie dziwią tłumy ludzi na tegorocznym festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Spośród ok. 500 filmów prezentowanych na festiwalu można było obejrzeć również najnowsze produkcje kinematografii światowej, które nie będą miały szansy trafić do polskich kin, gdyż są zbyt mało komercyjne i niedochodowe w polskich warunkach. Oferta kulturowa, która nie jest łatwym towarem na sprzedaż, staje się w Polsce zjawiskiem coraz bardziej niszowym i elitarnym. Generalnie Polacy mają coraz rzadszy kontakt z kulturą ambitną - to jest jedna z głównych różnic między okresem PRL-u a obecnym, jedynie słusznym, "realnym kapitalizmem". Dobre kino, teatr, opera, książka - to coraz częściej dobra luksusowe dla większości obywateli. Jak pokazują badania socjologiczne, Polacy mają coraz mniejszy kontakt z żywą kulturą, a obcowanie z instytucjami kultury staje się zachowaniem elitarnym.
Widać to wyraźnie właśnie podczas takich imprez jak Era Nowe Horyzonty czy Przegląd Piosenki Aktorskiej, gdzie publiczność w większości stanowią młodzi ludzie (choć nie tylko) z dobrych inteligenckich domów, a także osoby z trochę wyższej półki społecznej. Nie widać na tych imprezach robotników czy młodzieży z robotniczych rodzin. Tym drugim pozostają stadiony piłkarskie i pseudogazety rozdawane za darmo na przystankach tramwajowych. W ten sposób sfera kultury staje się nie tylko kolejnym wyznacznikiem pozycji klasowej, ale też narzędziem odtwarzania istniejących podziałów społecznych. Jest to zgodne z opisem Pierre'a Bourdieu, lewicowego socjologa z Francji: ci, którzy posiadają kapitał finansowy, to zazwyczaj również posiadacze kapitału społecznego (sieci kontaktów i rozbudowanych kanałów towarzyskich) oraz kapitału kulturowego (wykształcenia i obycia kulturowego). W ramach istniejącego porządku politycznego praktyka społeczna i odmienne formy egzystencji ludzi z różnych środowisk jedynie utrwalają i odtwarzają istniejące podziały klasowe. Dalsza komercjalizacja, prywatyzacja oraz likwidacja instytucji kultury (biblioteki publiczne, kina studyjne, lokalne teatry, telewizja publiczna) mogą tylko jeszcze bardziej pogłębić podziały społeczne i utrudnić dużej części Polaków kontakt z jakąkolwiek niekomercyjną propozycją kulturową.
Te pozorne tłumy na wrocławskim festiwalu w takiej perspektywie okazują się ściśle wyselekcjonowaną grupą. Bramka, przez którą muszą się przebić, ma charakter nie tylko finansowy, ale również społeczno-kulturowy. Te wyraźne zależności całkowicie zamazuje właśnie wszechobecność kultury masowej jako środka, który pozwala łatwo manipulować wiedzą potoczną ludzi i w ten sposób utrudnia dostrzeżenie realnie istniejących za oknem podziałów, mechanizmów wyzysku i panowania. W masowo oglądanych telewizyjnych serialach nie widać bezrobocia, wyzysku czy przemocy władzy. Tam świat jest prosty i przyjemny.
Nagrodzony Grand Prix festiwalu Era Nowe Horyzonty film "Głód" angielskiego reżysera Steve'a McQueena, ukazujący w pełnej okazałości aparat przemocy państwa, poza festiwalową publicznością obejrzy może ułamek procenta polskiego społeczeństwa. Podobnie było w przypadku nagrodzonego w 2006 r. w Cannes filmu Kena Loacha "Wiatr buszujący w jęczmieniu" czy antywojennego "Walca z Baszirem" dotykającego konfliktu na Bliskim Wschodzie. Zbyt duża publiczność oglądająca filmy zaangażowane społecznie i demaskujące niesprawiedliwość istniejącego porządku mogłaby się okazać niebezpieczna dla klasy panującej. Lepiej niech ciemny lud ogląda "Plebanię", bowiem, jak pisał Marcuse, "wszelkie wyzwolenie zależy od świadomości zniewolenia".
Piotr Żuk
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd"."Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
-
Trochę o mało znanym nam politycznie obrzarze Skandynawii
Zdaniem większości analityków tegoroczne wybory w Norwegii (13-14 września) i przyszłoroczne wybory w Szwecji zostaną rozstrzygnięte przez młodych wyborców: zwłaszcza wśród tych, którzy pójdą głosować po raz pierwszy liczba osób bez skrystalizowanych poglądów politycznych oscyluje w granicach 60-65 proc. Całkiem rozsądnie obecny premier Norwegii i przywódca socjaldemokratycznej Arbeiderpartiet (AP), Jens Stoltenberg (ur. 1959) udał się w początku września na objazd gimnazjów[1]. Towarzyszył mu także reporter szwedzkiego dziennika "Dagens Nyheter", Thomas Hall[2].
