Postanowiłem rozszerzyć działalność Browaru Fortecznego także ku innym wyrobom własnym. Tak też powstała Wędzarnia Forteczna. Wędzarnia jest bardzo bardzo skromna. Z braku miejsca i pieniędzy jest to po prostu niewielka metalowa wędzarnia przenośna nabyta na Allegro. Ma postać niewielkiej szafki z dwoma komorami: dolną mniejszą otwartą przezanczoną na palenisko oraz górną zamykaną zasuwą w której zachodzi wędzenie. W palenisku rozpalamy np węgiel drzewny, na spód komory górnej sypiemy specjalne zrębki olchowo bukowe, które przypalane od spodu puszczają dym. Urządzenie jest więc niesamowicie proste. Użytkowicy forów wędzarniczych wogóle nie chcą tego nazywać wędzarnią a jedynie jej substytutem. Mnie jednak na razie starcza.
Za sobą mam dwa wędzenia. Na pierwszy ogień poszły ryby tj. karmazyn i dorsz. Wędzenie trwało trzy godziny. Ryby uwędziły się bardzo dobrze (jak na pierwszy raz). Dorsz jedynie miał lekko kwaśny posmaczek. Jak się potem dowiedziałem jest to przyczyna zbyt mokrego dymu, z którego to uwalnia się kwas octowy i osiada na wędzonych produktach. A wilgoć uwolniła się chyba ze zbyt mało wysuszonych ryb. Wczoraj uwędziłem pierś z kurczaka oraz udzieć z indyka, jednak wędzenie było dużo mniej efektywne gdyż miałem kłopoty z utrzymaniem właściwej temperatury. Najpierw zapomniałem dołożyć brykietu i palenisko wygasło zupełnie, potem po kilku nieudanych próbach ratowania temperatury przesadziłem z brykietem i podgrzał temperaturę w wędzarni do 80 st. C (przy planowanych na drób 40 st. C). W sumie właściwe wędzenie trwało godzinę, potem przez następną godzinę nie działo się nic a w ostatnią godzinę wędzonki się podpiekły. Jednak po wyjęciu i 45- minutowym gotowaniu okazało się że są bardzo smaczne, chociaż bardzo kruche i zbyt ziołowe (przesadziłem z ziołami przy peklowaniu).
Te dwie próby utwierdziły mnie że eksperymenty wędzarnicze powinienem kontynuować. W przyszłym tygodniu powtórzę wędzenie drobiu przy zachowaniu większego reżimu technologicznego. A w lodówce marynuje się już schab i szynka. Wędzenie ich przewiduję na ok 20 grudnia. Do tej pry muszę dojść do perfekcji.
Za sobą mam dwa wędzenia. Na pierwszy ogień poszły ryby tj. karmazyn i dorsz. Wędzenie trwało trzy godziny. Ryby uwędziły się bardzo dobrze (jak na pierwszy raz). Dorsz jedynie miał lekko kwaśny posmaczek. Jak się potem dowiedziałem jest to przyczyna zbyt mokrego dymu, z którego to uwalnia się kwas octowy i osiada na wędzonych produktach. A wilgoć uwolniła się chyba ze zbyt mało wysuszonych ryb. Wczoraj uwędziłem pierś z kurczaka oraz udzieć z indyka, jednak wędzenie było dużo mniej efektywne gdyż miałem kłopoty z utrzymaniem właściwej temperatury. Najpierw zapomniałem dołożyć brykietu i palenisko wygasło zupełnie, potem po kilku nieudanych próbach ratowania temperatury przesadziłem z brykietem i podgrzał temperaturę w wędzarni do 80 st. C (przy planowanych na drób 40 st. C). W sumie właściwe wędzenie trwało godzinę, potem przez następną godzinę nie działo się nic a w ostatnią godzinę wędzonki się podpiekły. Jednak po wyjęciu i 45- minutowym gotowaniu okazało się że są bardzo smaczne, chociaż bardzo kruche i zbyt ziołowe (przesadziłem z ziołami przy peklowaniu).
Te dwie próby utwierdziły mnie że eksperymenty wędzarnicze powinienem kontynuować. W przyszłym tygodniu powtórzę wędzenie drobiu przy zachowaniu większego reżimu technologicznego. A w lodówce marynuje się już schab i szynka. Wędzenie ich przewiduję na ok 20 grudnia. Do tej pry muszę dojść do perfekcji.
Comment