Łagodne, przedpołudniowe światło sączyło się przez lukarnę oświetlając niewielką część pokoju na poddaszu. Panował w nim jeszcze poranny nieład widoczny na pierwszy rzut oka - rozgrzebane łóżko, ubranie przerzucone przez oparcie krzesła, buty niedbale pozostawione samym sobie. W pokoju unosił się zapach ciepłej pościeli zachęcający do dalszej drzemki, jednak dźwięki dochodzące zza uchylonych drzwi sugerowały, że dla kogoś noc już się skończyła. Szum wody tłumił przekleństwa rzucane przez Noel*, ale nie trzeba było specjalnej inteligencji, żeby domyślić się, iż nie jest w dobrym nastroju. Zresztą nigdy nie widziałem jej w dobrym nastroju. Za dnia miała wiele z burzowej chmury - nigdy nie było wiadomo jak szybko wybuchnie. Znałem ją od paru miesięcy i miałem okazję niejednokrotnie doświaczać jej humorów za każdym razem odnosząc wrażenie, że czyni to nie bez konkretnego powodu.
Wyszedłszy z łazienki rzuciła nic nie znaczące spojrzenie w moją stronę i usiadła przy toaletce zajmując się przekładaniem kosmetyków z jednego miejsca na drugie, jakby miało to jakieś znaczenie. Zapanowało nieznośne milczenie przerywane od czasu do czasu stukotem ustawianych przedmiotów. Po chwili jednak nikomu już nie przeszkadzało. Ona, jak to było w jej zwyczaju zajęła się sobą, a ja zerkając na nią starałem się dowiedzieć czegoś więcej o niej. Był to jedyny sposób, gdyż nie lubiła mówić o sobie. Twierdziła, że nie ma w jej życiu nic godnego uwagi. "Możesz wierzyć lub nie, nie dbam o to!" - dodając.
W dzieciństwie została szczodrze obdarzona przez nature, ale jak większość kobiet ma fatalną skłonność do marnowania tego, co dostała. Smukła, wysoka, o delikatnej budowie ciała była w dzieciństwie wysokim, chudym stworzeniem, wyśmiewanym przez niższe koleżanki. W wieku 20 lat, w pełnym rozkwicie urody spostrzegła, że wcale nie jest odpychająca. I wtedy ku swemu nieszczęściu stała się maskotką w rękach meżczyzn, którzy traktowali ją jak swoją własność... Skąd to wiem? Wystarczy na nią popatrzyć - trochę zaniedbana, zamknięta w sobie, z twarzą, na której przykre doświadczenia wyryły piętno rozgoryczenia.
Nie zważając na wnioski z moich obserwacji zajęła się rozczesywaniem mokrych włosów, bedąc jednocześnie w stanie głebokiego zamyślenia, nie pozwalającego zauważyć swoich bezsensownych działań. Widząc jak się męczy nieudolnie próbowałem coś powiedzieć, ale zamilkłem w momencie, gdy zdałem sobie sprawę, że nie wiem co powiedzieć. Milczałem i z każdą chwilą miałem o to niewypowiedzialny żal do siebie. Postanowiłem uciec jak najdalej stąd: od niej, jej problemów, od odpowiedzialności, której nie chciałem ponosić. Brzydząc się siebie wstałem i skierowałem sie w stronę drzwi. Jej "zostań...proszę.." wprawiło mnie w równie ogromne osłupienie co ją samą. Nigdy mnie nie prosiła o nic. Była zbyt dumna, aby od kodoś takiego jak ja czegoś potrzebować. Zostałem i mimo, iż nie wydarzyło się nic szczególnego mieliśmy wrażenie, że tyle nam właśnie potrzeba...
* (imię jest przypadkowe mona je zastąpić dowolnym)
Wyszedłszy z łazienki rzuciła nic nie znaczące spojrzenie w moją stronę i usiadła przy toaletce zajmując się przekładaniem kosmetyków z jednego miejsca na drugie, jakby miało to jakieś znaczenie. Zapanowało nieznośne milczenie przerywane od czasu do czasu stukotem ustawianych przedmiotów. Po chwili jednak nikomu już nie przeszkadzało. Ona, jak to było w jej zwyczaju zajęła się sobą, a ja zerkając na nią starałem się dowiedzieć czegoś więcej o niej. Był to jedyny sposób, gdyż nie lubiła mówić o sobie. Twierdziła, że nie ma w jej życiu nic godnego uwagi. "Możesz wierzyć lub nie, nie dbam o to!" - dodając.
W dzieciństwie została szczodrze obdarzona przez nature, ale jak większość kobiet ma fatalną skłonność do marnowania tego, co dostała. Smukła, wysoka, o delikatnej budowie ciała była w dzieciństwie wysokim, chudym stworzeniem, wyśmiewanym przez niższe koleżanki. W wieku 20 lat, w pełnym rozkwicie urody spostrzegła, że wcale nie jest odpychająca. I wtedy ku swemu nieszczęściu stała się maskotką w rękach meżczyzn, którzy traktowali ją jak swoją własność... Skąd to wiem? Wystarczy na nią popatrzyć - trochę zaniedbana, zamknięta w sobie, z twarzą, na której przykre doświadczenia wyryły piętno rozgoryczenia.
Nie zważając na wnioski z moich obserwacji zajęła się rozczesywaniem mokrych włosów, bedąc jednocześnie w stanie głebokiego zamyślenia, nie pozwalającego zauważyć swoich bezsensownych działań. Widząc jak się męczy nieudolnie próbowałem coś powiedzieć, ale zamilkłem w momencie, gdy zdałem sobie sprawę, że nie wiem co powiedzieć. Milczałem i z każdą chwilą miałem o to niewypowiedzialny żal do siebie. Postanowiłem uciec jak najdalej stąd: od niej, jej problemów, od odpowiedzialności, której nie chciałem ponosić. Brzydząc się siebie wstałem i skierowałem sie w stronę drzwi. Jej "zostań...proszę.." wprawiło mnie w równie ogromne osłupienie co ją samą. Nigdy mnie nie prosiła o nic. Była zbyt dumna, aby od kodoś takiego jak ja czegoś potrzebować. Zostałem i mimo, iż nie wydarzyło się nic szczególnego mieliśmy wrażenie, że tyle nam właśnie potrzeba...
* (imię jest przypadkowe mona je zastąpić dowolnym)