Ponieważ znajomość stosunków w pięciu państwach nordyckich jest wśród Polaków żadna, konieczne jest jedno wyjaśnienie. Dominacja socjaldemokracji nad innymi partiami nigdy nie była w Norwegii aż tak totalna jak w Szwecji, ale jednak dość duża. Czasy się niestety zmieniają i w roku 2005 Arbeiderpartiet musiała po raz pierwszy sformować czerwono-zielony rząd koalicyjny z postkomunistyczną Sosialistisk Venstreparti i Senterpartiet. Ten jeden z najbardziej lewicowych rządów Europy zatrzymał prywatyzację, dokonał renacjonalizacji sieci wodociągowych i przeprowadził szereg reform (m.in. podniesienie rent i zasiłków chorobowych, rozbudowa publicznego sektora opieki nad dziećmi). Ponadto Norwegia, najbogatszy kraj Europy, w bardzo niewielkim stopniu odczuła światowy kryzys finansowy.
Nie zrealizowano jednak wszystkich obietnic wyborczych. Przewodnicząca Sosialistisk Venstreparti, Kristin Halvorsen – która w rządzie Stoltenberga została ministrem finansów – lansowała hasło "W Norwegii nie będzie biednych", co miało oznaczać wprowadzenie czegoś w rodzaju standardowej, gwarantowanej "pensji obywatelskiej". Dziś zasiłki socjalne ustalane są na szczeblu gminnym, co nie jest specjalnie sprawiedliwe, gdyż ich wysokość zależy od zamożności danej gminy. W gminach bogatych łączny sosialstønad jest znacznie wyższy, a i tak prawie nikt z niego nie korzysta, bo ubogich tam praktycznie nie ma; w gminach biednych – odwrotnie. Jednak koalicjanci Sosialistisk Venstreparti odrzucili pomysł "pensji obywatelskiej". Nie udało się też zmniejszyć różnic między poborami kobiet i mężczyzn w zawodach wymagających równie długiego wykształcenia wyższego.
Największym jednak problemem Norwegii jest to, że drugą co do wielkości partią tego kraju jest skrajnie rasistowska, prawicowo-populistyczna Fremskrittspartiet (FRP). Jej przewodnicząca, Siv Jensen (ur. 1969), postuluje ograniczenie imigracji do stu osób (sic!) rocznie, usunięcie z kraju gastarbeiterów, prywatyzację prawie wszystkiego (z częścią policji włącznie), obniżkę podatków dla wszystkich Norwegów, cofnięcie dofinansowywania prasy oraz wszelkich państwowych dotacji dla kultury (która jej zdaniem jest "towarem" jak każdy inny) i wykorzystanie części wielomiliardowego Funduszu Przyszłości, na którym dla przyszłych pokoleń ulokowane są zyski naftowo-gazowe. Właśnie z tego Funduszu miałaby być sfinansowana znaczna podwyżka emerytur, obniżenie podatku drogowego, akcyzy na benzynę i VAT na samochody oraz powołanie niezależnego centrum badającego "domniemane" zmiany klimatyczne (Siv Jensen nie wierzy oczywiście w efekt cieplarniany, a problematykę ekologiczną uważa za "wymysł lewaków").
W ostatnim dostępnym sondażu Sentio Research Norge AS socjaldemokraci (AP) uzyskali 34,5 proc., a FRP – 28,8 proc. Jest to wręcz tragiczne, gdyż pozostałe partie norweskiej prawicy osiągają razem tylko 20 proc., w tym konserwatyści Høyre – niegdyś największa partia norweskiej prawicy – jedynie 10,8 proc. Trzeba jeszcze dodać, że w ostatnim roku popularność FRP sporo spadła – wcześniej publikowano już sondaże, w których ta rasistowska partia osiągała poziom największej partii kraju. Nic dziwnego, że dozwolone w Norwegii dotacje ze źródeł prywatnych – których większość otrzymywała dawniej Høyre – wpływają dziś na konta FRP, określającej się jako "partia zwykłych ludzi".
