W niektórych szpitalach państwowych przestaje się przyjmować pacjentów, ze względu na wyczerpany limit wyznaczony przez NFZ. Niektóre szpitale nie przyjmują na badania, leczenie specjalistyczne od września. W ogóle ciekawy paradoks w tym "kapitaliźmie", można nie przyjmować pacjentów i przestać pracować, ale nadal otrzymywać wynagrodzenie z państwowej kasy. Oczywiście nie jest to wina lekarzy, tylko systemu, zapewne przez ten "kapitalizm".
Przy piwie o polityce
Collapse
This topic is closed.
X
X
-
Mnie się spodobał njus, jak to w jakimś szpitalu za przekroczenie limitów w przyjmowaniu pacjentów, lekarze będą mieli potrącane z pensji tyle % o ile przekroczyli limit. Kocham tą naszą przaśną wersję kapitalizmu Wszystko u nas musi być na odwrót.Surowce i akcesoria piwowarskie i serowarskie - Piwodziej.pl
Thou shallt not spilleth thy beer!
Przy wysokim stężeniu alkoholu organizm człowieka znajduje się blisko śmierci i instynktownie dąży do przedłużenia rodu.
Comment
-
-
No ale w ogóle to jest super, przeciez tak mówi Słońce Peru.
Rząd zamierza przechwycić ponad połowę prywatnych pieniędzy, jakie 11 mln członków OFE przekazuje co miesiąc do funduszy emerytalnych na swoje indywidualne konta.
No i już wiemy z kim mamy do czynienia. Dzisiejsze gazety przyniosły opis planów rządu. Należy przeczytać co ma do powiedzenia w sprawiezmniejszenia transferów do OFE► minister finansów, dostrzec, że ten plan omawiał już premier z prezydentem, a potem powiedzieć sobie kilka rzeczy jasno.
Po pierwsze to koniec reformy emerytalnej. Rząd rozbija jej fundament, zmieniając po 10 latach podstawową regułę tworzenia przyszłych emerytur w trzech filarach. Jednym państwowym i dwóch prywatnych. Drugi filar staje się filarkiem.
Po drugie zgłoszenie takich zamiarów oznacza, że politycy gotowi są na wszystko. Od łgania w żywe oczy przez stosowanie cynicznej argumentacji do uprawiania fałszywej księgowości, która dla niektórych jest księgowaniem zwykłej kradzieży.
Dlatego od dziś zero zaufania, jeśli ktoś miał jeszcze do angielskiej flegmy ministra Rostowskiego i ujmującego uśmiechu premiera Tuska. Wszystko to co, mówi w tej sprawie Rostowski i będą mówili inni politycy to bujdy. Można już dalej nie słuchać.
Po trzecie, mamy też jasność, że swoje zabezpieczenie emerytalne trzeba budować całkowicie samemu. Od właściwego wychowania dzieci, do zwiększenia oszczędności i inwestycji. Na państwo nie ma co liczyć. Może kiedyś coś wypłaci, a może nie.
Piotr Aleksandrowicz
tfuu, a ci w TV nic tylko uprawiają goebelsowską propagandę.Milicki Browar Rynkowy
Grupa STYRIAN
(1+sqrt5)/2"Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
"Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
No Hops, no Glory :)
Comment
-
-
PiS czy PO żadna różnica w dławieniu wolności
Policja uzyska dostęp do naszych komputerów?
[2009-11-05 13:40:14]
Jak donosi portal Interia.pl, w Sejmie trwają prace nad ustawą, która ma umożliwić policji przeglądanie zawartości dysków twardych komputerów osobistych. Głównym argumentem za wprowadzeniem zmian ma być coraz powszechniejsze szyfrowanie danych przez przestępców.
Jak czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy: Jedyną skuteczną metodą przełamania tego typu barier (szyfrowania - przyp. redakcji) jest uzyskanie przez policję i inne służby niejawnego dostępu do treści rozmów i danych. (...) Dostęp taki można uzyskać dzięki instalacji na komputerze osoby będącej w zainteresowaniu służb, specjalnego oprogramowania, które w sposób niejawny będzie monitorowało wszelkie czynności wykonywane na nim (...).
Według policji nowe metody inwigilacji podlegałyby takim samym regulacjom prawnym jak te tradycyjne. Polska nie byłaby pierwszym krajem Europy, w którym obowiązuje tego typu ustawodawstwo. Podobne uprawnienia od 1 stycznia br. ma policja niemiecka.
