ANDRZEJ WALIGÓRSKI
SPÓR O PIWO
Narrator:
Kto dzieje miasta uważnie bada
Ten winien wiedzieć, jak miastem
Rządziła Miejska Wrocławska Rada
W burzliwem wieku czternastem.
Na stole, zdobnym esem-floresem
Dwaj się mężowie oparli...
Prezes:
Ja jestem Miejskiej Rady prezesem,
A tamten drugi to skarbnik...
Skarbnik:
Prezes ma do mnie jakowąś ansę
Że tak mi grozi toporkiem?
Prezes:
A mam, bo nasze miejskie finanse
Stoją pod zdechłym Azorkiem!
Skarbnik:
Oj racja racja, pusto jest w kiesie,
Prezes ma głowę jak Nehru...
Ale najdroższy panie prezesie
To wszystko jest wina kleru!
Jestem z rozpaczy po prostu chory,
Bo - wierz mi pan - jako żywo,
Nasze skąd inąd zacne klasztory
Po nocach furt warzą piwo!
Warzą go warzą jak pszczółki w maju
Gdy się wyroją na łęgi,
Poczem po knajpach hurtem sprzedają
I podłapują nam dzieńgi!
Przy zacofaniu i kulcie mitry
Bezsilny jest Miejski Zarząd...
Prezes:
Piwo się przecież mierzy na litry,
Więc czemu mówisz że ważą?
Skarbnik:
O rany, jak to w naszej Ojczyźnie
Nikt się dokładnie nie
Rozeznać w pięknej staropolszczyźnie...
Warzą przez er - zet!
Prezes:
Rozumiem... Trzeba coś radzić drogi kolego,
Nie można tak iść na pasku.....
Który to klasztor?
Skarbnik:
Ten Wincentego
I tamten drugi, Na Piasku.
Prezes:
Niech pan skarbniku siądzie w ta pora
I niech powiestkę napisze
Żeby przysłano tutaj przeora
Lub - he he he! - przeoryszę!
Przeor:
Ja jestem zacny i święty przeor,
Nigdy nie tęsknię za Giną,
Wolę różaniec i confiteor....
Skarbnik:
Proszę nie rzucać łaciną!
Prezes:
Czy ociec święty, trudno to dociec
Bo z oćca lepszy jest towar!
Skarbnik:
Czemuż w klasztorze szanowny ociec
Zrobił gorzelnię?
Przeor:
Nie.... browar...!
Prezes:
Browar w klasztorze!
Skarbnik:
O wielkie nieba!
Przeor:
Ale wszak mędrzec natchniony
Rzekł, że spragnionych napoić trzeba,
A któż z nas nie jest spragniony?
Prezes:
Słusznie ojczulku, lecz płynnym wiktem
Możemy poić lud sami!
Przeor:
To ja obłożę was interdyktem...
Skarbnik:
A my ojczulka kijami!!!!
Narrator:
W mieście zgorszenie, bowiem z przytupem
Oraz z jękami i z wrzaskiem
Leje się Miejska Rada z biskupem
Jak Leszek Drogosz z Walaskiem.
Nikt nie ustąpi, każdy uparty,
Łamią się miecze i lagi,
Aż z nerw wyskoczył król Wacio Czwarty
I przybył swą Skodą z Pragi...
Prezes:
Przybył ci przybył on pełnym gazem
Zbrojny w pepesze i sztyki!
Skarbnik:
A z królem Waciem przybyły razem
Różne przyboczne Pepiki!
Wacio:
Braty se meżdu sobą turbują
A dla nas ubaw po pachy,
Nechaj panowie miasto rabują
A potem prędko do Prahy!!!
Narrator:
W ten sposób, w ciągu dni kilkunastu
Rozsądny Wacio do spodu
Obrobił nasze kłótliwe miasto,
Wziął łupy w troki, i chodu!!!
Zabrał aneugi, kufry i paczki
I uwiózł je w samochodzie
I zrozumiały wtedy Polaczki
Że mądry Polak po szkodzie....
Więc by tę sprawę załatwić pilną
Zaczęli zaraz rajcowie
Układy kleru z władzą cywilną.
Rozmowy trwają
Przeor:
Na zdrowie.....!