Gdyby norweska prawica nie była tak rozbita, to przyszła premier Norwegii mogłaby nazywać się Siv Jensen. Wynik wyborów nie jest zresztą pewny. W świecie postpolitycznym opozycja ma zawsze większe szanse i od roku 1980 żaden norweski rząd nie utrzymał się przez dwie kadencje. Pewna nadzieja w tym, że FRP traci poparcie wśród młodzieży, dla której priorytetowe są problemy ochrony środowiska. Niestety Siv Jensen ma inteligentnych doradców i może z tego wyciągnąć wnioski. Trudno też przewidzieć, jakie tendencje przeważą wśród młodzieży. W czasie wizyty w Oslo zapytałam 20-letnią córkę moich znajomych i jej chłopaka o najważniejsze problemy polityczne dla ich generacji. Odpowiedzieli, że ekologia i poziom szkolnictwa, ale zaraz Camilla-studentka prawa dodała ciszej, jak gdyby wstydząc się braku politycznej poprawności: - I tych imigrantów mogłoby być mniej! Tych muzułmanów, Słowian czy innych Rumunów!
Wiadomo, że za zasłoną kabiny wyborczej poprawność polityczna niewielką odgrywa rolę. Gdyby blok lewicy przegrał wybory w Norwegii i FRP współtworzyła rząd, miałoby to duży wpływ na sytuację w innych państwach nordyckich, a już zwłaszcza w Szwecji.
Szwedzka odporność
Pisałam już w innym tekście, że Szwedom – obdarzonym dorównującą prawie Polakom zdolnością zapominania przykrych faktów ze swojej historii – udało się wyprzeć ze świadomości wstydliwy epizod z Nową Demokracją (Nyd). Ta ekstremalnie ksenofobiczna partia pojawiła się dosłownie znikąd i w wyborach roku 1991 otrzymała 6,7 proc. głosów. Na szczęście przetrwała tylko jedną kadencję i odeszła w polityczny niebyt. Dziś Szwedzi są bardzo dumni, że w ich riksdagu nie ma takich "oszołomów", jak Dansk Folkeparti czy norweska Fremskrittspartiet. Niestety wszystko wskazuje na to, że stan ten może się zmienić we wrześniu 2010.
W kilku opublikowanych w ostatnich dwóch miesiącach sondażach szwedzkie bloki prawicy i lewicy "idą łeb w łeb", z niewielką przewagą dla Mony Sahlin, której nowa taktyka zaczyna wreszcie generować polityczne zyski. Niestety we wszystkich tych sondażach faszyzująca partia Sverigedemokraterna (SD) przekracza 4-procentowy próg wejścia do riksdagu.
Przykładowo – sondaż Sifo (25 sierpnia): lewica – 48,1 proc., prawica – 45,2 proc., SD – 4,2 proc. Sondaż Novus (28 sierpnia): lewica – 48,6 proc., prawica – 44,2 proc., SD – 4,6 proc. Sondaż Demoskop (7 lipca): lewica – 48,1 proc., prawica – 44,1 proc., SD – 4,8 proc. W sondażu Skop (15 sierpnia) SD osiągnęli nawet 5,6 proc. Nie jest to jeszcze sytuacja Danii czy Norwegii, gdzie partie fanatycznych ksenofobów-nacjonalistów są poważnymi siłami politycznymi (przecież w Danii przewodnicząca Dansk Folkeparti, była salowa Pia Kjærsgaard decyduje o egzystencji rządu od roku 2001).
W tym miejscu dygresja osobista. Z polskiej prasy czytam głównie "Gazetę Wyborczą" – można mieć o niej różne zdanie, ale nawet jej wrogowie nie będą twierdzić, że sprzyja ona rasistom. Zawsze dziwiło mnie więc i dziwi nadal, że GW poświęca tak niewiele uwagi odradzającemu się rasizmowi, który w kilku krajach europejskich stał się akceptowany już nawet wśród elit. Mniemam, że powody obojętności GW najlepiej wyjaśniłby psychoanalityk, co nie zmienia faktu, że w przyszłości ludzie piszący o "Wyborczej" wystawią za tę obojętność rachunek obecnemu kierownictwu tego dziennika.
Scenariusz rysujący się dla Szwecji we wrześniu 2010 jest o tyle ponury, że w sytuacji równowagi między blokiem lewicy i prawicy Sverigedemokraterna mogą odegrać rolę języczka u wagi i za poparcie każą sobie słono zapłacić. Już to publicznie zapowiedzieli.