Tylko skończony naiwniak mógłby uwierzyć, że jedynym motywem umożliwienia policji elektronicznego podsłuchu obywateli jest walka z przestępczością. Polska policja nie od dziś służy neoliberalnym elitom politycznym do inwigilowania i prześladowania wszelkich ruchów, partii, organizacji oraz niepokornych związków zawodowych, które sprzeciwiają się polityce liberalizacji, deregulacji, prywatyzacji prowadzącej do coraz większego rozwarstwienia społeczeństwa. Jeśli zmiany wejdą w życie, policja będzie mogła m.in. do woli czytać nasze archiwa Gadu-Gadu, uzyskiwać nieskrępowany dostęp do naszych skrzynek e-mail oraz sprawdzać, jakie to nieprawomyślne treści przechowujemy na naszych komputerach. Nasze poglądy polityczne, przekonania religijne, to, z kim się przyjaźnimy, spotykamy, jaka jest nasza orientacja seksualna przestaną być naszą prywatną sprawą. Wszelki opór wobec systemu będzie mógł być duszony w zarodku. Miejmy nadzieję, że to wystarczy, by ludzie wreszcie ocknęli się z letargu i z całą mocą przeciwstawili rozpasanemu, neoliberalnemu zamordyzmowi. Bo o tym, że obecny system z demokracją nie ma nic wspólnego nie trzeba już chyba nikogo przekonywać.
Dominik Zaremba"Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
-
Zamordyzm neoliberałów - kolejny rozdział
Boją się liberałowie przepływu wiedzy, informacji i poglądów. Oj boją wiedząc, że ludzie już długo nie wytrzymają panującego w Polsce od 20 lat neoliberalizmu bo prowadzi on tylko do nędzy, strachu, braku pracy i braku przyszłości dla zdecydowanej większości społeczeństwa. Trzeba więc zablokować jakąkolwiek wymainę myśli i wolnego słowa.
Dostęp do internetu ma być w Polsce limitowany. Przy okazji zdelegalizowania e-hazardu rząd chce stworzyć czarną listę domen, które będą musieli blokować dostawcy internetu - ustalił "Dziennik Gazeta Prawna".
Pomysł nabrał realnych kształtów podczas serii spotkań ekspertów z policji i MSWiA w Ministerstwie Finansów, które pilotuje prace nad tym projektem - zaznacza gazeta. - Chcemy wprowadzenia nowego artykułu do prawa telekomunikacyjnego, roboczo to art. 170a - ujawnia dziennikowi urzędnik z MSWiA.
Według tego przepisu, wszyscy dostawcy internetu mieliby obowiązek blokować strony z niebezpieczną zawartością. Czarną listą zarządzałby Urząd Komunikacji Elektronicznej. Konkretne adresy będą wskazywać UKE, policja, służby specjalne i Ministerstwo Finansów."Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
-
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika VanPurRz Wyświetlenie odpowiedziBoją się liberałowie przepływu wiedzy, informacji i poglądów.Milicki Browar Rynkowy
Grupa STYRIAN
(1+sqrt5)/2"Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
"Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
No Hops, no Glory :)
Comment
-
-
Boją się liberałowie przepływu wiedzy, informacji i poglądów.
A odkąd to Tusk jest liberałem? Ostanie miesiące udowodniają, że jest socjalistą i czasami nawet komunista. Więc sie nie stresujLast edited by jozi02; 2009-11-07, 10:04.
Comment
-
-
Pierwotnie zamieszczone przez Użytkownika jozi02 Wyświetlenie odpowiedziOczywiście. A dodatkowo nazistą, animistą i islamistą.
Myślę, że tym też może być jeżeli konieczność dziejowa będzie tego wymagała, albo podniesie to notowania PO.Milicki Browar Rynkowy
Grupa STYRIAN
(1+sqrt5)/2"Nie ma (...) piwa, które smakowałoby wszystkim. Każdy browarnik, który próbuje takie przygotować, skazany jest na klęskę" - Michael Jackson
"Dobrzy ludzie piją dobre piwa" - Hunter S. Thompson
No Hops, no Glory :)
Comment
-
-
Dezauwacja prawdziwych wartości - sukces neoliberałów
P. Szumlewicz: Władza prestiżu
[2009-11-09 08:39:44]
W ciągu ostatnich 20 lat w Polsce zmieniło się wiele, jednak, o dziwo, postawy społeczne ewoluowały bardzo wolno. Od początku transformacji większość Polek i Polaków deklaruje poglądy egalitarne, a lewicowi publicyści słusznie podkreślają, że największe partie nie odzwierciedlają poglądów społeczeństwa. Mimo to w wyborach wygrywa neoliberalna PO. Jak to możliwe?