SPÓR O PIWO
Narrator:
Kto dzieje miasta uważnie bada
Ten winien wiedzieć, jak miastem
Rządziła Miejska Wrocławska Rada
W burzliwem wieku czternastem.
Na stole, zdobnym esem-floresem
Dwaj się mężowie oparli...
Prezes:
Ja jestem Miejskiej Rady prezesem,
A tamten drugi to skarbnik...
Skarbnik:
Prezes ma do mnie jakowąś ansę
Że tak mi grozi toporkiem?
Prezes:
A mam, bo nasze miejskie finanse
Stoją pod zdechłym Azorkiem!
Skarbnik:
Oj racja racja, pusto jest w kiesie,
Prezes ma głowę jak Nehru...
Ale najdroższy panie prezesie
To wszystko jest wina kleru!
Jestem z rozpaczy po prostu chory,
Bo - wierz mi pan - jako żywo,
Nasze skąd inąd zacne klasztory
Po nocach furt warzą piwo!
Warzą go warzą jak pszczółki w maju
Gdy się wyroją na łęgi,
Poczem po knajpach hurtem sprzedają
I podłapują nam dzieńgi!
Przy zacofaniu i kulcie mitry
Bezsilny jest Miejski Zarząd...
Prezes:
Piwo się przecież mierzy na litry,
Więc czemu mówisz że ważą?
Skarbnik:
O rany, jak to w naszej Ojczyźnie
Nikt się dokładnie nie
Rozeznać w pięknej staropolszczyźnie...
Warzą przez er - zet!
Prezes:
Rozumiem... Trzeba coś radzić drogi kolego,
Nie można tak iść na pasku.....
Który to klasztor?
Skarbnik:
Ten Wincentego
I tamten drugi, Na Piasku.
Prezes:
Niech pan skarbniku siądzie w ta pora
I niech powiestkę napisze
Żeby przysłano tutaj przeora
Lub - he he he! - przeoryszę!
Przeor:
Ja jestem zacny i święty przeor,
Nigdy nie tęsknię za Giną,
Wolę różaniec i confiteor....
Skarbnik:
Proszę nie rzucać łaciną!
Prezes:
Czy ociec święty, trudno to dociec
Bo z oćca lepszy jest towar!
Skarbnik:
Czemuż w klasztorze szanowny ociec
Zrobił gorzelnię?
Przeor:
Nie.... browar...!
Prezes:
Browar w klasztorze!
Skarbnik:
O wielkie nieba!
Przeor:
Ale wszak mędrzec natchniony
Rzekł, że spragnionych napoić trzeba,
A któż z nas nie jest spragniony?
Prezes:
Słusznie ojczulku, lecz płynnym wiktem
Możemy poić lud sami!
Przeor:
To ja obłożę was interdyktem...
Skarbnik:
A my ojczulka kijami!!!!
Narrator:
W mieście zgorszenie, bowiem z przytupem
Oraz z jękami i z wrzaskiem
Leje się Miejska Rada z biskupem
Jak Leszek Drogosz z Walaskiem.
Nikt nie ustąpi, każdy uparty,
Łamią się miecze i lagi,
Aż z nerw wyskoczył król Wacio Czwarty
I przybył swą Skodą z Pragi...
Prezes:
Przybył ci przybył on pełnym gazem
Zbrojny w pepesze i sztyki!
Skarbnik:
A z królem Waciem przybyły razem
Różne przyboczne Pepiki!
Wacio:
Braty se meżdu sobą turbują
A dla nas ubaw po pachy,
Nechaj panowie miasto rabują
A potem prędko do Prahy!!!
Narrator:
W ten sposób, w ciągu dni kilkunastu
Rozsądny Wacio do spodu
Obrobił nasze kłótliwe miasto,
Wziął łupy w troki, i chodu!!!
Zabrał aneugi, kufry i paczki
I uwiózł je w samochodzie
I zrozumiały wtedy Polaczki
Że mądry Polak po szkodzie....
Więc by tę sprawę załatwić pilną
Zaczęli zaraz rajcowie
Układy kleru z władzą cywilną.
Rozmowy trwają
Przeor:
Na zdrowie.....!
Comment