Zmywanie stempla
Wybitny szwedzki dziennikarz (i znacznie gorszy pisarz) Jan Guillou zaproponował przywódcy SD, Åkessonowi, że będzie mu towarzyszyć przez kilka dni w partyjnych podróżach, a potem opublikuje reportaż polityczny w socjaldemokratycznym "Aftobladet". Ku zdziwieniu Guillou, Jimmie Åkesson zgodził się, prawdopodobnie zależało mu na publicity, w myśl dewizy "niech piszą dobrze czy źle, byle tylko pisali", gdyż SD długo była partią przemilczaną przez media. Dzięki inicjatywie Guillou powstał świetny reportaż o SD[3], znacznie przewyższający podobny materiał Macieja Zaremby[4] - jednak Zaremba miał inny cel: pisał o problemach z integracją imigrantów w Szwecji i Åkesson występuje u niego tylko ubocznie.
Polskiego czytelnika trzeba jednak wpierw poinformować, jakiej ewolucji ulegli SD. Partia ta powstała w roku 1988 ze skrajnie rasistowskich ruchów BBS (Bevara Sverige Svenskt, Zachować Szwecję Szwedzką) i VAM (Vitt Ariskt Motstånd, Biały Aryjski Opór). Nb. obie grupy czerpały spore dochody z legalnej wówczas w Szwecji, ale zabronionej w Niemczech produkcji kaset i płyt z mowami Hitlera, nazistowskimi pieśniami etc. oraz ze współczesną muzyką prawicowych ekstremistów (rolę zespołu Ultima Thule trudno przecenić). Partia nie miała żadnego politycznego znaczenia. Grupy skinheadów organizowały legalne marsze czy demonstracje pod sztokholmskim pomnikiem Karola XII, skinów atakowali anarchiści z AFA (Antifascistisk Aktion), potem zjawiała się policja, pałowała anarchistów[5] i wywoziła autokarami obie grupy w dwa przeciwne krańce Sztokholmu. Nikt się tym nie przejmował, no może z wyjątkiem tych ciemnowłosych mężczyzn, do których "lasermannen"[6] John Ausonius strzelał w nocy ze swojego karabinku. Zmiany nastąpiły, gdy w roku 1995 przywódcą SD został Mikael Jansson. Wprowadził on zakaz używania na publicznych zgromadzeniach SD paramilitarnmych mundurów, swastyk i symboli nazistowskich, zakazał "heilowania", skreślił z partyjnego programu "zasadę 1970" (wcześniej SD domagali się deportacji ze Szwecji wszystkich imigrantów, którzy przybyli po roku 1970), usunął najbardziej agresywnych skinów oraz zabronił członkom partii jawnej współpracy ze stowarzyszeniami szwedzkich weteranów SS, których wówczas żyło jeszcze całkiem sporo.
Gdy w roku 1999 dziennikarze Bosse Schön i Tobias Hübinette zainteresowali się Szwedami służącymi w różnych aparatach III Rzeszy, ustalili 262 Szwedów z Waffen-SS, 4 z Allgemeine-SS, 15 z Wehrmachtu, 3 z Luftwaffe, 3 z Kriegsmarine, 1 z Gestapo i 4 z organizacji Todt. Łącznie dziennikarzom udało się nawiązać kontakt z 42 szwedzkimi SS-manami – byli wśród nich także emerytowani lekarze, redaktorzy, ekonomiści, wyżsi urzędnicy. Dziś nie ulega najmniejszej wątpliwości, że np. VAM został założony z inspiracji szwedzkiego oddziału Kameradenwerk Korps Steiner (jego przewodniczącym był szwedzki były SS-man i emerytowany dziennikarz Sten Eriksson). Warto wspomnieć, że pierwszym rewizorem finansowym Sverigedemokraterna był 81-letni wówczas weteran Waffen-SS, emerytowany inżynier i były szeregowiec SS, Gustaf Ekström. O związkach ruchów neonazistowskich z weteranami SS, o przekazywaniu "świętego ognia" pisali dużo Bosse Schön i Stieg Larsson (1954-2004). Ten ostatni znany jest w Polsce tylko ze swojej kryminalnej trylogii "Millennium" o supermance Lisbeth Salander, które to powieści tak oszałamiający sukces odniosły już po jego przedwczesnej śmierci. Jednak Stieg Larsson był przede wszystkim najwybitniejszym znawcą szwedzkiego neonazizmu i autorem książek "Extremhögern i Sverigedemokraterna: Den nationella rörelsen" (2001, wspólnie z Mikaelem Ekmanem). Trzeba zaznaczyć, że weterani SS bynajmniej nie popierali ekscesów skinów. W piśmie "Wärendsbladet" (listopad 1999) anonimowy SS-Obersturmführer pisał: "Apeluję do Was, młodzi towarzysze: powieście w szafach wasze operetkowe mundury, odstawcie kufle z piwem, przestańcie paplać o szlachtowaniu Murzynów, Słowian, Żydów". Weteran apelował o budowę nowoczesnej partii nacjonalistycznej, której program nie stałby na jednej nodze (ett icke enbent partiprogram), w której rasizm nie byłby jedynym tematem. Marzył o partii z wszechstronnym programem społecznym, gdyż tylko taka partia może walczyć o kartki wyborcze i bronić wspólnego "domu Ariów". Zauważmy tę symptomatyczną zmianę socjaldemokratycznego "domu ludu" (folkhemmet) na "dom Ariów".