Egalitarne społeczeństwo
Zgodnie z przedstawioną dwa lata temu "Diagnozą Społeczną" 51% Polaków broniło egalitarnego konserwatyzmu, czyli postawy łączącej wsparcie dla egalitarnych rozwiązań w polityce społeczno-ekonomicznej z konserwatywnymi przekonaniami w kwestiach obyczajowych. Takie podejście odpowiadałoby prosocjalnej prawicy, a w Polsce, przynajmniej co do retoryki, byłoby bliskie lewemu skrzydłu Prawa i Sprawiedliwości. 30% polskich obywateli popierało otwarty egalitaryzm, postawę łączącą równościowe podejście w gospodarce z liberalizmem w kwestiach światopoglądowych. Ta postawa byłaby bliska deklaracjom lewego skrzydła SLD i Polskiej Partii Pracy. 9% polskiego społeczeństwa deklarowało poparcie dla otwartego liberalizmu, czyli postawy łączącej liberalizm ekonomiczny z progresywizmem obyczajowym. Takiego podejścia broni część SLD i SdPl. Wreszcie zaledwie 11% Polaków deklarowało poparcie dla konserwatywnego liberalizmu, przez który twórcy raportu rozumieli syntezę liberalizmu ekonomicznego z konserwatywnymi poglądami w kwestiach obyczajowych. A właśnie takie przekonania reprezentuje przecież PO.
Jest to niewątpliwie partia antyegalitarna, przeciwna znaczącej interwencji państwa w gospodarkę, walcząca o niskie obciążenia fiskalne dla bogatych i naciskająca na ograniczenia wydatków na politykę społeczną. Trudno też uznać Platformę za partię liberalną światopoglądowo, biorąc pod uwagę jej deklaracje w sprawie aborcji, związków homoseksualnych czy roli Kościoła w społeczeństwie. Mimo to część mediów i elektoratu zdaje się bronić wizerunku PO jako ugrupowania postępowego obyczajowo. Niezależnie jednak od słuszności tego typu sugestii, suma wyborców deklarujących poparcie dla poglądów antyegalitarnych (zarówno liberalnych, jak i konserwatywnych światopoglądowo) wynosi zaledwie 20%. Skąd więc tak duże poparcie dla partii rządzącej?
Większość Polaków dużą wagę przywiązuje do redystrybucji dochodów i solidarności społecznej. Ciekawe, że tyczy się to również elektoratu PO. Według sondażu przeprowadzonego w sierpniu 2007 r. przez Instytut Badań Społecznych i Międzynarodowych Fundacji im. Kazimierza Kelles-Krauza we współpracy z ośrodkiem badawczym Mareco Polska aż 68% elektoratu PO uważa, że władze powinny dbać o to, by każdy mógł znaleźć pracę. 45% wyborców PO deklaruje, że powinna istnieć górna granica zarobków, aby nikt nie zarabiał dużo więcej niż inni. 55% wyborców PO sądzi, że władze powinny dbać o to, aby nikt nie żył zbyt dobrze, gdy inni żyją w ciężkich warunkach. 67% elektoratu PO twierdzi, że biednym ludziom powinno się stwarzać więcej możliwości niż bogatym. 52% wyborców PO wyraża opinię, że różnice w zarobkach powinny być stale zmniejszane. Innymi słowy elektorat partii rządzącej ma bardzo egalitarne poglądy na temat podstawowych kwestii społeczno-ekonomicznych. Elektorat PO deklaruje więc zupełnie inne przekonania niż liderzy partii, która go reprezentuje. Czy wobec tego Polacy mają błędny wizerunek partii rządzącej i wciąż zachowują złudzenia, że PO w pewnym momencie zacznie wprowadzać egalitarne rozwiązania?
