Postanowiłem, że dzisiejszy wpis będzie miał inną formę niż te poprzednie. Wiąże się to Waszymi licznymi listami do mnie, w których pytacie o różne sprawy dotyczące browarnictwa. Cieszę się, że uważacie mnie za osobę dysponującą nieprzeciętną wiedzą i darzycie sporą ufnością. Emaili nadchodzi tak dużo, że skrzynka zatyka się w ekspresowym tempie - maksymalna ilość wiadomości dla mojej poczty wynosi 5 sztuk - niczym odpływ wanny, w starej, nieremontowanej kamiennicy – w szczególności za sprawą najbardziej oddanego fana, który podpisuje się nickiem "spam".
Dlatego postanowiłem odpowiedzieć tylko na część najciekawszych pytań. Pozostałe na pewno doczekają się mojej uwagi, co nastąpi we właściwej chwili.
Na niektórych etykietach można znaleźć napis "Craft". Co to słowo oznacza w przypadku piwa?
Jeżeli chodzi o samo słowo, to jest ono typowym przypadkiem amerykanizacji życia. Najprawdopodobniej jego początek wiąże się z niemieckim zespołem Kraftwerk. W pewnym małym browarze, usytuowanym w stanie Georgia, piwowar w czasie warzenia słuchał piosenki "Das Model", a ostateczny rezultat przerósł najśmielsze oczekiwania. Piwo otrzymało wiele nagród i od tamtej pory zaczęto mówić o duchu Craftu.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że jest również druga teoria, które wydaje się bardzo naciągana. Otóż, piwowar zamiast słuchać utworu niemieckiej grupy, miał zajadać się czekoladą z firmy "Kraft", która wprowadziła go w istny błogostan. Los chciał, że była to biała odmiana tego przysmaku, i tak mu przypadła do gustu, że wrzucił kilka tabliczek do kotła warzelnego. W ten sposób miał powstać "White Chocolate Stout", oczywiście uwarzony z duchem Cratftu.
Na forach internetowych można często znaleźć wzmianki o czymś takim, jak "DMS", ale nigdzie nie znalazłem wyjaśnień, czym dokładnie jest?
Nie dziwi mnie to. Jest to temat, o którym niechętnie się rozmawia, niemal tak samo, jak o aferze FOZZ w kuluarach sejmowych. Uważa się, że DMS jest skrótem zastępczym od pewnych popularnych kolorowych słodyczy, ale jako, iż jest to marka chroniona, to nikt nie chce narażać się na odszkodowania. To tak w kwestii formalnej, a teraz już bardziej szczegółowo. Nie każdy przestrzega przepisów BHP i dlatego zdarza się, że pracownik coś tam przekąsi w miejscu produkcji. Gdy akurat zajadał się orzeszkami w czekoladzie i jeden taki wpadł do kadzi, albo otwartego zbiornika fermentacyjnego – straszny przeżytek, przecież tam musi dostawać się mnóstwo kurzu – to w końcowym efekcie otrzymywało się piwo o nieprzyjemnym aromacie. Jego zapach zależy od tego, jakiej barwy kulka dostała się w nieodpowiednie miejsce. Zielona odpowiedzialna jest za skojarzenia z brokułami czy groszkiem, żółta sprawi, że poczujemy kukurydzę i kiszoną kapustę, a czerwona przywiedzie na myśl buraka ćwikłowego. Na pewno nasuwa Wam się pytanie, co w przypadku, gdy różnego koloru kulki wpadną tu czy tam. Proste, warzywniak pełną gębą.
Proszę mi wyjaśnić, na czym polega fermentacja spontaniczna?
Jest to bardzo złożony i trudny proces, wymagający właściwej koncentracji oraz zaangażowania. Tak jak w przypadku piw niepasteryzowanych, nad którymi czuwa doświadczony piwowar, ażeby się nie spasteryzowały – bardzo ciężkie zadanie – tak i za fermentację spontaniczną odpowiada specjalnie przeszkolona osoba. Musi ona przypilnować, żeby wszystko działo się spontaniczne, bez żadnego planu. Na hasło "warzymy piwo", rusza do akcji i wsypuje do kotła zaciernego wszystko na oko, a nawet na parę oczu. Wykonuje przy tym różne dziwne ruchy, nierzadko śpiewając. Niby wszystko ma być zaimprowizowane, ale plotka głosi, że piwowarzy często ćwiczą ruchy przed lustrem i w barach z karaoke. Dalsze czynności wyglądają podobnie, chmielu na wyczucie, drożdży na intuicję, a fermentacja i leżakowanie zależą od rzutu monetą albo ilości straconych bramek przez polskich piłkarzy – stosuje się przy tym wylosowany mnożnik. Chociaż po meczu z Hiszpanami było to zbędne. No i jaki mamy na koniec efekt? Najczęściej taki, że większość czuje w takim piwie końską derkę, a cena powala z nóg.