Mikael Jansson robił, co w jego mocy, aby zmyć z partii stempel neonazizmu. Pomagał mu w tym przewodniczący młodzieżówki SD, Jimmie Åkesson, który w roku 2005 dokonał w partii swoistego zamachu stanu i sam został jej przewodniczącym. W wyborach 2006 SD nie weszli wprawdzie do parlamentu, ale uzyskali świetny wynik w wyborach samorządowych: 280 mandatów w zarządach 144 gmin. Åkesson rzeczywiście przekształcił SD w "nowoczesną" partię nacjonalistyczną, do której wstąpili nawet niektórzy dość znani politycy szwedzcy, np. były parlamentarzysta z partii moderatów, Sten Andersson i były przewodniczący zarządu osławionej gminy Sjöbo*[7], Sven-Olle Olsson z chłopskiej partii Center.
"Pupa niemowlaka"
W jednym ze swoich tekstów napisałam, że pochodzący ze Skåne Jimmie Åkesson reprezentuje fizyczny typ "marzenia teściowej" (o idealnym zięciu). W swoim reportażu Jan Guillou nie bawi się w takie subtelności – wspomina, że Åkesson goli się zawsze niezwykle starannie, a następnie wciera w swoje pulchne policzki jakiś krem, aż jego twarz zaczyna błyszczeć i przypominać pupę niemowlaka. Jedna z gazet nazwała Åkessona "fircykiem". Guillou odnotowuje też wystudiowaną pedanterię, z jaką ubiera się Åkesson, wiąże krawaty etc. Jako przewodniczący "partii zwykłych ludzi" ubiera się jednak w tanie ciuchy, "tak o oczko wyżej od Dressmana"[8]. Inaczej trudno byłoby mu gromić plutokrację. Nawiasem mówiąc, w bogatych dzielnicach SD nawet nie rozprowadzają swoich materiałów propagandowych ("Ich nie przekonamy" wzdycha Åkesson).
Życie Sverigedemokraterna nie jest łatwe, wszystkie partyjne lokale mieszczą się w klimatyzowanych pomieszczeniach bez okien (AFA czuwa i szyby byłyby natychmiast wybite przez jej aktywistów, a zwłaszcza aktywistki). Lokale partyjne urządzone są z klasztorną surowością: tanie meble z IKEA, komputery i literatura propagandowa, jednorazowe obrusy, domowe wypieki, dostarczane przez partyjne aktywistki, termosy z kawa. W partii długo dominowali mężczyźni, nad czym Åkesson bardzo ubolewał, gdyż bez kobiet nie da się dziś zaistnieć politycznie. Ostatnio w paru miastach udało się SD stworzyć siec "patriotycznych matek", młodych kobiet na urlopie macierzyńskim, które spotykają się, wymieniają doświadczeniami, dyskutują, jak wychować dzieci na "prawdziwych patriotów". Partii bardzo zależy na zwiększeniu przyrostu naturalnego – dlatego postuluje ograniczenie prawa do aborcji (jednak chwilowo nie planuje stosowania wypróbowanych metod projektu Lebensborn). Natomiast w sprawie parytetu i działającego w Szwecji kwotowania na wyborczych listach ma Åkesson takie poglądy jak Jarosław Gowin. Nie da się jednak ukryć, że w przeciwieństwie do wszystkich innych partii mają SD liczny wolontariat – np. ludzi, którzy potrafią wstać o piątej rano, aby przed pracą powrzucać do skrzynek materiały propagandowe w swojej dzielnicy.
