Korzystając z przerwy świątecznej, postanowiłem zrobić krótką przerwę piwną, racząc się wódeczką (ukraińską) i pijąc za zdrowie Ukrainy (może nie wielkiej, ale takiej, która sięgała przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów za Dniepr i miała dostęp do Morza Czarnego, z krymem czy bez).
Tym razem degustowane była wódka o nazwie Hortyca, jedna z droższych, etykietowana jako "klasyczna". Przyzwoita, ale za nieco za bardzo szczypiąca i za mało matowa. Nadal palmę pierwszeństwa wśród czystych ukraińskich dzierży u mnie Hlibnyj dar i Smorodina (o ile jeszcze da się ją gdzieś kupić), wśród innych Miedowucha lub miodowa z pieprzem (ale nie marki Nemiroff).
Comment