W wielu mocnych piwach – Bóg zapłać - czuć spirytus, czy rzeczywiście browary dodają go do piwa?
Jest to mit, który już nie raz obalali znani, uznani i przystojni blogerzy. Do mnie można przypisać tylko te dwa pierwsze przymiotniki, dlatego tym temat się nie zajmowałem. Ale skoro przyszło takie pytanie, nie wypada go zbyć milczeniem.
Jak już wspomniałem, dolewanie spirytusu do piwa nie jest prawdą. Wiele osób wskazuje na aspekt prawno-ekonomiczny, ja tam uważam, że chodzi o walkę z branżą gorzelnianą. Żaden browar nie chce dać jej zarobić, bo to w końcu, w jakimś tam stopniu, ciągle konkurencja.
Skąd w takim razie ten zapach i posmak? Wiem od znajomego, który jest przedstawicielem handlowym pewnego browaru, znaczy się nie do końca jest, bo miał być, ale nie dostał tej roboty, zapomniał po prostu wysłać CV. Bądź co bądź, ewidentnie kontakt z branżą miał, więc wie co mówi. A zdradził mi, że browary dodają specjalnego aromatu, takiego jak do ciast, o zapachu spirytusu. Oczywiście wszystko jest identyczne z naturalnym, zdrowe i wręcz wskazane. I o to tajemnica naszych ulubionych piw.
Czym się różni porter bałtycki od angielskiego?
Różnica jest taka, jak między Olisadebe, a Davidem Jamesem(angielski bramkarz). Jeden przyjechał z zagranicy i zrobiono z niego polską wersję piłkarza, a drugi urodził się i wychował w Anglii. Rzecz jasna to nie wszystko. Pierwszy jest niższy i młodszy, a drugi wyższy i starszy – większe tradycje. James często zaliczał wpadki – w bramce, nie w łóżku – przez co uważam go za słabego, a Olisadebe potrafił dać czadu, więc oceniam go na mocniejszego. O barwie się nie wypowiadam, bo to już nie moje kompetencje.
Dlatego postanowiłem odpowiedzieć tylko na część najciekawszych pytań. Pozostałe na pewno doczekają się mojej uwagi, co nastąpi we właściwej chwili.
Na niektórych etykietach można znaleźć napis "Craft". Co to słowo oznacza w przypadku piwa?
Jeżeli chodzi o samo słowo, to jest ono typowym przypadkiem amerykanizacji życia. Najprawdopodobniej jego początek wiąże się z niemieckim zespołem Kraftwerk. W pewnym małym browarze, usytuowanym w stanie Georgia, piwowar w czasie warzenia słuchał piosenki "Das Model", a ostateczny rezultat przerósł najśmielsze oczekiwania. Piwo otrzymało wiele nagród i od tamtej pory zaczęto mówić o duchu Craftu.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że jest również druga teoria, które wydaje się bardzo naciągana. Otóż, piwowar zamiast słuchać utworu niemieckiej grupy, miał zajadać się czekoladą z firmy "Kraft", która wprowadziła go w istny błogostan. Los chciał, że była to biała odmiana tego przysmaku, i tak mu przypadła do gustu, że wrzucił kilka tabliczek do kotła warzelnego. W ten sposób miał powstać "White Chocolate Stout", oczywiście uwarzony z duchem Cratftu.
Na forach internetowych można często znaleźć wzmianki o czymś takim, jak "DMS", ale nigdzie nie znalazłem wyjaśnień, czym dokładnie jest?