Aby wejść do parlamentu SD potrzebują tylko o 50 tysięcy głosów więcej niż w wyborach 2006. Ich zdobycie jest całkiem realne pod warunkiem ciężkiej pracy. Na swoje przedwyborcze zaloty ma Åkesson jeszcze rok, ale już dziś spędza życie w podróży, odwiedzając nawet najbardziej zapadłe dziury. Problem w tym, że spotkania z nim nie mogą być wcześniej zapowiadane (AFA czuwa). Przyjeżdża więc z zaskoczenia, prosi o ochronę lokalną policję, jego ludzie rozstawiają na rynku aparaturę nagłaśniającą, rozwijają banderolę Tradycja&Bezpieczeństwo Socjalne, Jimmie zaczyna przemawiać i powoli zbierają się ludzie. Miałam okazję słuchać go kilka razy. Mówi dobrze, tak jak lubią Szwedzi, spokojnie, z dużą ilością liczb i danych, zawsze bez kartki czy jakichkolwiek notatek, chętnie odpowiada na pytania, trudno wyprowadzić go z równowagi. Choć w młodości był jawnym wyznawcą Odyna i Tora, dziś odwołuje się czasami do wartości chrześcijańskich. Ma to znaczenia, gdyż partią, której SD najłatwiej odbierają wyborców są KD (Kristdemokraterna) – tego się można spodziewać po elektoracie chadecji. W wyborach 2006 szwedzcy chadecy otrzymali tylko 6,6 proc. i jeżeli Jimmie będzie się dobrze starać, w przyszłym roku KD mogą nawet wypaść z Riksdagu.
Jak prawie wszystkie ugrupowania populistyczne SD jest dziwaczną hybrydą partii lewicowej i prawicowej. Cel główny to obrona folkhemmet. Podatki mają być obniżone, ale najuboższym. Zatrudnienie ma być pełne (a więc bezrobocie najwyżej rzędu 2 proc.). Rola związków zawodowych silnie ograniczona. W tym momencie uważniejsi z moich czytelników zaczynają się dziwić, gdyż wiedzą, że siła związków zawodowych – do których nadal należy w Szwecji 72 proc. zatrudnionych – jest warunkiem funkcjonowania modelu szwedzkiego. Jednak Åkesson – jako rasowy narodowiec i jawny zwolennik faszystowskiego korporacjonizmu – neguje istnieje walki klasowej. Naród jest organizmem, w organizmie nerki nie walczą z wątrobą, w zdrowym, solidarnym narodzie istnieje "współpraca klasowa" (klassamarbete). Gdy będziemy kierować się "etyką narodową", wystarczą indywidualne rokowania pracobiorcy z pracodawcą. Unia Europejska powinna być wyłącznie wspólnym rynkiem; w przeciwnym wypadku Szwecja powinna ją opuścić.
Åkesson jest osobnikiem sprytnym i ostrożnym – nigdy nie używa argumentów rasistowskich, imigrantom jest przeciwny z zasady ekonomicznej, gdyż solidaryzm może istnieć tylko w społeczeństwie homogenicznym etnicznie. Podkreśla nawet, że prawie 20 proc. członków jego partii to ludzie, którzy mieszczą się w definicji imigranta[9]. Jimmie tu na pewno przesadza, ale niestety sama znam Polaków sympatyzujących z SD, co nie jest niczym dziwnym, bo u wielu Polaków rasizm jest silniejszy od instynktu samozachowawczego. Zdaniem Åkessona w Szwecji mogą mieszkać imigranci, ale tylko totalnie zasymilowani, znający tylko jedną (oczywiście szwedzką) kulturę, mówiący po szwedzku bez śladu obcego akcentu. Pozostałych należy "nakłaniać do powrotu" – można stosować zachęty finansowe, a także inne bodźce. Możliwość naturalizacji powinna być zniesiona: szwedzkie obywatelstwo tylko dla etnicznych Szwedów. Małżeństwa mieszane powinny być przynajmniej utrudniane.
Od narodowców trudno naturalnie wymagać koherencji poglądów. Z jednej strony Åkesson twierdzi, że nie jest rasistą biologicznym, a z drugiej – jest kategorycznym przeciwnikiem adopcji dzieci z innych krajów, choć przecież adoptowane małe dziecko należeć będzie tylko szwedzkiej kultury. Åkesson twierdzi, że nie dzieli kultur na lepsze i gorsze, ale już sekretarz partii ds. kontaktów międzynarodowych, Kenth Ekeroth powiedział na spotkaniu w Malmö 6 września 2009, że twierdzenie o równowartości kultur jest absurdem. Åkesson gromko woła, że jest przeciwny przemocy, ale już brytyjski gość jego partii, Alan Lake radził nawiązać kontakty z "kibolami", gdyż przecież potrzebni są ludzie "gotowi wyjść na ulicę i bić obcą hołotę" – nikt nie zaprotestował na to dictum.
Komu podziękujemy?