Na początku zeszłego roku TNS OBOP zapytał Polaków, dlaczego rząd Donalda Tuska cieszy się poparciem ponad połowy społeczeństwa. Okazało się, że Polacy nie oceniają już polityków pod względem ich dokonań. Na pytanie o przyczyny dużego poparcia dla rządu aż 65% ankietowanych odpowiedziało, że taka popularność to efekt zmęczenia ludzi kłótniami w poprzedniej koalicji. Kolejnymi czynnikami, na które wskazali Polacy, były: styl rządzenia - 18%, dobry PR - 13%, fachowość ministrów - 10% i wreszcie na samym końcu realne dokonania rządu - 7%. Rząd cieszył się więc poparciem przede wszystkim dlatego, że nie było w nim konfliktów.
PO pierwsze przedsiębiorczość
Te szokujące dane mają jednak głębsze podłoże. PO nie tylko stworzyła wizerunek siebie jako partii bezkonfliktowej, ale też jest to ugrupowanie, które w największym stopniu odzwierciedla dominujące w mass mediach wzorce sukcesu i społecznego prestiżu. Ludzie zaś w coraz większym stopniu podporządkowują się obowiązującym modelom życia i kariery, nawet jeżeli im samym one się nie podobają.
Pierwszą rzeczą, która uderza w dominującym przekazie medialnym i zarazem w retoryce partii Tuska, jest propaganda indywidualnego sukcesu i obietnica samorealizacji w przedsiębiorstwie prywatnym. Stabilne zatrudnienie w sektorze publicznym jest przedstawiane jako zbiór nudnych, monotonnych czynności realizowanych zgodnie z planem narzuconym przez przełożonych w ramach sztywnego podziału obowiązków zawodowych. Praca "u siebie" ma się stać obszarem indywidualnej samorealizacji, jedynym miejscem, gdzie można naprawdę być sobą. W praktyce przyjęcie tej perspektywy oznacza akceptację dla niskich płac, łatwego zwalniania z pracy i poświęcenia życia osobistego dla kariery zawodowej. Ten system pozornego upodmiotowienia i indywidualizacji kariery prowadzi do powszechnej utraty zaufania i zerwania więzi między pracownikami. Każdy walczy o własne interesy i nie ufa innym pracownikom, co oczywiście umacnia pozycję pracodawców.
Jednym z kluczowych pojęć charakteryzujących polski kapitalizm jest kategoria przedsiębiorczości. Przedsiębiorczość to postawa wobec świata, która przenika coraz więcej obszarów życia społecznego. Jest ona też zasadą socjalizacji, kształtującą młodych ludzi poprzez system edukacji (kilka lat temu wprowadzono do szkół obowiązkowy przedmiot "Podstawy przedsiębiorczości") i media. Pokolenie 20-, 30-latków jest siłą napędową i głównym wyrazicielem nowych wzorców, ale przenikają one też do ludzi starszych, często przyczyniając się do ich frustracji. Ludzie wychowani w PRL mają podejście egalitarno-kolektywistyczne, a mimo to wychowują swoje dzieci w duchu daleko posuniętego indywidualizmu i egoizmu. Przedsiębiorczość staje się uwewnętrznionym od dzieciństwa podejściem do świata, którego brak staje się źródłem kompleksów i wstydu. Młodzi ludzie rzadko walczą zbiorowo o swoje interesy, a raczej starają się indywidualnie wynegocjować jak najlepszy kontrakt. Starsi pracownicy, wychowani w PRL, mają na ogół większą śmiałość w ocenianiu przełożonych niż ludzie młodzi, są bardziej skorzy do zabierania głosu i sprzeciwiania się decyzjom, które uderzają w ich interesy. Mimo to oni również w coraz większym stopniu ulegają nowemu podejściu do kariery zawodowej. Istotnym elementem ich podejścia do świata była stabilność, konsekwencja, rutyna, całościowy projekt życiowy. Na tych ideach opierało się życie codzienne i praca w PRL.