Nie dziwi mnie to. Jest to temat, o którym niechętnie się rozmawia, niemal tak samo, jak o aferze FOZZ w kuluarach sejmowych. Uważa się, że DMS jest skrótem zastępczym od pewnych popularnych kolorowych słodyczy, ale jako, iż jest to marka chroniona, to nikt nie chce narażać się na odszkodowania. To tak w kwestii formalnej, a teraz już bardziej szczegółowo. Nie każdy przestrzega przepisów BHP i dlatego zdarza się, że pracownik coś tam przekąsi w miejscu produkcji. Gdy akurat zajadał się orzeszkami w czekoladzie i jeden taki wpadł do kadzi, albo otwartego zbiornika fermentacyjnego – straszny przeżytek, przecież tam musi dostawać się mnóstwo kurzu – to w końcowym efekcie otrzymywało się piwo o nieprzyjemnym aromacie. Jego zapach zależy od tego, jakiej barwy kulka dostała się w nieodpowiednie miejsce. Zielona odpowiedzialna jest za skojarzenia z brokułami czy groszkiem, żółta sprawi, że poczujemy kukurydzę i kiszoną kapustę, a czerwona przywiedzie na myśl buraka ćwikłowego. Na pewno nasuwa Wam się pytanie, co w przypadku, gdy różnego koloru kulki wpadną tu czy tam. Proste, warzywniak pełną gębą.
Proszę mi wyjaśnić, na czym polega fermentacja spontaniczna?
Jest to bardzo złożony i trudny proces, wymagający właściwej koncentracji oraz zaangażowania. Tak jak w przypadku piw niepasteryzowanych, nad którymi czuwa doświadczony piwowar, ażeby się nie spasteryzowały – bardzo ciężkie zadanie – tak i za fermentację spontaniczną odpowiada specjalnie przeszkolona osoba. Musi ona przypilnować, żeby wszystko działo się spontaniczne, bez żadnego planu. Na hasło "warzymy piwo", rusza do akcji i wsypuje do kotła zaciernego wszystko na oko, a nawet na parę oczu. Wykonuje przy tym różne dziwne ruchy, nierzadko śpiewając. Niby wszystko ma być zaimprowizowane, ale plotka głosi, że piwowarzy często ćwiczą ruchy przed lustrem i w barach z karaoke. Dalsze czynności wyglądają podobnie, chmielu na wyczucie, drożdży na intuicję, a fermentacja i leżakowanie zależą od rzutu monetą albo ilości straconych bramek przez polskich piłkarzy – stosuje się przy tym wylosowany mnożnik. Chociaż po meczu z Hiszpanami było to zbędne. No i jaki mamy na koniec efekt? Najczęściej taki, że większość czuje w takim piwie końską derkę, a cena powala z nóg.
W wielu mocnych piwach – Bóg zapłać - czuć spirytus, czy rzeczywiście browary dodają go do piwa?
Jest to mit, który już nie raz obalali znani, uznani i przystojni blogerzy. Do mnie można przypisać tylko te dwa pierwsze przymiotniki, dlatego tym temat się nie zajmowałem. Ale skoro przyszło takie pytanie, nie wypada go zbyć milczeniem.
Jak już wspomniałem, dolewanie spirytusu do piwa nie jest prawdą. Wiele osób wskazuje na aspekt prawno-ekonomiczny, ja tam uważam, że chodzi o walkę z branżą gorzelnianą. Żaden browar nie chce dać jej zarobić, bo to w końcu, w jakimś tam stopniu, ciągle konkurencja.
Skąd w takim razie ten zapach i posmak? Wiem od znajomego, który jest przedstawicielem handlowym pewnego browaru, znaczy się nie do końca jest, bo miał być, ale nie dostał tej roboty, zapomniał po prostu wysłać CV. Bądź co bądź, ewidentnie kontakt z branżą miał, więc wie co mówi. A zdradził mi, że browary dodają specjalnego aromatu, takiego jak do ciast, o zapachu spirytusu. Oczywiście wszystko jest identyczne z naturalnym, zdrowe i wręcz wskazane. I o to tajemnica naszych ulubionych piw.
Czym się różni porter bałtycki od angielskiego?
Różnica jest taka, jak między Olisadebe, a Davidem Jamesem(angielski bramkarz). Jeden przyjechał z zagranicy i zrobiono z niego polską wersję piłkarza, a drugi urodził się i wychował w Anglii. Rzecz jasna to nie wszystko. Pierwszy jest niższy i młodszy, a drugi wyższy i starszy – większe tradycje. James często zaliczał wpadki – w bramce, nie w łóżku – przez co uważam go za słabego, a Olisadebe potrafił dać czadu, więc oceniam go na mocniejszego. O barwie się nie wypowiadam, bo to już nie moje kompetencje.
Comment