The Killing Fields of Inequality – tak Göran Therborn, profesor SCAS (the Swedish Collegium for Advanced Study) zatytułował swoją publikację w ostatnim (nr 42) numerze "Soundings". Pokazuje w niej, że różnice dochodowe są w dzisiejszym Londynie większe niż w końcu XVII wieku, że np. w mężczyźni mieszkający w najbiedniejszej dzielnicy Glasgow żyją o 28 lat krócej (sic!) niż dzielnicy najbogatszej.
Brytyjskie społeczeństwo było zawsze najbardziej klasowe w Europie. W Szwecji nie jest jeszcze tak tragicznie, ale wraz z kryzysem różnice silnie wzrosły. Czy można się dziwić, że Sverigedemokraterna mają tylu zwolenników wśród młodzieży, skoro w końcu lipca 2009 bezrobocie wśród osób poniżej 24 roku życia wynosiło 20,7 proc. (a bezrobocie w całej populacji 7,9 proc.). Co czwarty (sic!) młody Szwed osiąga dochody poniżej granicy ubóstwa, która wynosi 109 740 SEK (43 900 PLN) rocznie. Badania przeprowadzone przez Hyresgästföreningen pokazują, że z 914 tys. osób poniżej 28 roku życia aż 280 tys. po zapłaceniu czynszu zostaje na życie zaledwie 4100 SEK miesięcznie, podczas gdy norma socjalna wynosi 5000 SEK (2000 PLN). Mówiąc szczerze, trzeba nas podziwiać, że SD nie mają jeszcze poparcia rzędu Dansk Folkeparti.
"How the left blown its big chance of sucess?" – pytał Andy Becket ("The Guardian" z 17 sierpnia 2009) i ciągle jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie. Szwedzcy socjaldemokraci ocknęli się dopiero w ostatnich tygodniach. Wiemy, że konstatacje nauki docierają do społeczeństwa (a właściwie do inteligencji) z dużym opóźnieniem, np. w wypadku fizyki kwantowej – wprawdzie dyscypliny szczególnie trudnej – wynosiło ono kilkadziesiąt lat. Dziś w Szwecji nie ma ani jednego ekonomisty, który ideologię neoliberalną uznawałby za jedną z dopuszczalnych teorii ekonomicznych. Ale wśród polityków jeszcze zdarzają się tacy, którzy wierzą w deregulację, totalną prywatyzację i pełną racjonalność rynku. Nie dotyczy to ministra finansów (Anders Borg jest zbyt dobrze wykształcony), ale koalicjantów z rządzącego dziś czteropartyjnego aliansu. Jeżeli SD rzeczywiście wejdą do prawdziwej polityki, jeżeli z czasem osiągną pozycję Dansk Folkeparti, będziemy wiedzieli, komu za to należy podziękować.
Przypisy:
[1] W Norwegii obowiązek szkolny dotyczy 10-letniej szkoły podstawowej. Aż 97 proc. absolwentów szkół podstawowych kształci się dalej w trzyletnich gimnazjach.
[2] "Förstagångsväljarna kan avgöra det norska valet", "Dagens Nyheter" z 5 września 2009.
[3] "Aftonbladet" z 19-20 lutego 2009.
[4] "Vem äger flaggan?", "Dagens Nyheter" z 10 marca 2009.
[5] W funkcjonującej demokracji legalne demonstracje muszą być ochraniane. Ponadto na całym świecie policja przyciąga do swoich szeregów takich zwolenników "ładu i porządku", którzy wolą pałować anarchistów i "lewaków" niż prawicowych ekstremistów.
[6] Ausonius używał sportowej broni z celownikiem laserowym. W okresie od sierpnia 1991 do stycznia 1992 oddał strzały do 11 osób – jedna z nich zmarła na miejscu, a siedem zostało trwałymi inwalidami. Ausonius został aresztowany przypadkowo, przy okazji napadu na bank.
[7] Leżąca w Skåne rolnicza gmina Sjöbo zasłynęła w roku 1988 tym, że jej mieszkańcy wypowiedzieli się w referendum przeciwko przyjęciu chociażby jednego imigranta. "Silny człowiek z Sjöbo", Sven-Olle Olsson nie życzył sobie na swoim terenie żadnych cudzoziemców, nawet Finów. Warto wiedzieć, że przed i w czasie II wojny światowej Skåne była bastionem szwedzkiego nazizmu, mówiono, że Skåne jest brunatna, a Norrland – czerwona. W wypadku inwazji wojsk Hitlera i zajęcia Szwecji, szwedzcy naziści właśnie w Sjöbo planowali założenie obozu koncentracyjnego dla szwedzkich Żydów.