Umieć przegrywać
Kultura przedsiębiorczości kwestionuje wszystkie te wymiary i nie oferuje nic w zamian. Produkuje więc już na starcie wielu biernych przegranych, którzy jej nie rozumieją i nie akceptują, choć często przekazują nowe wzorce swoim dzieciom, wierząc, że dzięki nim osiągną one sukces. Sukces PO polega właśnie na tym, że ludzie uwewnętrznili neoliberalne aspiracje oraz wartości i nawet jeżeli są one źródłem ich frustracji, wstydzą się, że nie potrafią im sprostać. Takich ludzi jest większość, ale dominująca kultura produkuje różne formy racjonalizacji, jak sobie radzić z porażką. Mamy więc tutaj do czynienia z zarządzaniem porażką, wmawianiem społeczeństwu, że system jako taki jest dobry, i przenoszeniem przyczyn niepowodzenia na przypadek lub indywidualne wady. Z drugiej strony system produkuje swoich konserwatywnych wrogów, którzy go negują, a zarazem są jego produktem ubocznym. Do nich zaliczają się słuchacze Radia Maryja, którzy zbudowali silny ruch społeczny, pozornie będący negacją współczesnej rzeczywistości, ale zupełnie niegroźny dla neoliberalnych stosunków władzy. Nie stabilne zatrudnienie, obrona własnych interesów czy nawet silne więzi rodzinne, ale wspólnota religijna jest bowiem spoiwem ich życia. Dzięki temu niezadowolenie z kultury przedsiębiorczości jest kanalizowane w sposób zupełnie niegroźny dla neoliberalnych elit, a niechęć grup, które straciły na transformacji, zwraca się przeciwko gejom czy agentom, a nie pracodawcom i neoliberalnemu państwu.
Ta ideologia jest szczególnie widoczna w oczekiwaniach formułowanych wobec kobiet. Polki są bombardowane przekazem medialnym, z którego wynika, że muszą być kreatywne i przedsiębiorcze. Nie ma w nim jednak miejsca na problemy kobiet związane z biedą, bezrobociem, wysokością zasiłków macierzyńskich, kosztami opieki medycznej, przemocą domową czy aborcją. Głównym punktem odniesienia są kobiety, które osiągnęły sukces i dobrze sobie radzą w rzeczywistości polskiego, neoliberalnego kapitalizmu. To one wyznaczają miary oczekiwań, prestiżu i normalności. W tym nowym ujęciu przeciętne kobiety nie walczą o wyższe pensje czy większą ochronę zatrudnienia, lecz aspirują do bycia bizneswoman i bardziej im zależy na posiadaniu własnej firmy niż na stabilnej pracy i płacy.
Neoliberalna postpolityka
Niektórzy socjologowie zwracają uwagę, że współczesna polityka staje się postpolityką - grą wizerunków opartą na walkach personalnych, w której kwestie merytoryczne są spychane na dalszy plan. Polityka staje się w tym ujęciu technokratycznym zarządzaniem, a debata publiczna zanika. Niestety, sytuacja wydaje się groźniejsza. Postpolityka jest odpowiedzią neoliberalnej prawicy na jej brak umiejętności rozwiązywania problemów społecznych. Nie umiejąc zaspokoić potrzeb materialnych społeczeństwa, neoliberałowie postanowili zmienić ludzkie oczekiwania. Stąd traktowanie nędzy, bezrobocia czy wykluczenia społecznego jako wstydliwych problemów poszczególnych jednostek. W nowym przekazie niepowodzenie życiowe jest czymś niezależnym od władzy, o czym nie wypada przypominać. Zamiast zgłaszać pretensje wobec władz i walczyć w obronie interesów zbiorowych, bezrobotni czy bezdomni powinni pokornie przyznać się do porażki i starać się zadbać o swój indywidualny sukces.
Polskim neoliberałom udało się przekonać społeczeństwo do wizji, zgodnie z którą za swoje sukcesy i porażki odpowiadają poszczególne jednostki. Porażka jest tylko twoją winą - sukces może być wyłącznie twoją zasługą. Jeżeli zaś każdemu może się udać, to trzeba profilaktycznie wspierać najbogatszych. Może i ja wkrótce będę bogaty, ma myśleć bezdomny. Oto proste wytłumaczenie braku zgody na wyższe podatki dla najbogatszych w Polsce i Stanach Zjednoczonych. Tymczasem za obniżki obciążeń fiskalnych dla elit biznesu płacą wszyscy podatnicy, o czym już skrzętnie milczą kolejne władze. Nikt jednak nie walczy o większy poziom redystrybucji, bo a nuż bezrobotny stanie się milionerem i sam będzie musiał płacić wyższe podatki. W ten sposób system petryfikuje się, a różnice społeczne umacniają. Co ważniejsze dla elit władzy i biznesu, jednocześnie słabną protesty społeczne, a grupy, które tracą na reformach, z pokorą przyjmują kolejne wymierzone przeciwko nim rozwiązania.
