2010.09.30
Kupując piwo, zakładamy, że informacje podane na etykiecie są zgodne z prawdą. Otóż nic bardziej mylnego. W 25 proc. przypadków okazuje się, iż jesteśmy po prostu oszukiwani, na przykład co do zawartości ekstraktu czy alkoholu, ale także samego składu piwa. Zamiast chmielu dostajemy np. żółć bydlęcą. Co my tak naprawdę pijemy?
Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS) przeprowadziła w II kwartale kontrolę jakości piwa w 27 podmiotach. Wyniki tej kontroli jeżą włos na głowie. Okazuje się, że w blisko 25 procentach piwo nie spełniało wymogów w zakresie parametrów fizykochemicznych, a 43 proc. było źle oznakowanych.
- Kontrolowaliśmy cechy organoleptyczne, parametry fizykochemiczne i prawidłowość znakowania - mówi Stanisław Kochanowski, dyrektor IJHARS.
Skontrolowane piwo miało albo za niską albo za wysoką zawartość alkoholu etylowego bądź ekstraktu brzeczki podstawowej w porównaniu do tego, co dany producent umieścił na etykiecie. To wyjaśnia, dlatego czasem pijąc piwo, czujemy że jest ono zbyt słabe, bądź zbyt mocne. Do tej pory jednak nie wiedzieliśmy dlaczego. Teraz wszystko jasne.
Ponadto niektóre piwa nie spełniały wymagań w zakresie barwy piwa, kwasowości ogólnej oraz pienistości piwa. Browary nie stosowały się do swoich receptur, a także łamały wręcz narzucone normy.
– Zmiana składu piwa przez niedodanie odpowiedniej ilości słodu powoduje, że w produkcie będzie mniej alkoholu i napój też zmieni smak – wyjaśnia w rozmowie z Faktem technolog z jednego z browarów na południu Polski. – Drogim składnikiem jest chmiel, który daje goryczkę, ale zamiast niego można dodać sproszkowaną żółć bydlęcą, która też nadaje gorzki smak i żółty kolor.
Kary w tysiącach złotych już się posypały na głowy browarów. Kolejne kontrole zostały już zapowiedziane, a konsumentom pozostaje tylko mieć nadzieję, iż sytuacja się poprawi. W międzyczasie pozostaje przerzucenie się na inne alkohole, np. wino, bądź abstynencja.
Michał Jankowski, Wirtualna Polska
Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS) przeprowadziła w II kwartale kontrolę jakości piwa w 27 podmiotach. Wyniki tej kontroli jeżą włos na głowie. Okazuje się, że w blisko 25 procentach piwo nie spełniało wymogów w zakresie parametrów fizykochemicznych, a 43 proc. było źle oznakowanych.
- Kontrolowaliśmy cechy organoleptyczne, parametry fizykochemiczne i prawidłowość znakowania - mówi Stanisław Kochanowski, dyrektor IJHARS.
Skontrolowane piwo miało albo za niską albo za wysoką zawartość alkoholu etylowego bądź ekstraktu brzeczki podstawowej w porównaniu do tego, co dany producent umieścił na etykiecie. To wyjaśnia, dlatego czasem pijąc piwo, czujemy że jest ono zbyt słabe, bądź zbyt mocne. Do tej pory jednak nie wiedzieliśmy dlaczego. Teraz wszystko jasne.
Ponadto niektóre piwa nie spełniały wymagań w zakresie barwy piwa, kwasowości ogólnej oraz pienistości piwa. Browary nie stosowały się do swoich receptur, a także łamały wręcz narzucone normy.
– Zmiana składu piwa przez niedodanie odpowiedniej ilości słodu powoduje, że w produkcie będzie mniej alkoholu i napój też zmieni smak – wyjaśnia w rozmowie z Faktem technolog z jednego z browarów na południu Polski. – Drogim składnikiem jest chmiel, który daje goryczkę, ale zamiast niego można dodać sproszkowaną żółć bydlęcą, która też nadaje gorzki smak i żółty kolor.
Kary w tysiącach złotych już się posypały na głowy browarów. Kolejne kontrole zostały już zapowiedziane, a konsumentom pozostaje tylko mieć nadzieję, iż sytuacja się poprawi. W międzyczasie pozostaje przerzucenie się na inne alkohole, np. wino, bądź abstynencja.
Michał Jankowski, Wirtualna Polska
Comment