[8] Dressman – sieć sklepów z tanią konfekcją męską.
[9] W Szwecji stosuje się rzeczywiście dość absurdalną definicję. Za invandrare uznawana jest nawet osoba urodzona w Szwecji, o ile jedno z jej rodziców jest imigrantem.
Anna Delick
Tekst ukazał się na stronie "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl)."Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
-
Aleksander Gudzowaty, http://tiny.pl/hqkxw :
"....
Ja sam dostarczyłem Premierowi i jego służbom wielu dowodów na robienie świństw przeciwko gospodarce i interesowi narodowemu. Dowodów na paskudną rolę np. ABW. I nic się nie działo.
Nikt nie zamierzał wyjawić prawdy, przeprowadzić dochodzenia.
Zapanowało milczenie. A to oznacza, że nikt nie był zainteresowany ujawnieniem tej prawdy.
Dlaczego? Jestem zdania, że działalność pozorna członków rządu jest zjawiskiem stałym, a obok przebiega „życie normalne”, którego ujawnienie przez CBA przeszkadza politycznie rządzącym. Ktoś kryje w atmosferze „normalności” trzeci podział dochodu narodowego."
Comment
-
-
Ponieważ oglądanie Grzegorza Schetyny dokazującego z Moniką Olejnik przypomina mi raczej Rodzinę Adamsów, aniżeli Ostatniego sprawiedliwego, to zrezygnowałem z tego seansu poprzestając na obejrzeniu pana Nowaka i pani Justyny Pochanke, która co prawda nie wsławiła się nigdy żadnym ważnym tekstem dziennikarskim, ale za to dzielnie ongiś kibicowała "Białemu miasteczku" pod kancelarią kaczystowskiego premiera, przez co umocniła swoją pozycję w najlepszym czasie antenowym TVN.
Pan poseł Nowak, dopiero co zwolniony ze swej funkcji w związku z którąś z afer, zagadnięty na wstępie przez panią redaktor, czy uważa premiera Tuska za "geniusza" (ach, cóż za celne pytanie w środku afery rządowej, to się nazywa "patrzeć władzy na ręce"!) rozpoczął od płomiennego wyznania: "Pan premier Tusk to najwybitniejszy polityk w wolnej Polsce". Na to pani Justyna z poważną miną odrzekła: "Jeszcze wybitniejszy niż Wałęsa, Balcerowicz, Mazowiecki" (bo, że wybitny, to przecież oczywiste)? Pan eksminister wprost nie potwierdził, niemniej twierdząc, że "każdy ma swój czas", uspokoił nieco serduszko pani redaktor (której hierarchia autorytetów omal nie została wywrócona do góry nogami), jednocześnie spełniając swój partyjny obowiązek odśpiewania odpowiedniej frazy do klubowego magnetofonu ukrytego w szafie prezesa, którego rolę odgrywało (nie bez powodu) studio TVN 24
Milicki Browar Rynkowy
Grupa STYRIAN
(1+sqrt5)/2"Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
"Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
No Hops, no Glory :)
Comment
-
-
A mi się podobają ostatnie zmiany wokół CBA - odwołanie Kamińskiego i te, które dopiero nastąpią.
Trzeba bowiem skończyć z obecną schizofrenią. Nie może być tak, że do porządnego urzędnika przychodzi gość z łapówką i ani urzędnik, ani załatwiający nie wiedzą czy ta łapówka to najprawdziwsza łapówka, czy jakaś bezczelna prowokacja CBA. Tak dłużej być nie może, kręcenie lodów musi być przejrzyste i uczciwe.
Comment
-
-
Tak, i normalny człowiek przyzwyczajony do normalnych warunków głupieje, ot co.
Z drugiej strony, owszem, trudno sobie nie zdawać sprawy z teorii, zakładającej, że istnieją granice prowokacji w prowadzeniu śledztw, także policyjnych. Że każdy uczciwy człowiek ma swoje słabości, może sie złamać, itepe, że wystawianie kogoś na próbę samo w sobie jest naganne i nieetyczne. Idea sama jest czysta i niewinna, wzniosła wręcz i humanistyczna. Jak to idea. Łatwo się takie wykorzystuje do przykrycia najczarniejszych intencji, bo są chodliwe. Najbardziej to mi pasują do sytuacji takie słowa :"kto jest niewinny, niech piewszy rzuci kamieniem". Takie odwołanie do naszych ludzkich słabości i poczucia winy. Trzeba tylko zwrócić uwagę na to czyje usta wypowiadaja te słowa i w jakiej intencji.
Comment
-
Comment