W nowych wzorcach prestiżu społecznego takie wartości jak stabilność, zaufanie, egalitaryzm czy zaangażowanie w walkę o interesy zbiorowe są dezawuowane. Zamiast nich pojawia się indywidualny sukces, elastyczność, przedsiębiorczość, egoizm. Te wartości charakteryzują polski model kapitalizmu, a sukces Platformy Obywatelskiej polega na tym, że w największym stopniu je reprezentuje. Poglądy PO są obce większości Polaków i Polek, jednak partia Donalda Tuska kreśli świat, do którego aspiruje polskie społeczeństwo. Nawet jeśli bowiem większość Polaków i Polek ma intuicje socjalistyczne, wstydzi się ich. Największym wyzwaniem dla współczesnej lewicy będzie zatem ośmielenie Polaków do obrony i rozwijania ich egalitarnych przekonań.
Piotr Szumlewicz
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd"."Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
-
Szacun VanPurRz za przeczytanie i wklejenie tego..Mi się nawet przewinąć nie chciało. Może jakby było w formie komiksu czy cuś???Młode koty mają adhd, niestety.
Aksjomat Cole'a - suma inteligencji na planecie jest stała, liczba ludności rośnie.
Dysleksja i żyrafy nie istnieją.
Jaszczomb jaszczombowi pudla nie wydudla.
Comment
-
-
Jakie są konsekwencje liberalnej ekonomii? W praktyce
Liberałowie na każdym kroku okłamują ludzi mówiąc im, że jak wprowadzi się jeszcze więcej liberalizmu, jeszcze więcej kapitalizmu i jeszcze więcej sprywatyzuje to ludziom będzie się zyło lepiej.
A jak wygląda prawda i praktyka?
Wysoki koszt wysokich zysków
[2009-11-05 00:52:47]
Zanim się niedawno przeprowadziłem na drugą stronę Tamizy, miałem zwyczaj dość regularnie do pracy lub z pracy do domu udawać się na piechotę. Było to jakieś cztery kilometry, ale gdy pogoda była w porządku, było to nawet przyjemnym sposobem na zrzucenie nadmiaru tłuszczu i nie dopuszczanie do jego odbudowy. Londyn ma fatalny transport "publiczny" – tylko w kapitalizmie usługa może być jednocześnie tak droga i tak zła. W godzinach, kiedy większość ludzi chodzi do pracy lub z niej wraca, pokonanie tych czterech kilometrów autobusem zabierało nieraz więcej czasu niż na piechotę, często znacznie więcej, na porządku dziennym była bowiem konieczność doliczenia nierzadko pół godziny, czasem więcej, oczekiwania na autobus jeżdżący podobno – tak głoszą wszystkie tablice na trasie linii 220 – co 7 minut. W czasie takiego spaceru mijałem po drodze cały szereg pustych domów, stojących przez cały ten rok jako wystawione na sprzedaż. Ostatnio znowu przeszedłem się tamtędy – domy nadal stoją puste i wystawione na sprzedaż. Są jednak najwyraźniej na tyle drogie, że nikogo nie stać na to, by je po tej cenie kupić. Właściwa kapitalizmowi racjonalność ekonomiczna powoduje, że bardziej się opłaca, żeby stały puste. Nawet parę lat.
Rzędy pustych domów można w Londynie spotkać w wielu miejscach. Jednocześnie miliony ludzi gnieżdżą się tu po trzy wzajemnie sobie obce pary w jednym mieszkaniu czy domu, w ścisku, na widok którego niejedna robotnicza rodzina w PRL lat 70. złapałaby się za głowę. W ogromnej części Londynu wynajęcie mieszkania samodzielnie czy we dwójkę jest nieosiągalne dla normalnie zarabiającego człowieka, dlatego flatshare jest normą nawet dla nieźle zarabiających professionals w czwartej dekadzie życia, w młodości tak przerobionych przez późnokapitalistyczny serial propagandowy pt. "Przyjaciele", żeby uważali mieszkanie w takich stadach nie za regres cywilizacyjny, tylko za coś naprawdę cool.
