"Roześlij, gdzie tylko możesz - to bardzo ważne - poszukiwana jest krew grupy ARh- dla umierającego dziecka. Pozdrawiam, nr tel. 604...". Wiadomości SMS z tym dramatycznym apelem otrzymały w piątkowy wieczór tysiące Polaków. Problem w tym, że umierające dziecko nie istnieje. Policja podejrzewa, że SMS mogła nadać szajka, która zarabia na każdej wysłanej z telefonu komórkowego wiadomości - pisze "Dziennik Łódzki".
Prokurator Halina Tokarska z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi wiadomość o konającym dziecku dostała w piątek od koleżanki, innej prokuratorki. - Następnej osobie, do której przesłałam SMS, z przejęcia zaczęłam zaklinać się, że mam inną grupę krwi, drążyłam, aby sobie przypomniała, czy czasem nie zna kogoś z grupą ARh-, bo przecież to dzieciątko w każdej chwili mogło umrzeć - opowiada prokurator Tokarska. - Kiedy ochłonęłam i zaczęłam wydzwaniać pod numer podany w wiadomości SMS, okazało się, że jest odłączony. Sprawdziliśmy. To było jedno wielkie wprowadzanie w błąd. Ile takich wiadomości wysłano? Miliony.
Złości nie kryją też policjanci, którzy już sprawdzili, że numer telefonu podany w SMS-ie jest odłączony. - Dostałem ten SMS od kolegi, policjanta z Poznania. Przekazałem wiadomość kolegom, chcieliśmy nawet umieścić treść tej wiadomości na naszej stronie internetowej. Informatyk był gotów to zrobić, kiedy dowiedzieliśmy się, że to oszustwo. Po takich numerach ludzie przestaną przejmować się apelami o pomoc.
Wytropienie autorów SMS-a to tylko kwestia czasu. Na pewno ich znajdziemy - mówi komisarz Zbigniew Urbański, specjalista ds. przestępczości elektronicznej w Komendzie Głównej Policji. Policjanci już zaczęli namierzać nadawców SMS-a.
Prokurator Halina Tokarska z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi wiadomość o konającym dziecku dostała w piątek od koleżanki, innej prokuratorki. - Następnej osobie, do której przesłałam SMS, z przejęcia zaczęłam zaklinać się, że mam inną grupę krwi, drążyłam, aby sobie przypomniała, czy czasem nie zna kogoś z grupą ARh-, bo przecież to dzieciątko w każdej chwili mogło umrzeć - opowiada prokurator Tokarska. - Kiedy ochłonęłam i zaczęłam wydzwaniać pod numer podany w wiadomości SMS, okazało się, że jest odłączony. Sprawdziliśmy. To było jedno wielkie wprowadzanie w błąd. Ile takich wiadomości wysłano? Miliony.
Złości nie kryją też policjanci, którzy już sprawdzili, że numer telefonu podany w SMS-ie jest odłączony. - Dostałem ten SMS od kolegi, policjanta z Poznania. Przekazałem wiadomość kolegom, chcieliśmy nawet umieścić treść tej wiadomości na naszej stronie internetowej. Informatyk był gotów to zrobić, kiedy dowiedzieliśmy się, że to oszustwo. Po takich numerach ludzie przestaną przejmować się apelami o pomoc.
Wytropienie autorów SMS-a to tylko kwestia czasu. Na pewno ich znajdziemy - mówi komisarz Zbigniew Urbański, specjalista ds. przestępczości elektronicznej w Komendzie Głównej Policji. Policjanci już zaczęli namierzać nadawców SMS-a.
Comment