W takich miastach jak Londyn nagrodą za pracę jest nie tyle standard życia, co dostępność znajdujących się w zasięgu ręki tysięcy wielkomiejskich atrakcji, które pozwalają zapomnieć o tym, że mieszka się w ciasnocie i nie u siebie, a także obietnica kariery, którą wielkie metropolie mamią – ci, którym się udało, są tu wszak na wyciągnięcie ręki, w dość skoncentrowanych ilościach, a limuzyny można minąć na ulicy niemal każdego dnia. Jednocześnie Londyn tłoczny jest też od ludzi, którzy godzą się, nawet z ulgą, na wszystko, z tego choćby powodu, że zbiegli tu z całego świata, z tych wszystkich miejsc, gdzie żadna stabilna przyszłość na nich już nie czekała. Wskutek czy to demontażu przemysłu czy też zarzynania rolnictwa w ich krajach, wydanych na pastwę "programów dostosowania strukturalnego" oraz uderzeń i ucieczek nieskrępowanego już niczym kapitału.
"Zaróbmy jeszcze wiecej!" Erwina Wagenhofera to kawał znakomicie rzetelnej roboty opisującej powściągliwymi formalnie środkami filmu dokumentalnego złożoność globalnego systemu niszczącego dziś prawie wszystkich z nas (razem z naszą planetą). Systemu, przy którym świat odmalowywany przez Stanisława Bareję w popularnych polskich komediach był ostoją społecznego racjonalizmu i zdrowego rozsądku. Nikomu nie jest jednak do śmiechu, gdy dowiaduje się, jakie owoce przyniósł jeden z cudów neoliberalnej "ekonomii": hiszpański boom budowlany. W kraju, którego społeczeństwo praktycznie nie gra w golfa, stworzono 800 pól golfowych. Powstały na iberyjskich pustyniach, żeby więc utrzymać posadzoną na nich w drodze gwałtu na przyrodzie trawę, zużywa się rocznie ilości wody równe zapotrzebowaniu na nią 16 milionów ludzi. Zbudowano je na pustyni, bo chodziło o stworzenie od podstaw superluksusowych osiedli – ni to mieszkalnych, ni wypoczynkowych. Twórcy filmu przechadzają się ich pustymi ulicami i obejmują te cuda dalekimi planami z samolotu: nikt w nich nie mieszka, w większości przypadków nie przyjeżdża tam nawet na urlop. Jedynym celem ich powstania było uruchomienie cyklu inwestycyjnego konsumującego nadwyżki kapitału – pochodzące np. z przejmowanej przez finansjerę domeny ubezpieczeń społecznych i emerytalnych. Nie tylko z Hiszpanii – kraj ze swym boomem zapewniał (przez jakiś czas) wysoką stopę zwrotu od zainwestowanego kapitału pochodzącego z całego świata. Jednocześnie młodzi Hiszpanie pod trzydziestkę nie są w stanie wyprowadzić się od rodziców – mieszkań, na które byłoby ich stać, nikt w Hiszpanii od dawna nie budował. Bańka skończyła się powrotem ogromnego bezrobocia i zadłużeniem przekraczającym 100% PKB.
Siłą filmu jest to, że w przejrzysty, wyważony sposób i na wyrazistych przykładach (chapeau bas za dokumentację) odmalowuje planetarny pejzaż wzajemnych zależności systemu kapitalistycznego w fazie globalizacji neoliberalnej. Systemu opartego z jednej strony na grabieży zasobów doprowadzanego od epoki kolonializmu do nędzy i spychanego w nią wciąż coraz głębiej Południa, a z drugiej na socjalnym wyścigu w dół na terenie bogatej Północy. Kapitał może dziś korzystać z nieskończonej globalnej podaży pracy (pauperyzacja i proletryzacja rolników Trzeciego Świata nie będących już w stanie wyżyć z uprawy ziemi) i z nieskrępowanych już możliwości własnych przepływów. W każdej chwili może się przenieść do Indii. Ludzi tam dostatek, a inżynier zarabia mniej niż w Austrii spawacz. Nikt więc na tym nie zyskuje? Owszem, coraz węższa i coraz bogatsza elita, przede wszystkim puchnący społeczno-ekonomiczny nowotwór finansjery.
Inwestor z Singapuru zachwala neoliberalną globalizację za to, że wymuszona przez nią konkurencja na skalę światową tak bardzo obniża ceny towarów i usług podnosząc jakoby ich dostępność. Wagenhofer szybko nam jednak pokazuje, że towarem, którego cena najszybciej idzie w dół i którego rezerwuary stają się naprawdę nieprzebrane i dostępne na skalę planety, jest ludzka praca. Niektórzy z beneficjentów nawet nie ukrywają, że o to właśnie im chodzi, i że tak rozumieją rozwój – jako wolność bogacenia się dzięki równaniu w dół wartości ludzkiej pracy. Austriacki biznesmen planujący wkrótce otwarcie jeszcze większej fabryki w Indiach nie widzi problemu w tym, że ludzie w Indiach są tak biedni. Otwarcie jako problem stawia to, że ludzie w Austrii nie są jeszcze tak biedni – że tam za pracę trzeba płacić. Wyraża też szczere zadowolenie z wciąż żywej w ustroju ekonomicznym Indii spuścizny kolonialnej, dzięki której obcy kapitał nie tylko niemal nie płaci podatków, ale jeszcze na swoje "inwestycje" dostaje granty finansowane z opodatkowania indyjskich rodzin, które swoje podatki płacić muszą.
Specjalista inwestycyjny z Singapuru zachwyca się, że w Singapurze jako przedsiębiorca praktycznie nie płaci żadnych podatków. Potem od jego ideologicznego kolegi z Mont Pelerin Society dowiadujemy się, że wolność od podatków jest dobra, ale tylko, gdy korzysta z niej kapitał. W końcu przechodzi mu przez gardło słowo "podatek". Kiedy już pada zdanie, że imigranci z Trzeciego Świata nie przyłożyli się do bogactwa Zachodu, bezczelność tej tezy Wagenhofer ujawnia montując to ujęcie ze zbliżeniem sztab złota, którego wydobycie w Ghanie pokazywała inicjalna sekwencja filmu, opatrzona wymownymi danymi dotyczącymi jego dystrybucji: 3% dla Afryki, 97% dla Zachodu.
Najwyrazistszą Prawdą systemu, w którym "fantastyczne pieniądze" zarabiają ludzie nie wytwarzający "żadnej realnej wartości w jakimkolwiek ekonomicznym sensie tego słowa" , jest nędza afrykańskich i azjatyckich rolników i robotników rolnych. W filmie poznajemy tych, którzy w Burkina Faso zbierają bawełnę. Robią to ręcznie, dzięki czemu jest to najlepsza, najczystsza bawełna na świecie. Dostają za nią jednak najniższą cenę, bo Burkina Faso zmuszona została przez Bank Światowy do liberalizacji handlu, podczas gdy USA wspierają swoje przemysłowe uprawy bawełny miliardami dolarów. Robotnicy i robotnice na jej uprawach w Burkina Faso zarabiają na nich 50 euro rocznie. Prawdą tego systemu są też migracje tych zdesperowanych ludzi, ryzykujących śmierć na Adriatyku czy z braku tlenu w ciężarówce. Oni już po prostu nie mają nic do stracenia, bo za 50 euro rocznie nie da się wyżyć nawet w Burkina Faso. Coraz liczebniejsze ich kohorty będą więc oblegać twierdze "mędrców" z Mont Pelerin.
Przed widzem, który od dawna jest marksistą, alterglobalistą, czy choćby socjaldemokratą albo keynesistą, film na pewno nie odkrywa Ameryki. Jego rozmach, precyzja i przejrzystość wywodu (pozbawionego narratora, posługującego się tylko obrazem i montażem) mają jednak potencjał otwierania oczu. Widz, który oczy już wcześniej otworzył, również nie powinien tej pozycji przegapić, bo na pewno pomaga ona zrekonsolidować i odświeżyć argumenty i spojrzenie w szerokiej perspektywie. Choćby przypominając takie rzeczy, jak prawda tkwiąca w samym źródłosłowie terminu, który stanowi "Święte Świętych" neoliberalizmu. Słowo "prywatyzacja" pochodzi od łacińskiego privare, czyli pozbawiać. Prywatyzacja jest pozbawianiem społeczeństw tego, co do nich należy.
"Zaróbmy jeszcze więcej" ("Let’s Make Money"), reż., scen. i zdj.: Erwin Wagenhofer, Austria 2008. Dystrybucja w Polsce: Against Gravity.
Jarosław Pietrzak"Nie myśl o tym, że wszystko się kończy. Myśl, że wszystko się dopiero zaczyna. To, co powinno być życiem: spokój, wolność i cisza" M. Hłasko, "Ósmy dzień tygodnia"
Comment
-
Comment